Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót – wejście od Doliny Złomisk (droga, trudności, zdjęcia)
W tym tekście przedstawię szczyt, który może i nie jest jakoś szczególnie znany, ale za to położony w ciekawym miejscu Głównej Grani Tatr i oferujący świetne widoki na okolicę. Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót, bo o nim właśnie mowa, zdobywamy drogą przez równie ładną Dolinę Złomisk. Zapraszam na opis przejścia!
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
To już ostatnia doba naszego trzydniowego wypadu w Tatry. Pierwsze dwie zachwycały niemal idealną pogodą, trzeci zapowiadał się już nieco gorzej. Z tego właśnie powodu zrezygnowaliśmy ze wspinaczkowych ambicji i ruszyli na coś łatwiejszego. Nie oznacza to oczywiście, że było nudno! Wręcz przeciwnie – szczyt dostarczył nam sporo emocji, a ja właśnie odkryłem kolejny niesamowity punkt widokowy na terenie tych gór.
Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót – podstawowe informacje
Zacznijmy od nazwy, bo w obiegu znajdują się dwie równoważne. Jedna to właśnie Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót, która pochodzi od sąsiedniej przełęczy zwanej Zachodnie Żelazne Wrota, natomiast druga to Zachodni Żelazny Szczyt. W tym tekście będę używał obu wymiennie, choć prywatnie, bardziej podoba mi się ta pierwsza.
W każdym razie, góra wznosi się na wysokość 2360 metrów i leży w słowackiej części Tatr Wysokich. Znajduje się na Głównej Grani Tatr, pomiędzy masywami Śnieżnych Kop oraz Żłobistego Szczytu. Ponadto, szczyt jest również zwornikiem dla krótkiej grani odchodzącej w stronę Koziej Strażnicy.
Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót raczej nie należy do grupy tych najbardziej znanych i zbyt często odwiedzanych. Na wierzchołek nie prowadzą żadne szlaki turystyczne, choć można tam uprawiać wspinaczkę lub wejść z opłaconym przewodnikiem.
Za najłatwiejszą drogę na szczyt uchodzi ta prowadząca od Doliny Złomisk, przez Przełęcz pod Kozią Strażnicą oraz południowo-zachodnią grań. Jej trudności to I, choć występuje tam jedno miejsce, które może sprawić nieco więcej problemów. W dniu, w którym my zdobywaliśmy szczyt, wisiało tam parę pętli ułatwiających wejście i zejście, choć nie mogę zagwarantować, że kiedy indziej też będą one dostępne.
Wybierając się na Zachodni Żelazny Szczyt, dobrze posiadać choć odrobinę wspinaczkowych umiejętności. Nie zaszkodzi też zabrać ze sobą trochę sprzętu do asekuracji i linę (niekoniecznie długą). Warto również mieć kask, a także odpowiednie, działające poza szlakiem ubezpieczenie.
Wejście na Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót – relacja z wycieczki
Dojazd i parkowanie
Tę noc również przesypiamy na parkingu w Zdziarze Strednicy. Budzimy się wcześnie rano, odpalamy auto i ruszamy na objazd Tatr. Dość szybko docieramy do Drogi Wolności, którą ruszamy na zachód i przejeżdżamy przez kilka niewielkich, górskich miejscowości. Zatrzymujemy się dopiero w okolicy skrętu na Popradzki Staw, na przydrożnym, darmowym parkingu. Stamtąd, co prawda, do szlaku będzie nieco dalej, ale za to 10 euro zostanie w kieszeni.
Dojście nad Popradzki Staw
Zostawiamy samochód, bierzemy plecaki i cofamy się kilkadziesiąt metrów do zakrętu. Tam odbijamy na północ i przez kilkanaście minut podchodzimy po asfalcie, w końcu mijając te płatne, dogodniej położone miejsca postojowe.
