Zakrzówek – niebieski szlak po Skałkach Twardowskiego

Zakrzówek to jeden z najciekawszych terenów zielonych Krakowa. Ten stary, położony niedaleko centrum kamieniołom to obecnie raj dla fanów wielu dyscyplin sportu, jak i popularne miejsce wypoczynku mieszkańców miasta. Spacer niebieskim szlakiem turystycznym to dobra okazja, by poznać jego największe atrakcje.

Na Zakrzówku jestem niemal stałym gościem. Tam biegam, jeżdżę rowerem, pływam, spaceruję. Na terenie tego nieczynnego już kamieniołomu startowałem nawet paru zawodach sportowych. Można więc powiedzieć, że znam go jak przysłowiową własną kieszeń. Celem tego tekstu będzie przybliżenie atrakcji Zakrzówka innym. Okazją ku temu będzie przejście niebieskim szlakiem – niedługim, choć wytyczonym w pobliżu niemal wszystkich najważniejszych atrakcji.

Jak dostać się na Zakrzówek

Ze względu na położenie blisko centrum Krakowa, Zakrzówek jest świetnie skomunikowany z resztą miasta. Przystanki autobusowe znajdują się właściwie z każdej strony, a po wyjściu z pojazdu, do szlaku nie powinno być dalej niż kilkaset metrów. Dla zmotoryzowanych są również parkingi, na czele z najpopularniejszym (i darmowym) zlokalizowanym na końcu ulicy Twardowskiego.

Szczegóły dojazdu komunikacją publiczną najłatwiej sprawdzić w portalu jakdojade.pl.

Dla mnie sprawa dotarcia na miejsce jest prosta. Mieszkam na osiedlu położonym około kilometr od Zakrzówka, więc po prostu idę piechotą – jak zresztą zawsze przy tak niewielkich dystansach.

Niebieskim szlakiem przez Zakrzówek

Na teren Zakrzówka dostaję się od wschodu, po wspomnianej już ulicy Twardowskiego. Gdy kończy się asfalt, skręcam w położoną najbardziej po prawej stronie, dość szeroką, gruntową ścieżkę. Idę chwilę skrajem lasu, po czym znów staję na asfalcie, przy niewielkiej tablicy informacyjnej.

Wejście na Zakrzówek od strony ulicy Twardowskiego.
Jedna z tablic informacyjnych na Zakrzówku – tu zaczynam wędrówkę niebieskim szlakiem.

Na chwilę przed tablicą zauważam niebieskie oznaczenia szlaku, którym chcę się dziś przejść. Mogąc tu skręcić w lewo lub prawo, decyduję się na drugą opcję i marsz w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Raczej bez konkretnego powodu – decyzję podjąłem spontanicznie.

Znów idę po miękkiej nawierzchni. Po lewej mam ładny, gęsty las, po prawej nieco mniej ciekawe zarośla i parę słupów energetycznych. Chwilę później, przy pozostałościach ceglanego murku, skręcam w lewo i wchodzę głębiej we wspomniany wcześniej las.

Ścieżka kluczy trochę między drzewami, a nie wszystkie oznaczenia są nowe, więc tu warto uważnie rozglądać się, by nie stracić śladu. Mi w przeszłości zdarzało się zgubić, ale bez obaw – to nie jest duży teren, więc zawsze można wrócić parę kroków i na nowo odnaleźć szlak. Symbole są dość gęste.

Po paru minutach w gęstwinie, docieram na otwarty teren przy ulicy Jana Pietrusińskiego. Z ziemi wystaje parę wapiennych skałek, po prawej mam parking, a na przeciwko ogródki działkowe.

Skręcam w lewo i znów idę chwilę asfaltem. Mijam pomnik Elvisa Presleya, a następnie kroczę między drzewami aleją również nazwaną jego imieniem.

Skałki Twardowskiego – pomnik Elvisa Presleya.
Spacer aleją Elvisa Presleya.

Mimo soboty i około-południowych godzin, nie ma tu tłumów. Często jest bardzo tłoczno, lecz dziś ludzi odstrasza zimno i lekka mżawka. Dla mnie to nawet lepiej. Szczerze mówiąc, wolę odwiedzać Zakrzówek właśnie w takich warunkach – mogę wtedy nawet przez kilkadziesiąt minut marszu czy biegu nie spotkać zupełnie nikogo. I to tak blisko centrum niemal milionowego miasta!

Po alejce idę tylko chwilę. Niedługo później niebieska strzałka kieruje mnie w prawo, na lekko błotnistą ścieżkę, która po paru minutach w pełnym soczystej zieleni lesie, wyprowadza mnie na jedną z paru zakrzówkowych polan.

Idąc skrajem pierwszej polany, zaraz trafiam na kolejną. Nie wchodzę tam jednak. Skręcam w lewo i rozpoczynam podejście – największe na całej trasie. Jak na standardy górskiej turystyki to oczywiście nic szczególnego, ale nagła konieczność pokonania różnicy kilkudziesięciu metrów może być tu małą niespodzianką.

Jedna z polan na Zakrzówku.
Największe podejście na całej trasie.

U góry czeka na mnie kolejna polana. Przechodzę jej skrajem i ruszam w prawo pomiędzy drzewa. Chwila marszu i docieram do urwiska z fantastycznym widokiem na Wisłę, Kopiec Kościuszki, a w oddali nawet Las Wolski. To jeden z moich ulubionych punktów widokowych w Krakowie. Jest tu nawet drewniana ławeczka, wiec jak ktoś ma czas, to polecam na chwilę usiąść.

