Wejście na Säuleck – trudna via ferrata na łatwy trzytysięcznik
W tym tekście przedstawię kolejny alpejski trzytysięcznik. Również łatwo dostępny i dość popularny, choć posiadający też inny wariant wejścia, prowadzący po wymagającej via ferracie. Opiszę więc obie trasy, wytyczone od malowniczo położonego schroniska Arthur von Schmid Haus, które samo w sobie może stanowić ciekawy cel wysokogórskiego spaceru.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
To trzeci dzień moich alpejskich wakacji. W sobotę udało się przejść via ferratę Fallbach Klettersteig oraz zdobyć Grosser Hafner, który był dla mnie pierwszym wejściem powyżej 3000 metrów. Niedzielę, ze względu na kiepską pogodę, w całości przeznaczyłem na odpoczynek. Później jednak warunki się poprawiły, więc poniedziałek znów warto było wykorzystać na zdobycie jakiegoś trzytysięcznika. Tym razem padło na Säuleck.
Wejście na Säuleck – co warto wiedzieć
Säuleck położony jest w austriackich Wysokich Taurach, pośrodku pasma Ankogelgruppe. Mierzy 3086 metrów n.p.m., co czyni go jednym z kilku trzytysięczników dostępnych w tej okolicy. Ze względu na niewielkie trudności drogi normalnej, bliskość schroniska oraz duże walory widokowe, Säuleck cieszy się sporą popularnością wśród turystów.
Góra najczęściej zdobywana jest od zachodu, po umiarkowanie długiej drodze prowadzącej przez schronisko Arthur von Schmid Haus. Pod budynek prowadzi szlak z numerem 510, dalej idzie się trasą 534. Na obu nie występują trudności większe niż 0, co oznacza, że nie powinno być nawet konieczności pomagania sobie rękami. Ot, zwykły spacer, choć od parkingu trwający około 5-6 godzin.
Na Säuleck można też wejść innymi, bardziej wymagającymi drogami. Dużą popularnością cieszy się grań Detmoltergrat, ciągnąca się od mierzącego 3360 metrów Hochalmspitze. To łatwa, choć długa droga wspinaczkowa, częściowo zamieniona na via ferratę. Inną ferratę wytyczono na południowo-zachodniej ścianie góry – ta posiada trudności D/E i jest jedną z najbardziej wymagających w okolicy. Jej przejście wymaga trochę siły i doświadczenia, a wspinacza może zająć nawet 2-3 godziny.
Na wierzchołku Säulecka znajdziemy kilkumetrowy krzyż ze skrzynką (w środku jest zeszyt, kto którego można wpisać), a także drewniana ławka, gdzie można wygodnie usiąść i odpocząć. Są też świetne widoki na okolice – kto wie, może najlepsze ze wszystkich szczytów, jakie odwiedziłem podczas tego wyjazdu.
Początek trasy znajduje się natomiast na parkingu przy granicy parku narodowego. Postój jest płatny kilka euro (przy wjeździe jest automat), a samo dostanie się na miejsce wymaga pokonania kilku kilometrów po wąskiej, stromej i krętej drodze.
Relacja z wejścia na Säuleck – via ferrata oraz droga normalna
Dojazd do szlaku
Tego dnia wstajemy o 4:00, jemy śniadanie, pakujemy potrzebne rzeczy i mniej więcej godzinę później zaczynamy przejazd pod szlak. Z kwatery w miejscowości Obervellach mamy tam tylko kilkanaście kilometrów, jednak teren raczej nie pozwoli na szybką jazdę.
W pierwszej kolejności kierujemy się na Mallnitz, czyli popularną miejscowość turystyczną. Tam, w okolicy dworca kolejowego odbijamy na wschód i zaczynamy długi podjazd po wąskiej, górskiej drodze. Jadę taką po raz pierwszy, więc nawet się cieszę, że jest jeszcze ciemno. Brak barierek i spore przepaście po jednej ze stron potrafią być lekko stresujące. Na szczęście, obyło się bez konieczności wymijania ze zjeżdżającymi pojazdami.
Wkrótce, po kilku kilometrach podjazdu, docieramy na parking. Tam płacę kartą w automacie przy wjeździe i zostawiam auto na dużym placu. Miejsca jest sporo, a mimo wciąż trwającego sezonu i dobrej pogody, nie ma tu zbyt wielu innych samochodów.
Dojście do schroniska Arthur von Schmid Haus
Ruszamy w górę doliny. Na tym odcinku cały czas mamy pod nogami utwardzaną, szeroką drogę. Gdzieś na początku trasy przeprowadza nas ona przez strumień, później wiedzie przy nim w częściowo zalesionym terenie. Czasem mijamy też polany oraz jakieś budynki gospodarcze.
Po mnie więcej pół godzinie niezbyt stromego podejścia docieramy pod niewielkie schronisko Konradhütte, położone przy równie niedużym jeziorze. Teren jest ładny, a za dnia można tu spotkać wielu odpoczywających turystów. My po prostu mijamy budynek i od razu idziemy dalej.
Na kolejnym odcinku mierzymy się z trochę bardziej wymagającym terenem. Ścieżka się zwęża, a my przez jakiś czas podchodzimy po zalesionym zboczu, które oferuje nam niezły widok na dolne piętro doliny. W międzyczasie, za jedną z grani rozgrywa się właśnie wschód słońca.
Powyżej progu dostajemy się na kolejne wypłaszczenie. Mijamy pasące się stado krów, a dalej następne schronisko, tym razem położone w pewnej odległości od szlaku. To nosi nazwę Dösner Hütte i leży na wysokości niecałych 2000 metrów. O tej porze nikogo przy nim nie ma, choć to akurat szczególnie nas nie dziwi.
Z czasem roślinność zaczyna się kurczyć. Dookoła mamy już tylko pojedyncze drzewka i krzewy, a w otaczającym nas krajobrazie coraz więcej jest niskich trawek, piargów i skały. Kawałek dalej mamy też ładną polanę z płynącym przez środek strumieniem. Teren jest nieco podmokły, jednak szlak poprowadzono w ten sposób, że da się przejść bez żadnych problemów.
Gdy i ta polana zostaje za nami, zaczynamy kolejne, już ostatnie podejście do schroniska. Tu znów jest bardziej stromo, choć wciąż bez konieczności używania rąk. Pokonując ten odcinek, po drodze mijamy spływający po skałach wodospad oraz stojący przy nim, niewielki domek (być może jest to jakiś schron).
W końcu przedostajemy się przez próg, dostrzegając najpierw kolorowy budynek schroniska, a później leżące kawałek od niego jezioro. To ostatnie nazywa się Dösner See i potrafi zrobić niemałe wrażenie. Dojście w to miejsce zajęło nam około 2 godziny. Czas całkiem dobry, więc postanawiamy zrobić chwilę przerwy na jakiś większy posiłek.
Podejście pod via ferratę
Po skończonej przerwie odbijamy na północ, mijamy budynek schroniska, i zaczynamy podejście na kolejne zbocze. Z daleka odcinek wydaje się dość stromy, jednak już wkrótce okazuje się, że wcale nie jest bardziej wymagający niż te pokonywane wcześniej.
Po kilku, może kilkunastu minutach poruszania się zakosami, udaje nam się nabrać trochę wysokości. Z czasem odbijamy na wschód, a nachylenie terenu stopniowo spada. Pod względem oznaczenia trasy, wszystko wciąż wygląda wzorowo. Ciężko byłoby tu pobłądzić nawet przy gęstej mgle.
Wkrótce Säuleck prezentuje się już prawdę imponująco. Z tego miejsca dobrze widać zarówno drogę normalną, która na wierzchołek prowadzi przy łagodnie nachylonej i pozbawionej trudności grani, jak i południowo-zachodnią ścianę, gdzie zbudowano „naszą” via ferratę.
Zbliżając się do ściany, zaczynamy się rozglądać za zejściem w stronę ferraty. W tej chwili nie mamy pojęcia, czy będzie ono w jakikolwiek sposób oznaczone. Na szczęście, formacja, którą ta ferrata startuje jest dość charakterystyczna, więc w razie czego, sami coś bez problemu wymyślimy.
Wkrótce okazuje się jednak, że improwizacja nie będzie konieczna. W pewnej chwili natrafiamy na duży, biały napis o treści „D-E” ze strzałką w lewo, a także żółtą, typową dla austriackich gór tabliczkę z drogowskazem.
