Kraków – Szlak Dwóch Kopców
Okazuje się, że aby pobyć wśród przyrody i zobaczyć coś ciekawego, wcale nie trzeba jechać daleko. Warte uwagi szlaki turystyczne można znaleźć nawet w obrębia dużego miasta. Krakowski Szlak Dwóch Kopców jest tego doskonałym przykładem. W tekście opis trasy, relacja z przejścia oraz sporo zdjęć.
Parę wolnych, popołudniowych godzin to jednocześnie mało, jak i dużo czasu. Na górski wypad raczej nie starczy, ale zawsze można pozwiedzać bliższe okolice. O położonym na zachodzie Krakowa Szlaku Dwóch Kopców wiedziałem już dawno. Co więcej, dzięki bieganiu i jeździe na rowerze znałem nawet sporą część trasy. Nigdy jednak nie przeszedłem jej w całości. Teraz uznałem, że pora to zmienić.
Trochę informacji o szlaku
Trasa ma nieco ponad 11 kilometrów długości. Suma podejść wynosi około 270 metrów i rozłożona jest na dwa główne odcinki: do Kopca Kościuszki z Salwatora oraz do Lasu Wolskiego od ulicy Starowolskiej. Portal mapa-turystyczna określa czas potrzebny na jej przejście na 3 godziny i 15 minut.
Szlak Dwóch Kopców oznaczono kolorem zielonym. Zaczyna się na Salwatorze, niedaleko centrum miasta i biegnie na zachód przecinając kolejno wzgórze Sikornik oraz Las Wolski, a następnie wychodzi poza Kraków i kończy swój bieg nad Zalewem na Piaskach pod Kryspinowem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by pokonywać go w odwrotnym kierunku.
Ze względu na nie-okrężny charakter szlaku, raczej nie obędzie się bez korzystania z publicznej komunikacji autobusowej. Na szczęście, nie stwarza ona problemów nawet w godzinach porannych czy późnym wieczorem. Na Salwator jeżdżą liczne linie autobusowe i tramwajowe, z kolei Kryspinów jest skomunikowany z Krakowem przez autobusy podmiejskie oraz busy prywatnych przewoźników. W sprawie konkretów, najlepiej zajrzeć na portal Jak Dojadę (dla Krakowa) lub E-podróżnik (komunikacja międzymiastowa).
Szlak Dwóch Kopców – relacja z przejścia
Ze swojego mieszkania na Salwator mam niecałe 3 kilometry. Dla takich dystansów nawet nie rozważam innego transportu niż własne nogi. Po prostu pakuję plecak, ubieram buty i wychodzę, kierując się w stronę pętli tramwajowej na Salwatorze. Tam, przy skrzyżowaniu ulic Księcia Józefa i Świętej Bronisławy, zaczyna się szlak.
Ruszam w górę chodnikiem wzdłuż brukowanej ulicy. Na początku jest dość stromo (jak na miejskie standardy), później śnieżka łagodnieje, a ja trafiam na częściowo zamkniętą dla ruchu ulicę przy dużym salwatorskim cmentarzu. Choć samochodów brak, ciężko tu znaleźć spokój. Mnóstwo ludzi spaceruje lub jeździ rowerami.
Po około półtorej kilometra wspinaczki docieram pod najsłynniejszy z krakowskich kopców. Przez otaczające go tereny można spacerować swobodnie, jednak wejście na punkt widokowy i do muzeum dawnej twierdzy jest płatne. Sam poprzestaję na przejściu pobliskim parkiem, gdzie aktualnie trwają prace archeologiczne oraz poświęceniu chwili na pooglądania kopca. Potem wracam na szlak i asfaltową drogą udaję się w dalszą wędrówkę przez wzgórze Sikornik.
Tu jest już nieco spokojniej. Większość ludzi kończy spacer w okolicach szczytu, dalej tłum się przerzedza. Kontynuuję marsz na zachód. Po kilku minutach oznaczona zielonym kolorem trasa skręca pomiędzy drzewa. Teraz idę w dół, po krętej, gruntowej ścieżce, która później ciągnie się wzdłuż północnego zbocza wzgórza.
