Łomnica zimą – wejście przez Łomnicką Przełęcz
Mimo sporej wysokości, Łomnica jest szczytem dostępnym praktycznie dla każdego. Za kilkadzisiąt euro można tam wjechać kolejką, za kilkaset wejść z przewodnikiem. My pragniemy jednak większych wrażeń: pójdziemy sami, w dodatku ciesząc się niedawno rozpoczętą, tatrzańską zimą.
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
Gdy ostatnio pisałem o zimowym wejściu na Kończystą, wspominałem, że aby możliwe było dotarcie do najwyższego punktu góry, potrzeba odpowiedniej pogody. Z Łomnicą jest podobnie. Tam chodziło o wysuszenie oblodzeń na Kowadle, tu o odsłonięcie łańcuchów i klamer w kopule szczytowej. Bez nich wejście byłoby zdecydowanie trudniejsze, więc moim zdaniem, warto było czekać na sprzyjające warunki. Na szczęście, pojawiły się one już dwa dni po wcześniejszym przejściu.
Łomnica w zimie – co warto wiedzieć
Położona na Słowacji Łomnica jest drugim pod względem wysokości szczytem Tatr. Mierzy 2634 metry, ustępując jedynie wznoszącemu się na 2655 metrów Gerlachowi. Mimo to, nie jest ona ani szczytem mniej znanym, ani rzadziej odwiedzanym. Wszystko dzięki znajdującej się na szczycie infrastrukturze, w skład której wchodzi między innymi hotel, restauracja oraz górna stacja kolejki linowej.
Myślę, że Łomnicę można porównać do polskiego Kasprowego Wierchu. Co prawda jest wyższa i technicznie bardziej wymagająca, ale podobnie skomercjalizowana. Za cenę kilkudziesięciu euro (obecnie bodajże 73), na szczyt może wjechać praktycznie każdy, nawet będący w górach po raz pierwszy. Niżej, po zboczach Łomnicy, można też jeździć na skiturach albo korzystać ze świetnie przygotowanych stoków i wyciągów.
Oczywiście, na Łomnicę można też iść piechotą. Albo z przewodnikiem, albo samemu, po spełnieniu kilku wspinaczkowych wymagań. Można też bez nich, ale wtedy ryzykujemy cofnięcie z trasy lub nawet mandat. Mimo to, turystycznych wejść na Łomnicę jest sporo, również w sezonie zimowym.
Dróg prowadzących na Łomnicę jest kilka, jednak zdecydowanie najpopularniejszą jest ta prowadząca od Łomnickiego Stawu, przez Łomnicą Przełęcz. Latem jej trudności to 0+, w zimie wszystko będzie zależeć od warunków śniegowych. Łatwiej raczej nie będzie, choć przy odsłoniętych łańcuchach wejście nie będzie jakoś ekstremalnie trudne. Pod kątem przebiegu trasy, zimą jest on w zasadzie podobny do klasycznego.
Pod względem czasu i wysiłku, należy się raczej nastąpić na dłuższe, dość wymagające przejście. Przewyższenie wynosi ponad 1700 metrów, a na trasie bardzo mało jest płaskich odcinków. Dodając do tego krótkie, zimowe dni, raczej warto będzie wyruszyć dość wcześnie.
A jaki sprzęt zabrać na Łomnicę zimą? Wiadomo, że sporo zależeć będzie od warunków panujących danego dnia, ale moim zdaniem dwa czekany, lina i podstawowy sprzęt do asekuracji (pętle, ekspresy) to całkiem rozsądny zestaw, nawet jeśli w 90% przypadków się tego nie użyje. O rzeczach typu kask, raki, porządne buty czy latarka nawet nie wspominam, bo jeśli ktoś się interesuje wchodzeniem na takie szczyty w zimie, to podstawy pewnie zna.
Wejście na Łomnicę zimą – relacja z wycieczki
Dojazd do Tatrzańskiej Łomnicy
Klasyka, którą opisuję już pewnie po raz setny: startujemy w Krakowie w środku nocy, szybko wydostajemy się na Zakopiankę i nią ruszamy w stronę Nowego Targu. Dotarłszy do podhalańskiej stolicy odbijamy na Jurgów, gdzie kilkadziesiąt minut później przekraczamy granicę.
Na Słowacji najpierw jedziemy z stronę Zdziaru, a kawałek dalej, za Tatrzańską Kotliną odbijamy na zachód, na tak zwaną Drogę Wolności. Nią z kolei docieramy do miejscowości Tatrzańska Łomnica, gdzie parkujemy samochód przy drodze prowadzącej na Grandhotel Praga.