Odbijamy zgodnie ze wskazanym kierunkiem i po nieco mniej równym, choć wciąż pozbawionym trudności terenie idziemy w stronę ściany. Drogę od czasu do czasu znaczą czerwone kropki, które w końcu kierują nas na piargi znajdujące się tuż pod ścianą. Tam musimy podchodzić nieco ostrożniej, choć ostatecznie, do skał docieramy bez żadnych komplikacji.
Säuleck – wejście via ferratą
Pora ubrać sprzęt, chwilę poczekać na resztę zespołu i można zaczynać wspinaczkę. Początek jest za D, więc teoretycznie nie najtrudniejszy, choć dziś to właśnie on okaże się najbardziej wymagający. Już chwilę po wejściu w to płytowe zacięcie okazuje się, że podłoże jest mokre, a skała bardziej stroma, niż wydawała się z dołu. W efekcie, podchodzenie tędy jest bardzo siłowe i wymaga sporo ostrożności.
W górnej części tego odcinka wycena spada do C/D, choć moim zdaniem, różnica nie jest bardzo odczuwalna. Później ubezpieczenia się kończą i na chwilę trafiamy na teren bez trudności. Musimy po prostu przejść kawałek po ścieżce wśród piargów, aż do wejścia na położone kawałek dalej skały.
Niestety, w tym miejscu pojawiają się inne komplikacje. Do góry ruszyło nas czterech, jednak przez dłuższą chwilę, na tym wypłaszczeniu stoję tylko z jednym z kolegów. Wkrótce okazuje się, że ktoś inny ma problem zdrowotny i jednak się wycofuje na drogę normalną.
Gdy piargi się kończą, przed nami wyrasta krótka, choć niemal pionowa ścianka. To jeden kolejny trudny odcinek tej ferraty. Najpierw mamy chwilę za D/E, później kawałek D i znów parę metrów D/E. Przejście wymaga trochę siły, choć dla odmiany, tu mamy już suchą skałę, która w dodatku oferuje sporo wygodnych stopni.
Wyżej trudności szybko maleją, a grań staje mniej stroma. Pojawia się też niezły widok na kolejny odcinek trasy. Tam znów czeka nas trochę bardziej wymagającego podejścia, jednak póki co, mamy przed sobą parę łatwiejszych minut.
Położony kawałek dalej odcinek posiada trudności C/D, w środku których znajduje się przymocowana do skał skrzynka. Wewnątrz, jak zawsze w takich przypadkach, można znaleźć zeszyt i coś do pisania. Robimy więc krótki postój, ale na dodać tam również nasze nazwiska.
Ponad skrzynką trudności C/D ciągną się jeszcze kawałek, pod koniec przechodząc nawet w delikatnie przewieszone D. Za nim czeka kilka metrów niezbyt trudnego zejścia, z później chyba ostatni z bardziej wymagających fragmentów. Tym razem D/E, choć na tyle krótkie, że ciężko się tu jakoś bardziej zmęczyć.
Z tego miejsca została nam chwila wspinaczki granią za C, a później dojście miejsca, gdzie łączy się ona z długą, zachodnią granią Säulecka. Tam skręcamy w prawo i zaczynamy wspinaczkę w stronę szczytu. Stąd, wydaje się on być już blisko, jednak w rzeczywistości będzie trzeba jeszcze trochę podejść.
Będąc na zachodniej grani nie mamy już wiele wysokości do nabrania. Poruszamy się to w górę, to trochę w dół, czasem w sporej ekspozycji. Pod kątem trudności, dominuje tu głównie C, czasem lekko zahaczające o wyższe lub niższe „literki”.
Trudności ferraty ciągną się praktycznie pod sam wierzchołek. Stalowa linka kończy się zaledwie kilka metrów przez postawionym na szczycie krzyżem. Tu można się odpiąć i cieszyć ze zdobycia kolejnego trzytysięcznika. Tym razem, wejście na taką wysokość wiązało się już w pewnym wyzwaniem, zarówno technicznym, jak i kondycyjnym. Dla mnie, była to najdłuższa oraz najwyżej położona via ferrata, z jaką mierzyłem się do tej pory.