Widok na Wisłę i Kopiec Kościuszki.

Nacieszywszy się widokami, ruszam dalej skrajem wspomnianego urwiska. Ścieżka jest wąska, ale i tak na tyle komfortowa, że nie ma co się obawiać upadku. Po lewej stronie mijam pozostałości pozostałości po szańcu NS-32 – jednej z dawnych krakowskich fortyfikacji. Całkiem nieźle zachowały się ziemne wały i okopy – jeśli ktoś chce, może lekko zboczyć z trasy i pozwiedzać.

Ścieżka przy szańcu NS-32.

Urwisko, którego skrajem idę w pewnych chwili się obniża, a szlak kieruje mnie stromo w dół. Ostrożnie wytracam wysokość na śliskich kamieniach i po chwili jestem już niemal na poziomie rzeki. Wkraczam na teren zakrzówkowych jaskiń.

Na pierwszą trafiam tuż po paru minutach wędrówki. To Jaskinia Jasna, zaczynająca się sporych rozmiarów otworem w wapiennej skale, który dalej przechodzi w długi, wąski tunel. Nie jest to jednak bezpieczne miejsce, co widać już po rumowisku w głównej komorze. Od stropu co jakiś czas odrywają się większe lub mniejsze kawałki, a całość ponoć grozi nawet całkowitym zawaleniem. Tak więc, wchodzić na własną odpowiedzialność. Albo wcale.

Jaskini Jasna na Zakrzówku.
Jaskinia Jasna – widok z wnętrza.

Dalej mam chwilę spaceru pomiędzy urwiskiem po lewej, a dość dobrze słyszalną ulicą po prawej stronie. Nie trwa to jednak długo. Wkrótce docieram do krawędzi lasu przy bazie wojskowej i zawracam o niemal 180 stopni.

Zakrzówek, okolice bazy wojskowej. Dość rzadko spotykany symbol szlaku.

Kolejne kilkaset metrów przemierzam wzdłuż betonowego ogrodzenia lokalnej jednostki wojskowej, a później trafiam na następną jaskinię. Ta chyba jest najbardziej znana ze wszystkich tutejszych. Grota Twardowskiego, bo o niej mowa, wita mnie niewielkim otworem, ale zdecydowanie warto się lekko schylić i zajrzeć do środka. Komora wewnątrz ma dobre kilkadziesiąt metrów długości oraz sporo bocznych odnóg, które wciąż eksportują miejscowi grotołazi.

Jaskinia Twardowskiego na Zakrzówku.
Wewnątrz groty jest całkiem sporo miejsca – by pozwiedzać, warto zaopatrzyć się w latarkę.

Niedługo za Grotą Twardowskiego szlak skręca w lewo i zaczyna piąć w górę zalesionego zbocza. Mija minuta, może dwie, a ja docieram do kolejnej jaskini. Tym razem mam przed sobą Okienko Zbójnickie – niewielkie (komora ma tylko parę metrów długości i nie posiada bocznych korytarzy), ale za to bardzo łatwo dostępne.

Okienko Zbójnickie – wejście.
Widok z wnętrza jaskini.

Po nacieszeniu się tymi kilkoma dziurami w skałach, ruszam dalej przez las. Idę chwilę lekko pofałdowaną ścieżką, a później skręcam w teren „należący” do fanów kolarstwa górskiego. Z ziemi, drewnianych pniaków oraz betonowych płyt zbudowali liczne hopki i przeszkody, na których można nieźle poszaleć mają odpowiedni rower i umiejętności.

Zakrzówek to również ciekawy teren dla fanów rowerów MTB.

Potem znów skręt i lekka wspinaczka po wysypanej kamieniami ścieżce. Na końcu czeka metalowe ogrodzenie, ale i świetny punkt widokowy na zalany kamieniołom. Dobrze widać stąd wysokie ściany otaczające kąpielisko, a także bazę nurkową, będącą jedną z najważniejszych i najpopularniejszych w tej części Europy.

Widok na bazę nurkową.

Wracam na ścieżkę i ruszam wzdłuż wspomnianego ogrodzenia. Najpierw jest dość płasko, później przez chwilę stromo w górę. Po zakończeniu podejścia, szlak skręca w lewo między drzewa, jednak myślę, że warto podejść jeszcze kawałek przy płocie, aż do kolejnego w punktów widokowych. Ten oferuje nawet lepszy widok niż poprzedni.

Zalany kamieniołom na Zakrzówku.

Po odwiedzeniu wspomnianego punktu, cofam się z powrotem do szlaku i skręcam zgodnie ze wskazaniem strzałki. Przez parę minut wytracam wysokość, po czym docieram do skrzyżowania pod tablicą informacyjną, gdzie niecałą godzinę wcześniej zaczynałem swoją wędrówkę.

Mapa pokonanej trasy:

Podsumowanie

Nie będę w tym miejscu odpowiadał na pytanie, czy wycieczka mi się podobała i warto było zainwestować w nią czas. Nie byłem tu po raz pierwszy. W ciągu ostatnich paru lat, niebieski szlak wielokrotnie pokonałem marszem czy biegiem. W przyszłości na pewno nieraz tu wrócę, by znów przebyć całość już choć fragment trasy.

Czy jednak polecam go innym? Cóż, myślę, że z innej części kraju nie warto specjalnie przyjeżdżać. Ale przy okazji – jak najbardziej. Jeśli ktoś mieszka w Krakowie i chce lepiej poznać okolicę, albo jest w mieście gościem i ma wolne 2-3 godziny – niech się przespaceruje. Żałować raczej nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *