Kozia Turnia i Rzeżuchowe Turnie – wejście przez Skrajną Kozią Szczerbinę
Trzy niezbyt wysokie, dość mało znane szczyty. Leżą na jednej z bocznych grani i raczej niezbyt często budzą zainteresowanie turystów. Mimo to, sam uznaję je za zdecydowanie warte odwiedzenia, szczególnie w tej początkowej części sezonu, gdzie wyższe i ambitniejsze cele wciąż wymagają używania sprzętu zimowego.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Jeśli ktoś regularnie śledzi zarówno ten blog, jak i mój kanał na YouTube, pewnie już dawno zauważył, że tutaj, w treściach pisanych, robią się naprawdę spore zaległości. Przyczyna jest dość oczywista – za mało czasu na wszystko, co by się chciało robić – jednak niestety, nie za bardzo mam co z tym problemem zrobić (a rezygnacja z pracy zawodowej raczej nie wchodzi w grę…).
W czerwcu oraz początkiem lipca było w górach mnóstwo pogodnych dni, więc korzystałem z nich dość ochoczo. To jednak tylko pogłębiało zaległości z publikacji materiałów, których produkcja też zajmuje niemało czasu. Ale mniejsza z tym, mam nadzieję, że w końcu uda mi się jakoś z tego wszystkiego odkopać.
Kozia Turnia i Rzeżuchowe Turnie – podstawowe informacje
Zarówno Kozia Turnia, jak i obie Rzeżuchowe Turnie znajdują się na jednej z bocznych grani w słowackiej części Tatr Wysokich. Grań odchodzi od popularnego wśród turystów Jagnięcego Szczytu i nosi nazwę Koziej Grani.
Kozia Turnia wznosi się na wysokość 2111 metrów, Rzeżuchowe Turnie są nieco niższe: Zadnia mierzy 2070 metrów, natomiast Skrajna 2033 metry. Pomiędzy „Rzeżuchami” znajduje się Skrajna Rzeżuchowa Przełączka, z kolei między Kozią Turnią a Zadnią Rzeżuchową Turnią położona jest Zadnia Rzeżuchowa Przełączka.
W żadne z tych miejsc nie prowadzi znakowany szlak turystyczny, jednak teren jest udostępniony dla taterników (poruszających się drogami o trudnościach co najmniej trójkowych) lub osób chcących zdobywać szczyty w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Za złamanie tych zasad grozi mandat w wysokości dochodzącej nawet do 300 euro.
Najprostsze drogi prowadzące na wspomniane szczyty są wycenione na 0+, choć moim zdaniem, niektóre miejsca (np. wejście na wierzchołek Zadniej Rzeżuchowej Turni) są nieco trudniejsze. W tym tekście zostanie opisana trasa prowadząca przez Skrajną Kozią Szczerbinę, a później częściowo granią.
Pod względem czasu i przewyższeń, wycieczka raczej nie należy do męczących. Ze względu na położenie masywu, jest to też niezła propozycja na początkową część sezonu. W tym roku, śniegu nie było tam już początkiem czerwca.
Wejście na Kozią Turnię oraz na Rzeżuchowe Turnie – relacja z wycieczki
Dojazd do szlaku
Na tę wycieczkę wybieramy się w trzy osoby. Startujemy jak zwykle gdzieś w środku nocy, z południowej części Krakowa. Szybko dostajemy się do Zakopianki i ruszamy nią w stronę Nowego Targu. Tam skręcamy na Jurgów, gdzie znajduje się polsko-słowackie przejście graniczne.
Gdy jesteśmy już na Słowacji, przez jakiś czas objeżdżamy Tatry od wschodu, a następnie, już po minięciu Tatrzańskiej Kotliny, odbijamy na Drogę Wolności (numer 537). Jedziemy nią parę kilometrów, aż do miejsca zwanego Biała Woda Kieżmarska, gdzie znajduje się średniej wielkości parking przy starcie żółtego szlaku. Cena za postój wynosi 10 euro / doba, jednak obecnie nie ma tu jeszcze nikogo, więc po prostu zostawiamy samochód z zamiarem zapłaty po powrocie.
Żółty szlak do Doliny Jagnięcej
Na szlak wchodzimy jeszcze po ciemku. Maszerujemy wygodną, szeroką drogą szutrową. Początkowo jest niemal płaska, dopiero później pojawia się delikatne nachylenie. Sporą część odcinka spędzamy w lesie bez widoków, czasem w dość bliskiej odległości od potoku. Gdzieś po drodze, mijamy odejścia kilku innych tras turystycznych.