Tak się składa, że całą czwórką docieramy na szczyt mniej więcej w tym samym czasie. Pomiędzy naszą „ferratową” trójką, a kontuzjowanym (choć pełnym woli walki) kolegą idącym łatwiejszym wariantem jest tylko parę minut różnicy. Co więcej, na dłuższy czas mamy ten wierzchołek na wyłączność, więc aż szkoda byłoby nie skorzystać z okazji i nie zostać tu na dłużej.
Zejście z Säulecka drogą normalną
Myślę, że na szczycie spędziliśmy dobrą godzinę, może nawet więcej. Po tym czasie opuszczamy wierzchołek i zaczynamy zejście wzdłuż południowej grani. Nie jest ono zbyt strome, choć pod nogami mamy sporo kruchego terenu, który wymusza zwiększoną ostrożność. W międzyczasie mijamy też kilku wchodzących ludzi. Generalnie, ten szczyt jest dość popularny, choć takich tłumów, jak znane z Tatr nie trzeba się tu obawiać.
Po kilkunastu minutach obniżania się docieramy do rozdroża, gdzie można dalej schodzić drogą normalną (szlak 534) albo iść prosto trasą 533a, która pozwoli zejść po drugiej stronie jeziora Dösner See, albo wręcz przedostać się do innej z tutejszych dolin. Dla nas bardziej optymalne jest trzymanie się drogi normalnej, choć część osób wybiera wariant z obejściem jeziora.
Po skręcie w lewo idę jakiś czas wzdłuż ściany Säulecka, po której niedawno wspinaliśmy się opisywaną via ferratą. Kawałek dalej warianty się łączą, więc trafiam na znajomą część szlaku. Tu przez jakiś czas będzie bardzo łatwo i niezbyt stromo.
Z czasem szlak kieruje mnie coraz bardziej w dół. Skręcam też lekko w lewo i przez jakiś czas schodzę zakosami po stromym zboczu. Nie trwa to jednak więcej niż parę minut, po których docieram w okolicę schroniska. Chwilę później siedzimy tam już w czwórkę i robimy chwilę dłuższej przerwy.
Zejście spod schroniska Arthur von Schmid Haus
Po zakończonym postoju ruszamy dalej, po szlaku 510, którym chcemy zejść aż do parkingu. Nim to się jednak stanie, będziemy musieli pokonać parę progów tej pięknej, choć dość długiej doliny. Na szczęście, mimo kilku ciemniejszych chmur przesuwających się ponad pobliskimi graniami, pogoda wciąż nieźle się trzyma.
Pierwszy próg pokonujemy przy wodospadzie, z czasem trafiając na opisaną wcześniej polanę ze strumieniem. Później mijamy Dösner Hütte, a za nim mamy kolejny próg, gdzie schodzimy już w terenie częściowo zalesionym.
Na niższym piętrze mamy kolejne schronisko – tym razem jest to Konradhütte położone nad niewielkim stawem. Za tym miejscem poruszamy się już po wygodnej, szerokiej drodze o szutrowej nawierzchni. Po około pół godzinie dalszego zejścia, dostajemy się na parking, gdzie kończymy pieszą część dzisiejszej wycieczki.
Säuleck – podsumowanie
Choć Säuleck jest tylko odrobinę wyższy niż zdobyty dwa dni wcześniej Grosser Hafner, to wejście na niego było znacznie bardziej wymagające. Po raz pierwszy miałem okazję poruszać się wysokogórską via ferratą, która w dodatku nie należała do najkrótszych oraz miała spore nagromadzenie trudności. Nie był to jednak żaden problem. Wręcz przeciwnie – przejście dało mi mnóstwo frajdy i ochotę, by kiedyś ponownie zmierzyć się trasą tego typu.
Wejście na Säuleck mogę polecić każdemu, kto ma zamiar odwiedzić tę część austriackich Alp. To świetna góra dla początkujących, którzy mogą dostać się na szczyt łatwą i pełną pięknych widoków drogą normalną, a także dla bardziej doświadczonych turystów, którzy będą mieć okazję spróbować swoich sił na opisanej w tym artykule via ferracie albo równie ciekawej, choć nieznanej mi jeszcze drodze Detmoltergrat, prowadzącej między Säuleckiem a Hochalmspitze. Jest tu co robić, więc nie wykluczam, że sam jeszcze kiedyś na ten szczyt wrócę.