W pewnej chwili pojawiają się oznaczenia niebieskiego szlaku. Zgodnie z nimi skręcamy w boczną uliczkę i zaczynamy około 4-kilometrowe podejście w stronę Popradzkiego Stawu. Jest ono dość łatwe, z tylko kilkoma bardziej stromymi zakrętami. Oczywiście, wszystko po asfalcie i z okazjonalnym ruchem samochodowym, więc dla pieszego nie powinno to być żadne wyzwanie.
Po kilkudziesięciu minutach podchodzenia to lasem, to wśród oferujących ładne widoki polan, docieramy nad jezioro, przy którym znajduje się również popularne schronisko i kilka innych budynków. Gdzieś tam robimy chwilę przerwy, spotykając przy okazji grupę znajomych, wybierających się tego dnia na wspinaczkę po Siarkańskiej Grani.
Przełęcz pod Kozią Strażnicą – wejście przez Dolinę Złomisk
Skończywszy postój, wchodzimy na chwilę na pobliski czerwony szlak i idziemy nim przez parę minut. Okrążamy Popradzki Staw od północy, aż do natrafienia na ścieżkę odbijającą w lewo. Na rozdrożu znajduje się charakterystyczna, żółto-zielona tabliczka pod czerwonym, drewnianym daszkiem.
Skręcamy i przez chwilę idziemy podmokłą ścieżką wśród dość wysokiej kosodrzewiny. Parę razy zbliżamy się do płynącego przez dolinę Zmarzłego Potoku, w końcu przechodząc na jego drugi brzeg. Tam zaczyna się powolne, choć jeszcze niezbyt męczące, nabieranie wysokości.
Z czasem wychodzimy na coraz bardziej otwarty teren. Po drodze pokonujemy kilka głazowisk, gdzie stawianie kroków wymaga nieco więcej ostrożności. Kolejnym etapem jest przejście przez bardziej stromy próg doliny. W marsz trzeba tu włożyć nieco więcej wysiłku, choć nadal nie trafiamy na żadne trudności techniczne.
Ponad progiem wchodzimy na teren rozlewiska Zmarzłego Potoku, które zachwyca mnie pięknym widokiem na Główną Grań Tatr. Stąd najefektywniej prezentuje się masyw Żłobistego Szczytu, choć widać też wiele innych wierzchołków. Wśród nich jest też będący naszym dzisiejszym calem Zachodni Szczyt Zachodnich Wrót.
Na wypłaszczeniu idziemy kilka minut wzdłuż strumienia, wkrótce docierając do drugiego z progów doliny. Tutaj ścieżka zanika gdzieś pośród miejscami podmokłych trawek, jednak ciężko byłoby zgubić drogę. Należy po prostu podchodzić do góry, obchodząc dobrze widoczne skałki od lewej strony.
Po zakończeniu podejścia, trafiamy na kolejny płaski kawałek doliny, gdzie znajduje się malowniczo położony Zmarzły Staw. Ten obchodzimy od lewej strony, po znów dobrze widocznej ścieżce. Ów fragment pokonujemy dość sprawnie, szybko docierając do kolejnego progu. Tym razem jest on pokryty głazami, a jego przejście wymaga nieco więcej uwagi i wysiłku.
Na tym zboczu chyba nie ma jednego słusznego wariantu. Opcji jest kilka, kopczyki też porozrzucane są w wielu różnych miejscach. Najbardziej wymagający jest dolny odcinek progu, gdzie znajduje się sporo dużych want, między którymi nie zawsze łatwo się przemieszać. Wyżej kamienie są mniejsze, więc podchodzi się trochę wygodniej.
Po pokonaniu progu trafiamy na teren Żelaznej Kotliny, będącej jednym z górnych pięter Doliny Złomisk. Tam odbijamy w lewą odnogę ścieżki, zbliżającej się do zbocza Koziej Strażnicy. To nim będziemy podchodzić na Przełęcz pod Kozią Strażnicą.