Kawałek przed dojściem do schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim pojawiają się świetne widoki na otoczenie doliny. Później idziemy jeszcze kawałek w otwartym terenie, aż docieramy pod budynek, gdzie robimy chwilę porannej przerwy.
Po zakończeniu postoju wracamy na żółtym szlak i ruszamy nim dalej w stronę Doliny Jagnięcej. Aby się tam dostać, musimy jednak najpierw pokonać umiarkowanie stromy próg, który zaczyna się praktycznie tuż za schroniskiem. Podchodzimy nim przez kilkanaście minut, głównie w otoczeniu kosodrzewiny.
Ponad progiem teren robi się bardziej płaski. Idziemy jeszcze kawałek żółtym szlakiem, aż docieramy w okolicę Czerwonego Stawu Kieżmarskiego. Tam, a właściwie odrobinę przed jeziorem, skręcamy w prawo na umiarkowanie wyraźną ścieżkę, prowadzącą w stronę żlebu opadającego ze Skrajnej Koziej Szczerbiny.
Wejście na Skrajną Kozią Szczerbinę
Pod względem orientacji, ten odcinek nie sprawia żadnych problemów. Zarówno przełęcz, jak i ogólny przebieg prowadzącej tam drogi cały czas widać i nawet jak nie znajdzie się jej optymalnego przebiegu, to i tak się trafi. W razie czego, pomocne mogą być pojawiające się od czasu do czasu kopczyki oraz umiarkowanie wyraźna ścieżka.
Przechodzimy przez strumień, po trawkach idziemy chwilę wzdłuż płata kosodrzewiny, następnie trafiamy na głazowisko. Tu stopniowo odbijamy do jego prawej krawędzi, jednak równie dobrą opcją może być pójście z lewej. W obu wariantach w końcu trafimy na jakieś ślady ludzkiej działalności.
Po paru minutach marszu nachylenie zbocze wzrasta, a podłoże robi dość kruche. Nie idzie się tędy źle, ale jakoś bardzo wygodnie też nie jest. Trzeba ostrożnie stawiać kroki uważając, by stopa nie zjechała wraz piargiem lub na mokrych trawkach. Wysokość nabieramy jednak szybko i bez żadnych większych przeszkód.
W górnej części teren staje się bardziej trawiasty, choć i tu nietrudno jest trafić na luźno leżące kamienie. Idziemy tak jeszcze przez kilkanaście minut, aż w końcu osiągamy Skrają Kozią Szczerbinę. Na przełęcz wchodzimy ścieżką prowadzącą nieco od lewej strony, a ona sama jest niewielkim wcięciem w Koziej Grani, położonym między Kozią Kopką, a będącą jednym z naszych dzisiejszych celów, Kozią Turnią.
Wejście na Kozią Turnię
Robimy chwilę przerwy, a następnie skręcamy w prawo i ruszamy po ścieżce obchodzącej grań Koziej Turni. Jest dość dobrze widoczna i to nią prowadzi najłatwiejsza droga na wierzchołek. Po kilku metrach dopadają nas jednak wątpliwości. Patrzymy na mijaną właśnie grań i dochodzimy do wniosku, że jej przejście powinno się zmieścić w granicach naszych możliwości. Wracamy na przełęcz i zaczynamy jeszcze raz – tym razem górą.
Początek grani faktycznie okazuje się łatwy. Trudności w granicach 0+ / I, przebieg oczywisty. Ekspozycja po stronie Doliny Jagnięcej jest dość duża, jednak nie paraliżuje. W razie czego, nie trzeba iść tego odcinka bardzo ściśle, a znalezienie różnych obejść nie powinno sprawiać problemów.
Wydaje mi się, że ta druga, położona wyżej część grani oferuje nieco wyższe trudności, jednak wciąż nie przekraczają one jedynki. Idzie się bardzo przyjemnie, a sucha, lita skała oferuje w miarę pewne chwyty i stopnie. Nie ukrywam, że bardzo lubię takie miejsca w górach.
Ostatnie metry grani są niemal poziome. Idziemy nią jeszcze minutę lub dwie, po czym docieramy na wierzchołek. Ten oferuje wystarczająco dużo miejsca dla paru osób, a także niezłe widoki na sąsiednie doliny oraz otaczające je szczyty.