W pewnym momencie trafiam na tereny udostępnione do wspinaczki. Czytałem parę tygodni temu o niedawno otwartych drogach na skałkach Sikornika. Teraz mam okazję zobaczyć je na własne oczy. Po „Strzelnicy” wspina się dziś kilkanaście osób. Drogi są krótkie, dobrze oznaczone i ubezpieczone. W sam raz dla początkujących lub nawet średnio-zaawansowanych.
Kolejny etap jest dość płaski i ciągnie się wśród drzew aż do zachodniego krańca wzgórza. Tu nie spotykam już nikogo, więc okazuje się, że nawet będąc dość blisko centrum niemal milionowego miasta, można zaznać chwili spokoju.
Odosobnienie nie trwa jednak długo. Parę minut później docieram do zabudowań i wychodzę na główną drogę prowadzącą przez Przegorzalską Przełęcz, która oddziela Sikornik od terenów Lasu Wolskiego. Spędzam chwilę wśród domków, samochodów i bocznych uliczek, ale na szczęście niedługo później znów jestem na łonie natury.
Las Wolski wita mnie chwilą spaceru ścieżką po dnie niewielkiego wąwozu, a później podejściem ciągnących się przez kilkaset metrów aż do przystanku Baba Jaga. Nazwa pochodzi od nieistniejącego już, kolorowego sklepu ze słodkościami, który zdobił kiedyś to miejsce.
Po paru minutach dalszego marszu trafiam na teren rezerwatu Panieńskie Skały. To jedno z najładniejszych miejsc w całym lesie. Szlak Dwóch Kopców przechodzi przy wysokich, wapiennych skałach, mierzących nawet kilkanaście metrów. Pod nimi znajduje się skrzyżowanie z żółtym szlakiem wytyczonym przez Wolski Dół – długi, pełen uroku wąwóz, też zdecydowanie warty odwiedzenia.
Za skałami znów dominuje las. Ścieżka robi się szersza i nieco bardziej stroma. Pojawia się też więcej ludzi. Niewiele później do mojej trasy dołącza inna, oznakowana czerwonym kolorem. Razem prowadzą pod Kopiec Piłsudskiego, będący najwyższym tego typu obiektem w Polsce. Mierzy 35 metrów i choć szlak nie wchodzi bezpośrednio na jego szczyt, warto zrobić sobie chwilę przerwy i tam zajrzeć. Spiralne podejście nie jest zbyt ciężkie, a widoki na pewno wynagrodzą włożony wysiłek.
Po zejściu, wracam na zielony szlak i odbijam na południe, by kamienistą, niezbyt wygodną ścieżką dość do asfaltowej drogi prowadzącej pomiędzy zoo a odwiedzonym właśnie kopcem. Przecinam ulicę i po płaskiej, niesprawiającej już trudności dróżce powoli oddalam się od tutejszego centrum turystycznej aktywności. Mijam skrzyżowanie z czarnym szlakiem, a parę minut później także z niebieskim.
Dalej teren robi się trochę „dziki”. Ludzi nie ma prawie wcale, ścieżki wydają się mniej zadbane, a i las rzednie, ustępując miejsca gęstym zaroślom. W takim klimacie docieram do ulicy, która wyznacza zachodnią granicę największego z krakowskich terenów zielonych.
Warto przejść na drugą stronę i podejść bezpośrednio pod ogrodzenie. To teren Obserwatorium Astronomicznego należącego do Uniwersytetu Jagiellońskiego. W jego granicach znajdują się między innymi 2 duże radioteleskopy, które dobrze widać od strony wspomnianej drogi.