Początek jest trawiasty, potem musimy zrobić trawers przez zbocze pokryte piargami. Idąc nim, powoli zbliżamy się do skalnej grzędy, za którą skręcamy w lewo i obieramy kurs na dobrze widoczną przełęcz. Pod kątem orientacji, podejście jest dosyć łatwe, choć moim zdaniem trochę żmudne. Po skręcie przełęcz wydaje się być dość blisko, jednak dotarcie na nią trochę nam zajmuje.
Końcówka podejścia okazuje się częściowo trawiasta, a na samej przełęczy jest dostatecznie dużo miejsca, by na chwilę się tam rozłożyć i zrobić przerwę przed graniową częścią wycieczki. Stąd, droga na wierzchołek wydaje się dość wymagająca, choć mamy też świadomość, że sporą część trudności będzie się dało jakoś obejść.
Zachodni Żelazny Szczyt – wejście granią od Przełęczy pod Kozią Strażnicą
Z przełęczy odbijamy w prawo i ruszamy w stronę grani. Początek jest łatwy, szeroki i częściowo trawiasty. Jednak już chwilę później grań się zwęża, a wraz z tym pojawiają się pierwsze ekspozycje. Część z nich można obejść dołem, jednak my nie mamy nic przeciwko bliższemu trzymaniu się ostrza grani.
Na następnym etapie konieczna staje się pomoc rąk. Teren robi się „zeroplusowy” i bardziej stromy. Oczywiście, trudności nie występują tu cały czas – pomiędzy nimi występuje też sporo łatwiejszych fragmentów.
W końcu docieramy do najbardziej wymagającego miejsca na drodze. Ma ono postać kilkumetrowej, skalnej płyty o trudnościach szacowanych na „mocne I”. Można ją przejść trzymając się lewej krawędzi, albo skorzystać w zawieszonych przez kogoś pętli i wciągnąć się podczas podchodzenia bezpośrednio po płycie. Ja wycieram wariant pierwszy, Magda decyduje się na drugi.
Teren powyżej przez jakiś czas jest mniej wymagający, choć i tam trafiają się okazje do pomagania sobie rękami. Sporo podchodzimy po trawkach, więc cieszymy się z faktu, że dzisiaj są one suche. W ogóle, póki co pogoda nam sprzyja. Zapowiadali sporo chmur, jednak obecnie niebo nad nami jest niemal zupełnie czyste.
Wkrótce pojawia się drugie trudne miejsce. Tu mamy do wyboru albo przejście ściśle granią, albo obejście jej trawkami z prawej strony. Pierwsza opcja jest tą bardziej wymagającą technicznie, jednak na drugiej zalegają dziś niewielkie płaty śniegu, więc bez większego wahania decydujemy się na grań. Trudności wahają się tam między 0+ a I, jest też sporo eksponowanego terenu.
Po opuszczeniu tego krótkiego, choć konkretnego ostrza grani, wchodzimy na trawiasty, rozszerzający się teren. Tu podchodzimy jeszcze około minuty, aż docieramy na wypłaszczenie tworzące dość rozległy wierzchołek. A raczej jeden z wierzchołków, bo drugi znajduje się kawałek dalej i od głównego jest oddzielony stromym, choć niedługim uskokiem.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował dostać się i tam. Przejście uskoku jest szybkie, jednak ze względu na duże trudności (coś pomiędzy I a II) wymaga sporej dawki ostrożności. W dół jest dość ciężko, do góry puszcza już bez problemów.
Po powrocie na wypłaszczenie głównego wierzchołka, możemy zająć się celebracją zdobycia szczytu, odpoczynkiem i podziwianiem widoków. A tych ostatnich zdecydowanie tu nie brakuje! Na górę szedłem bez jakichś szczególnych oczekiwań, jednak szybko okazało się, że roztaczająca się z niej panorama trafiła do grona moich ulubionych.