Wejście na Zadnią i Skrajną Rzeżuchową Turnię
Po krótkim postoju na Koziej Turni ruszamy ku dalszych celom. Tu nie będziemy już iść granią, która z tej perspektywy wydaje się robić coraz trudniejsza. Odbijamy więc w stronę Doliny Białych Stawów i zaczynamy zejście z wierzchołka.
Początek jest w miarę oczywisty. Schodzimy po skalnych i trawiastych półkach, oferujących „zeroplusowe” trudności. Od czasu do czasu pojawia się ścieżka, choć nie jest na tyle wyraźna, by rozwiać wszystkie wątpliwości. Generalnie, trzeba się tu przedostać na drugą stronę skalnej grzędy po prawej stronie, jednak miejsce przejścia nie jest zbyt oczywiste.
Ostatecznie, schodzimy tu dość nisko, wcześniej parę razy oddalając się od wspomnianej grzędy. Później skręcamy w prawo i przecinamy ją w miejscu, gdzie skalistego terenu jest już bardzo mało. Tam też znajdujemy bardziej wyraźną ścieżkę, która ciągnie się w stronę Zadniej Rzeżuchowej Przełączki.
Do przełączki docieramy dość szybko. Ścieżka jest początkowo pozioma, potem delikatnie się wznosi. Trudności techniczne praktycznie nie występują, więc już po kilku minutach stoimy przed wejściem na Zadnią Rzeżuchową Turnię.
Ta jednak wygląda dość groźnie. Pod samym szczytem znajduje się parę gładkich, pochyłych płyt, których trudność oceniłbym na co najmniej I. Fakt, to tylko parę ruchów i po dokładniejszym przyjrzeniu da się dostrzec kilka chwytów i stopni, jednak myślę, że wciąż są to najtrudniejsze metry całego przejścia.
Za najtrudniejszą z płyt znajduje się jeszcze parę metrów mniej wymagającej, choć lekko eksponowanej grani, którą osiągamy najwyższy punkt turni. Tu miejsca jest już zdecydowanie mniej niż na wcześniejszym szczycie, więc każde z nas musi chwilę poczekać na swoją kolej.
Parę minut później wracamy na Zadnią Rzeżuchową Przełączkę. Ja po płytach, reszta jakimś kominkiem obok, którego trudności wydają się zbliżone.
Naszym następnym celem jest zejście na Skrajną Rzeżuchową Przełączkę, jednak od razu przyznam, że ten odcinek udało nam się nieco skomplikować. Ale cóż, nie można tu liczyć na dobrze widoczną ścieżkę, ani kopczyki, więc nietrudno jest wybrać jakimś mniej optymalny wariant.
A w czym konkretnie problem? Po powrocie na przełączkę powinniśmy odbić w stronę Doliny Jagnięcej i tam szukać dalszego zejścia. My jednak skręciliśmy w stronę Doliny Białych Stawów, gdzie zbocze jest początkowo łagodniejsze i przez to wariant wydaje się bardziej intuicyjny. W efekcie, parę metrów dalej czeka nas zejście stromym, skalno-trawiastym żlebkiem o kliku miejscach trudniejszych niż oczekiwane 0+.
W końcu, teren robi się łagodniejszy. Po trawkach, już bez dodatkowych atrakcji, docieramy na pobliską przełączkę. Tuż za nią wznosi się Skrajna Rzeżuchowa Turnia, będąca naszym kolejnym celem. Nim jednak zaczniemy się tam wdrapywać, stajemy przed dylematem dotyczącym dostępnych dróg: iść łatwiejszym obejściem, czy jednak pobawić się chwilę na stromej grani? Wiele nie trzeba, żebyśmy wybrali to drugie.
Podobnie, jak na Koziej Turni, i tutaj grań oferuje nam mnóstwo fajnego wspinania o trudnościach między 0+ a I. Przebieg jest oczywisty, ekspozycja miejscami spora, jednak praktycznie wszystko, co bardziej wymagające, da się obejść po lewej stronie.
Po paru minutach docieramy na wierzchołek. Ten jest nieco bardziej rozległy niż na Zadniej Rzeżuchowej Turni, a w jego najwyższym punkcie znajdujemy niewielki kopczyk. Robimy tu chwilę przerwy, choć ze względu na psującą się pogodę, nie za bardzo da się cieszyć widokami.
Powrót na Skrajną Kozią Szczerbinę
W drodze powrotnej postanawiamy już nie kombinować i wybieramy najłatwiejszy z dostępnych wariantów. Ze Skrajnej Rzeżuchowej Turni schodzimy w miarę nieźle widoczną ścieżką, która wiedzie nas w pewnej odległości od grani. Teren pod nogami jest częściowo trawiasty, odrobiny kruchy i czasem wymagający drobnej pomocy rąk.
Dość szybko mijamy Skrajną Rzeżuchową Przełączkę, po czym zaczynamy przejście na Zadnią Rzeżuchową Przełączkę. Podchodzimy pod wspomniany wcześniej, wredny żlebik i tutaj ekipa się rozdziela. Podczas, gdy pozostała dwójka idzie do góry drogą wcześniejszego zejścia, ja odbijam na trawki po lewej i zaczynam nimi podchodzić. Wkrótce okazuje się, że wariant jest wyraźnie łatwiejszy i to jego polecam osobom, chcącym kiedyś odwiedzić opisane tu szczyty.
Po wejściu na przełączkę droga staje się już bardziej oczywista. Praktycznie cały czas trawersujemy zbocze Koziej Turni, trzymając się sporo poniżej jej wierzchołka. Ścieżka jest wyraźna i raczej pozbawiona trudności, co pozwala nam w kilka minut dostać się z powrotem na Skrajną Kozią Szczerbinę.
Zejście do Doliny Jagnięcej
Jesteśmy na przełęczy, gdzie robimy kolejny, trwający parę minut postój. Trzeba w końcu coś zjeść, wypić i zebrać sił na dalszą trasę. Jej następnym etapem jest zejście do Doliny Jagnięcej, gdzie mamy zamiar wrócić na biegnący jej dnem, żółty szlak.
W górnej części zejścia trzymamy się ścieżki, prowadzącej po prawej stronie tej największej kruszyzny. Idzie się nią w miarę wygodnie, jednak ostatecznie, i tak nie unikniemy chodzenia po piargach. Na szczęście, o tej godzinie, są już ona bardziej suche niż rano.
Im niżej schodzimy, tym bardziej odbijamy na zachód (czyli z naszej perspektywy w prawo). To nieco inny wariant, niż poranny, jednak mamy ku temu dwa powody. Po pierwsze, tędy idzie się po prostu lepiej. Jest mniej krucho, częściej widać ścieżkę, pojawiają się nawet kopce. A druga rzecz – mamy jeszcze dziś sporo czasu, więc chcemy do programu tej wycieczki dorzucić jeszcze jeden punkt: wejście na Jastrzębią Turnię. To będzie nieco trudniejsze, jednak szczegóły opiszę w następnym tekście.
Tę relację zakończę w Dolinie Jagnięcej, dodając tylko, że po powrocie z Jastrzębiej Turni też docieramy w to miejsce, a następnie schodzimy najpierw w kierunku schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, a później parkingu w Białej Wodzie Kieżmarskiej.
Kozia Turnia i Rzeżuchowe Turnie – podsumowanie wejścia
Im więcej chodzę po Tatrach, w tym mniej znane miejsca zaglądam. Jeszcze parę lat temu, pewnie nie widziałbym w tych trzech szczytach nic ciekawego. Ani wysokie, ani szczególnie trudne, ani pięknie położone. Z czasem zacząłem jednak doceniać takie okolice – rzadko odwiedzane, bez wyraźnych ścieżek, z minimalną szansą spotkania kogokolwiek innego. Myślę, że w przyszłości takich przejść będzie jeszcze więcej, bo oferują mi ono sporo z tych wartości, których szukam w górach.
Uważam, że jest to w miarę naturalna ścieżka górskiego rozwoju. Najpierw chciałem przejść wszystkie dostępne szlaki, później zajrzeć na najwyższe szczyty, a teraz dążę do albo coraz większych trudności, albo odwiedzania właśnie takich, bardziej niszowych miejsc.
Powoli uczę się też lepiej dobierać cele do panujących warunków. Ten sezon zacząłem dość wcześnie, więc w wielu wyżej położonych miejscach leży jeszcze sporo śniegu. A jeśli chcę chodzić na lekko, bez noszenia zimowych butów, raków i czekana, to muszę mieć w miarę dobre rozeznanie w wystawach dróg, ich przebiegu, nasłonecznieniu, a także historii pogody z paru poprzednich dni. Nie można po prostu wybrać dowolnej góry z przygotowanej wcześniej listy i liczyć, że „jakoś to będzie”. Trzeba się trochę więcej wysilić, lecz dzięki temu można też znacznie zwiększyć szanse na zrobienie w sezonie sporej liczby naprawdę fajnych przejść.