Szczerze mówiąc, w tym miejscu można śmiało kończyć wycieczkę. Najciekawsze ma się już za sobą. Dalej warty uwagi jest już tylko zalew w Kryspinowie. Droga do niego nie jest jednak zbyt piękna, więc jeśli komuś nie zależy na przejściu całości trasy, może po prostu udać się przystanek przy obserwatorium i wrócić do miasta.
Ja idę jednak dalej. Mam czas, a i chętnie dotrę do końca szlaku. Zresztą, sam nie wiem jeszcze o tym, jak będzie wyglądał kolejny odcinek. Póki co, widzę tylko zejście w dół, poboczem ulicy Orlej.
Chwilę później szlakowskaz kieruje mnie w lewo, na długą, polną drogę pomiędzy polami i pojawiającymi się od czasu do czasu zaroślami. To właśnie ten, około 2-kilometrowy odcinek najbardziej mi się dłuży. Klimatu odbierają też pojawiające się czasem dzikie wysypiska śmieci.
Po około 20 minutach ścieżka zmienia się w drogą asfaltową, która najpierw mija kilka domów, a później dociera do ogrodzenia autostrady A4. Stamtąd ruszam po żwirowej nawierzchni na południe, by po paru kolejnych minutach przejść kładką nad ruchliwą arterią.
Kolejny etap to przejście skrajem miejscowości Kryspinów. Kilkaset metrów przy lesie, chwila po bocznych uliczkach z pensjonatami i prywatnymi domostwami, później znów niedługi odcinek wśród drzew. A na końcu kolejne, już ostatnie skrzyżowanie z dużą drogą. W tym miejscu kończy się szlak, czego dowodem jest duża, zielono-biała kropka na jednym z drzew.
Dla mnie nie jest to jednak meta. Zachęcam także innych, którym uda dotrzeć się aż na koniec szlaku, by zamiast od razu na przystanek, przeszły przez drogę i zajrzały na teren Zalewu na Piaskach. Szczególny urok posiada wieczorem, gdy ludzi nie ma już zbyt wielu, a duże, piaszczyste plaże dają świetną okazję do podziwiania zachodzącego słońca.
Na plaży pozwalam sobie na nieco dłuższą przerwę. Później obchodzę kawałek zbiornika i opuszczam teren kąpieliska południową bramą. Dopiero stamtąd udaję się do centrum Kryspinowa na przystanek autobusowy. Dojście trwa kilkanaście minut, ale gdy jestem na miejscu, nie muszę długo czekać. Bus pojawia się niemal od razu. Co prawda nie dostanę się nim pod dom, ale wystarczy, że podwiezie mnie na Salwator. Końcówkę pokonam już marszem – kolejny 3 kilometry nie zrobią mi wielkiej różnicy.
Podsumowanie wycieczki
Miało być 11 kilometrów, wyszło pewnie ze 20. Dojście na start, droga na przystanek, powrót do domu i eksploracja po drodze. Trochę się tego nazbierało, ale nie żałuję – lubię chodzić, a że kondycja jest, to tylko się cieszyć z dodatkowych kilometrów.
Szlak Dwóch Kopców śmiało mogę polecić innym miłośnikom pieszych wędrówek. Zarówno tym, którzy w Krakowie żyją na co dzień, jak i innych, nie mającym z nim wiele wspólnego. Każdej z tych grup może on pokazać coś nowego, choć niekoniecznie znanego z reklamujących miasto przewodników.
Zastanawiam się jedynie, czy warto pokonywać go w całości. Odcinki przez Sikornik i Las Wolski są zdecydowanie warte uwagi, jednak dalszy fragment, ten za obserwatorium, można bez większej straty odpuścić. Owszem, zalew pod Kryspinowem też warto odwiedzić, ale moim zdaniem są na to lepsze sposoby niż długi marsz wśród lekko zaniedbanych pól i przy ruchliwej autostradzie.
Mapa szlaku:
Co najmniej dwa razy złamie się zakaz ruchu na tej trasie, ale co tam :)
W których miejscach?
Przypominam, że opisywana tu trasa jest szlakiem pieszym.