Zejście z Zachodniego Szczytu Żelaznych Wrót
Po trwającym zdecydowanie ponad godzinę pobycie na szczycie zaczynamy zejście. Opuszczamy trawiasty wierzchołek i już po chwili docieramy do eksponowanej grani. Tym razem chcemy sprawdzić wariant z obejściem. Ten początkowo puszcza bez problemu, jednak później zaczyna się zabawa z wąskimi skalnymi półkami i obchodzeniem płatów śniegu. Ostatecznie, dochodzimy do wniosku, że na grani było tego dnia łatwiej i przyjemniej.
Potem przez jakiś czas jest łatwiej. Idziemy to po skałach, to trawkami, aż docieramy do wspomnianej już wcześniej płyty. W dół stanowi nieco większe wyzwanie, choć dla mnie wciąż mieści się wewnątrz strefy komfortu. Schodzę bez problemu, jednak później okazuje się, że partnerce idzie nieco gorzej. Muszę więc nieco podejść i powiesić jeszcze jedną dłuższą pętlę, aby umożliwić jej komfortowe pokonanie trudności.
Za płytą trudności maleją, choć i tak czasem trzeba jeszcze pomagać sobie rękami. Idzie jednak sprawnie, więc już parę minut później osiągamy Przełęcz pod Kozią Strażnicą, gdzie robimy chwilę postoju, a następnie skręcamy w lewo i zaczynamy zejście do Żelaznej Kotliny.
Przez chwilę idziemy po trawkach, potem już pod nogami mamy głównie kamienie. Kierujemy się w dół, z lekką tendencją do skręcania w prawo. W porównaniu do drogi wejściowej, teraz nie ciągnie nas do trawersowania zbocza, lecz wolimy schodzić prosto w dół. Ostatecznie, ta alternatywa okazuje się dość krucha i wcale nie lepsza niż wspomniany trawers.
Po dostaniu się na dno Żelaznej Kotliny odbijamy w prawo i zaczynamy zejście w stronę Zmarzłego Stawu. Idziemy „jak puszcza”, bez szczególnego przejmowania się optymalnym wariantem. Jezioro widać przez cały czas, uskoków nie ma, więc naprawdę ciężko byłoby się tu zapchać.
Po dotarciu nad staw, obchodzimy go z prawej strony, w międzyczasie robiąc jeszcze jedną przerwę. Później zaczynamy zejście przez kolejny próg, który doprowadza nas do rozlewiska Zmarzłego Potoku. Tam znów przez chwilę jest płasko, lecz dalej czeka nas jeszcze jedno bardziej strome zejście.
Resztę drogi pokonujemy już przy świetle czołówki. Idziemy przez głazowiska, potem coraz wyższą kosodrzewinę. W drodze powrotnej ten odcinek zawsze trochę się ciągnie, więc z ulgą witamy skrzyżowanie z czerwonym szlakiem u wylotu doliny.
Odbijamy w stronę schroniska i przez parę minut idziemy pod budynek. Później kierujemy się na trasę niebieską, która po asfalcie, przez kilka kilometrów prowadzi nas w stronę parkingów przy początku szlaku. My jednak musimy jeszcze dojść do Drogi Wolności i dopiero stamtąd możemy zaczynać powrót do domu.
Zachodni Żelazny Szczyt – podsumowanie wejścia
Czasem jest tak, że miejsce, względem którego nie mam jakiś wielkich oczekiwań, okazuje się naprawdę cudowne. Tak było właśnie dzisiaj. Zachodni Szczyt Żelaznych Wrót zachwycił mnie spokojem, pięknym położeniem oraz ciekawymi trudnościami, które niekoniecznie dało się wywnioskować z przypisanej mu cyfry.
Bywa również tak, że jedna wycieczka rodzi kilka pomysły na kilka innych. Odwiedzając to miejsce, od razu zapragnąłem też zajrzeć na parę sąsiednich wierzchołków. Zafascynował mnie Wschodni Szczyt Żelaznych Wrót, oczarowały mało znane i trudno dostępne Śnieżne Kopy. Już wiem, że z pewnością dopiszę je do listy pomysłów na kolejne lato.