Podejście w okolice Łomnickiego Stawu
Spod hotelu mamy już tylko kawałek do zielonej trasy, która przeprowadzi nas przez szlakową część wycieczki. Stąd, według drogowskazów, do Łomnickiego Stawu mamy około 2,5 godziny marszu, jednak liczymy, że zrobimy to nieco szybciej. W końcu zimą ten szlak to banalne logistycznie podejście wzdłuż stoku narciarskiego.
Nim jednak dotrzemy do stoku, musimy przejść kawałek przez las. Jest nieco ślisko, ale nie na tyle, by już teraz sięgać do plecaków po raki. Poza tym, raz gubimy szlak na którymś z rozdroży, jednak później i tak warianty się łączą, więc nie tracimy na tym zbyt wiele.
Po około 20 minutach wychodzimy na krawędź świeżo wyratrakowanego stoku i odbijamy w prawo, zaczynając długie podejście w stronę Łomnickiego Stawu. Początkowo jest dość łagodnie, jednak im wyżej, tym nachylenie rośnie. W paru miejscach, marsz wymaga włożenia zdecydowanie więcej wysiłku, choć oczywiście, pod kątem technicznym nie ma tu nic trudnego. O konieczności pomagania sobie rękami można zapomnieć.
Nabierając wysokości, mijamy kilka budynków służących obsłudze wyciągów narciarskich albo kolejki na Łomnicę. O tej porze są jeszcze nieczynne, jednak wiemy, że za parę godzin będzie tu już spory ruch. W tych okolicach raczej nie zazna się spokoju. Nawet zimą, a może w szczególności zimą.
W górnej części podejścia nartostrada staje się łagodniejsza i zakręca w stronę pobliskiego stawu. Tam znajduje się również stacja przesiadkowa kolejki linowej. I w zasadzie, to tam powinniśmy się teraz udać, jednak dostrzegamy też skrót, który pozwoli nam zaoszczędzić kilkaset metrów drogi na Łomnicką Przełęcz. Na jednym z zakrętów odbijamy więc w lewo i schodzimy ze szlaku.
Zimowe wejście na Łomnicką Przełęcz
Normalnie, w tym miejscu znajduje się sporo trudnej do sforsowania kosówki. Dziś jednak jest ona częściowo przykryta zmrożonym śniegiem, co ułatwia poruszanie się w tym terenie. Z tej okazji skorzystali również narciarze, których wczorajsze ślady nietrudno wypatrzyć na białej nawierzchni.
Idziemy według własnego uznania, na bieżąco modyfikując obrany wariant. Kierujemy się po prostu na główną nartostradę, z czasem zbliżając się do niej od lewej strony. Alternatywa prowadzi po prosu przy samej trasie, ciągnącej się od okolic stacji przesiadkowej.
Dotarłszy do stoku, po prostu kontynuujemy podejście. Nawigacja jest banalna, trzeba tylko cierpliwie nabierać wysokości. W pewnej chwili zaczyna się robić stromiej, ale wciąż nie jest to nic trudnego. Szczerze mówiąc, bardzo podobne nachylenie mieliśmy na szlakowej szczęści trasy.
Podczas podejścia mamy okazję oglądać wschodzące za nami słońce. Ładnie jest również z przodu, gdzie jego promienie podświetlają wierzchołek Łomnicy delikatną czerwienią. Przy okazji, zauważamy, że przez całą kopułę szczytową prowadzi wyraźny ślad, dający nam nadzieję na w miarę bezproblemowe wejście.
Gdy docieramy do górnej stacji tutejszego wyciągu (widać ją na powyższym zdjęciu), skręcamy w lewo i przez parę pojedynczych minut idziemy w stronę Łomnickiej Przełęczy. Tu teren jest równie łatwy, a do tego nawet mniej nachylony.
Po chwili jesteśmy już na szerokim siodle przełęczy, oferującym świetne widoki na Łomnicę, ale i na sąsiednią Dolinę Małej Zimnej Wody oraz otaczające ją szczyty. Najpiękniej prezentuje się moim zdaniem Pośrednia Grań, a z tej perspektywy można dość dobrze obejrzeć dwie prowadzące na nią drogi.
Łomnica zimą – droga od Łomnickiej Przełęczy
Na przełęczy robimy sobie nieco dłuższy postój, a następnie ruszamy w stronę szczytu. W dobrych warunkach, z tego miejsca mamy około godzinę drogi, jednak zimą, w trudniejszym technicznie terenie, ta wartość może się zdecydowanie powiększyć.
Pierwszy odcinek jest w miarę płaski i przebiega prawą stroną grani. Kawałek dalej ścieżka staje się już bardziej stroma, więc w pewnym momencie zatrzymujemy się i zakładamy raki – do tej pory całkiem nieźle szło się bez nich.
Po uzbrojeniu butów kontynuujemy nabieranie wysokości. Od przełęczy na szczyt mamy około 450 metrów w pionie, więc jednak jeszcze kawałek. Choć tak naprawię, dopiero ostatnie 100 będzie bardziej wymagające. Wcześniej raczej nie spodziewamy się problemów.
Na kolejnych fragmentach trasy na zmianę trawersujemy grań po stronie wschodniej albo idziemy jej szerokim ostrzem. Techniczne trudności sprowadzają się do okazjonalnego pomagania sobie rękami na mikstowych fragmentach.
W kilku miejscach napotykamy rozdroża śladów, gdzie albo kontynuują one trawers, albo odbijają do grani. Póki co, zawsze wybieramy trawers, choć w pewnym momencie decyzja okazuje się błędna. Ślady urywają się pod stromymi skałami, więc musimy się trochę wrócić i wybrać opcję z odbiciem do góry.
W pewnym momencie docieramy do łańcuchów. Nie są to jednak te pod szczytem, ale krótki segment, którego zupełnie nie kojarzę z letniego przejścia. Musiałem iść gdzieś niżej, jakimś alternatywnym, chyba nawet łatwiejszym wariantem, który teraz jest zasypany i mniej bezpieczny.
Za tymi krótkimi, choć w sumie dość pomocnymi łańcuchami kierujemy się nieco w prawo i dalej trawersujemy grań. Idziemy w stronę charakterystycznego, choć niestety, dość ciężkiego do opisania wcięcia w skałach, gdzie znajduje się najcięższy kawałek drogi. To tam spotkamy długi odcinek klamer i łańcuchów, które mamy nadzieje, że są dziś odsłonięte. Wraz ze zbliżaniem się do owego miejsca, staje się jednak jasne, że wszystko co ważne, powinno być ponad śniegiem.
Pod samymi łańcuchami jest dosyć stromo, choć nie aż tak, by stanowiło to problem. Poza tym, mamy sporo stopni wydeptanych przez ekipy działające w poprzednich dniach. Dojście do żelastwa idzie więc sprawie i już po chwili możemy zacząć ten najbardziej emocjonujący fragment trasy.
W zasadzie, przejście tego odcinka niewiele różni się od tego, co robiłoby się latem. Jedynie raki trochę utrudniają stawanie kroków, jednak ani myślę z nich rezygnować. Po prostu trzeba się przyzwyczaić, że coraz częściej będę w nich chodził nie tylko po śniegu.
Na tym stromym odcinku łańcuchy przeplatają się z klamrami. Jest tego trochę, jednak całość zajmuje nam tylko parę pojedynczych minut. Później wydostajemy się na dość płaski, znacznie łatwiejszy terem, którym podchodzimy w stronę stromego żlebu.
W żlebie część łańcuchów jest przysypanych, ale nie jest wielki problem. Mamy dobre stopnie, a dzisiejszy śnieg zdecydowanie nie utrudnia podchodzenia. Trzeba tylko uważać, aby nie popełnić żadnego błędy, bo w takim terenie na pewno nie będzie czasu na wyhamowanie upadku.
O ile dolna część żlebu była łatwa, w górnej trafiamy na oblodzoną skałę. To tylko parę metrów, jednak wymagają one naprawdę sporej uwagi. Dla bezpieczeństwa wydobywam łańcuch spod śniegu (nie było to szczególnie ciężkie) i przy jego pomocy podchodzę wyżej.
Na kolejnym odcinku droga skręca w lewo i niezbyt wymagającym trawersem prowadzi w stronę grani. Tam z kolei odbijamy w prawo i mamy do pokonania ostatni odcinek w drodze na wierzchołek. Jest dość płaski, choć nieco eksponowany i również wymagający skupienia. Podczas jego przejścia, jesteśmy obserwowani przez grupę turystów, którzy na szczyt wjechali kolejką.
Po dotarciu w okolicę stojącego na szczycie budynku, przechodzimy przez barierki i udajemy się na spacer po tym niezbyt pięknym wierzchołku. To znaczy: widoki są ładne, ale klimat tego miejsca raczej mi nie odpowiada.
Najciekawszym miejscem na szczycie jest chyba taras widokowy i kilkumetrowy balkonem, który wystaje ponad przepaść. Przez chwilę czekamy aż miejsce na nim się zwolni, a potem robimy sobie kilka zdjęć z obowiązkowym wchodzeniem na barierki. Nic mądrego, ale cóż, po prostu mieliśmy na to ochotę.
Pozostały czas spędzony na wierzchołku poświęcamy na oglądanie widoków z różnych dostępnych miejsc, a także chwilę odpoczynku przy wejściu do budynku, gdzie znajduje się restauracja, hotel, siedziba obserwatorium i stacji meteo, a także dojście do górnej stacji kolejki.
Zejście z Łomnicy
W końcu decydujemy się opuścić szczyt i rozpocząć drogę powrotną. Ponownie przechodzimy bez barierki i schodzimy kawałek ubezpieczoną łańcuchami granią. Po chwili odbijamy w lewo i również krótki kawałek schodzimy w stronę żlebu.
W żlebie zwalniamy. Trzeba uważać na oblodzenia w jego górnej części oraz na ogólne nastromienie terenu. Choć mamy tu sporo dobrych stopni, o poślizgnięcie nietrudno, więc musimy naprawdę wzmożyć czujność. Część trasy pokonujemy nawet przodem do zbocza.
Po wydostaniu się ze żlebu mamy przez chwilę łatwiej. Nie trwa to jednak długo. Podchodzimy do ścianki z łańcuchami i tam znów mierzymy się w bardziej wymagającym fragmentem trasy. Choć tutaj, droga na dół wcale nie jest odczuwalnie trudniejsza. Po prostu trzeba ostrożnie zejść, choć żelastwo naprawdę mocno upraszcza do zadanie.
Po zejściu ze skałek trawersujemy w stronę grani i tam kontynuujemy marsz w stronę Łomnickiej Przełęczy. Znów poruszamy się częściowo ostrzem grani, częściowo poniżej, generalnie trzymając się tego samego wariantu, co podczas wejścia. Po drodze mijamy kilka innych ekip, wśród których znajdują się również dwie grupy idące na wierzchołek z przewodnikami. Myślę, że tego dnia na szczyt mogło wejść nawet kilkanaście osób (pomijając oczywiście te, które korzystały z kolejki).
Będąc już kawałek od przełęczy, decydujemy się na niewielki skrót. Omijamy siodło z ławkami i drogowskazem, nieco wcześniej odbijając ku górnej stacji wyciągu narciarskiego. Schodzimy tam stromym zboczem, szybko docierając do nartostrady.
Podczas zejścia z przełęczy stawiamy na taki wariant, jak wcześniej. Do pewnego miejsca schodzimy przy trasie, potem odbijamy w prawo, i po zboczu robimy skrót do szlaku. Tak będzie nieco szybciej, choć czy wygodniej? Rano mieliśmy zmrożony śnieg, teraz zdarza się, że noga wpadnie głęboko w kosówkę.
Później idzie już gładko. Wchodzimy na stok i jego krawędzią schodzimy w stronę Tatrzańskiej Łomnicy. Nie da się jednak nie zauważyć totalnej zmiany warunków, która zaszła tu na przestrzeni ostatnich 6 godzin: rano było zimno i spokojnie, teraz słońce pali, a po nartostradzie poruszają się setki osób.
W pewnym momencie, zgodnie z oznaczeniami zielonego szlaku, odbijamy w lewo i kierujemy się na parking pod hotelem. Te kilkanaście ostatnich minut nie mija jednak bezproblemowo. Raki ściągnęliśmy jakiś czas temu, a nawierzchnia jest tu częściowo zalodzona, więc znajomi zaliczają parę „gleb”. Na szczęście, obywa się bez uszczerbku na zdrowiu.
W końcu docieramy na parking, gdzie liczba samochodów również powiększyła się o rząd wielkości. Zostaje tylko się przebrać, wrzucić rzeczy do samochodu i można zaczynać powrót do Krakowa. Dziś poszło całkiem sprawnie – całą trasę udało się nam przejść w niecałe 7,5 godziny.
Zimowe wejście na Łomnicę – podsumowanie
Jakoś tak wyszło, że mój plan na pierwszą połowę zimy udało się zrealizować już w początkowym tygodniu nowego roku. Zdobyłem Kończystą, zdobyłem Łomnicę, więc do zamknięcia projektu zimowego WKT zostały już tylko 3 szczyty. Są to jednak te najtrudniejsze, więc oczywiście biorę pod uwagę jakieś niepowodzenia lub konieczność podejmowania kilku prób.
A sama Łomnica? Szczerze mówiąc, dzisiaj było dość łatwo. Mieliśmy dobrą pogodę, świetnej jakości śnieg, założony ślad oraz odsłonięte łańcuchy. Iście promocyjne warunki, dzięki którym trudności wejścia niewiele odbiegały od tego, co czekałoby na nas latem. Mam jednak świadomość, że przy gorszej sytuacji pogodowo-śniegowej szczyt broniłby się o wiele bardziej zawzięcie. Ale cóż, na tym polega ta cała zabawa, żeby świadomie wybierać warunki działania i dobrze dopasowywać do nich cele. Dzięki temu jest nie tylko bezpieczniej, ale i rosną szansę, że wycieczka zakończy się pełnym sukcesem, a nie rozczarowującym wycofem spod wierzchołka.
Ile zajęło Wam wejście z parkingu?
A kiedy będą opisy innych dróg które ostatnio przeszedłeś…?
Ciężko z czasem ostatnio. Dużo się dzieje, więc nawet z filmami mam jeszcze zaległości. Będę chciał kiedyś ponadrabiać.