Triban 520 – pierwsze wrażenia z przesiadki na szosę

Od dłuższego czasu ciągnęło mnie w stronę roweru szosowego. Miałem ochotę jeździć szybciej i dalej. Problemem był tylko brak miejsca na kolejny rower. Udało się go jednak rozwiązać i szosa w końcu z nami zamieszkała. Wybór padł na model B’Twin Triban 520. Jak się na nim jeździ? Na pewno nieco inaczej niż na wszystkim, co ujeżdżałem do tej pory.

Zaznaczam uczciwie, że ten tekst nie jest ani nie miał być recenzją tego roweru. Nie posiadam tak dużej wiedzy w temacie, żeby się tego podejmować. W sieci z pewnością jest mnóstwo porządnie zrobionych testów i porównań. Ja nawet nie poznałem jeszcze dobrze tego roweru – to mi na pewno zajmie jeszcze trochę czasu. Poniższy tekst jest więc tylko opisem pierwszych wrażeń z przesiadki na rower szosowy kogoś, kto nigdy wcześniej go nie miał, a wybierając swój pierwszy, zdecydował się na Tribana 520.

Dlaczego akurat Triban?

Po pierwsze – bo szukałem niedrogiej szosy. Nie chciałem wydawać fortuny, nie będąc nawet w 100% pewny, że ta odmiana kolarstwa mi się spodoba.

Po drugie – bo chciałem prawdziwą szosę. Nie wyrób „szosopodobny” albo produkt o geometrii roweru szosowego, ale z kiepskim osprzętem, który rozleci się po paru miesiącach. To miało być coś, na czym będę mógł poczuć prędkość, robić bez problemu trasy powyżej 100 czy 200 kilometrów oraz startować w triathlonach bez myśli, że „co z tego, że ostro trenowałem, skoro 90% osób ma nade mną przewagę sprzętową”.

Trzecia sprawa – bo to miała być sprawdzona szosa. Rower, który wiele osób posiada, o którym sporo już napisano, którego utrzymanie i naprawa nie będzie stanowić wielkiego problemu.

No i w końcu – bo to produkt z Decathlonu. Mam stamtąd większość rzeczy związanych ze sportem. Niemal z każdego zakupu byłem zadowolony. Uważam, że mają przyzwoitą jakość w niezłej cenie. Do tego w porządku obsługa, respektowanie zwrotów i gwarancji oraz serwis na miejscu.

Zakup

Żyjąc w dwie osoby na 19 metrach kwadratowych, na 4-tym piętrze bloku bez windy, ciężko jest trzymać w mieszkaniu rower. Nie dość, że każdy metr jest cenny, to jeszcze znoszenie i wnoszenie sprzętu nie należy do przyjemności. Owszem, mamy wspólną rowerownię w piwnicy. Przechowuję tam swojego starego MTB, ale trzymanie w takim miejscu czegoś droższego to zły pomysł. Dostęp tam ma każdy, więc jeśli jakimś cudem nie ukradną, to po prostu porysują lub uszkodzą próbując wytargać swój własny sprzęt przez wąskie drzwi.

Problem wydawał się nie do rozwiązania, ale w końcu przemyśleliśmy sprawę, przegadali i znaleźli wyjście. Po rozsądnym przemeblowaniu powinno się znaleźć trochę miejsca. Z wnoszeniem nic się nie dało niestety zrobić, ale taki rower nie waży wiele, więc jakoś się to przeżyje do czasu zmiany mieszkania na coś większego. Tak więc decyzja podjęta – po zakończeniu treningu pod wiosenny półmaraton sprowadzam szosę!

Bieg ukończyłem, odpocząłem parę dni i przystąpiłem do zakupu. Z wymienionych powyżej powodów, byłem zdecydowany na Tribana 520. Do sklepu wybrałem się w czwartek. Trochę pojeździłem (na tyle, na ile pozwalają warunki sklepowe, czyli prawie wcale), porozmawiałem z obsługą i innymi klientami. Skończyło się rezerwacją i umówieniem na odbiór kolejnego dnia. W piątek z Decathlonu wracałem już na Tribanie.

Jakoś udało się znaleźć wolny kąt (zdjęcie w sumie równie kiepskie, co moje warunki mieszkaniowe)

Wrażenia z jazdy

Powrót ze sklepu odbył się powoli i ze szczególną ostrożnością. Przyzwyczajałem się do nowej pozycji, uczyłem zmiany biegów i hamowania. Do tego miałem wrażenie, że koła są tak delikatne, że każda nierówność może je uszkodzić. O wjechaniu na krawężnik nie było nawet mowy.

Wtedy nie poszalałem zbyt wiele. Na szczęście kolejnego dnia, w sobotę, szykowała się świetna pogoda. Rano odczekałem tylko aż trochę się ociepli i wiatr rozniesie smog, po czym ruszyłem w trasę. Pojeździłem po wałach wzdłuż Wisły i zrobiłem parę podjazdów w Lesie Wolskim. Razem około 40 kilometrów. Niewiele, ale pozwoliło odrobinę poznać rower i skonfrontować oczekiwania z rzeczywistością.

W niedzielę zrobiłem drugi wypad, podobnej długości, również ze sporą ilością przewyższeń. Trasa Kraków – Wieliczkamaszt w Chorągwicy – Wieliczka – Kraków. Do tej pory mam więc za sobą jakieś 6 godzin jazdy i prawie 100 przejechanych kilometrów.

Szosa w lesie – niekoniecznie najlepszy z pomysłów, choć w Lesie Wolskim jest akurat gdzie pojeździć
Triban w Wieliczce – całkiem ładne miasto, muszę kiedyś wpaść na dłużej i pozwiedzać

Poniższa lista opisuje moje pierwsze wrażenia z użytkowania Tribana 520:

  • Ale ta maszyna jest szybka! Tak, wiem, że średnia prędkość podanych wyżej liczb wychodzi gdzie koło 15 km/h, ale to nieważne – tam było często więcej przerw niż jazdy. Do 25 km/h rower praktycznie jedzie sam. 30 na płaskim nie stanowi większego problemu, a jak się dociśnie, to i 40 można zrobić. To wszystko przy niemal braku rowerowej formy (nie jeździłem dobre parę miesięcy). Ogromna różnica w porównaniu z tym, co miałem do tej pory, gdzie trzymanie 30 km/h przez dłużej niż minutę było nie lada wyzwaniem.
  • Szosowa kierownica jest niezwykle funkcjonalna. Zapewnia mnóstwo różnych chwytów, od bardzo wygodnych, do mniej wygodnych, ale pozwalających na szybszą jazdę. Klamkomanetki to też super wynalazek. Z drobnych wad – w niektórych chwytach hamowanie jest utrudnione. Choć to może być wina grubych rękawiczek, w których jeździłem. Albo po prostu jeszcze nie umiem tego robić, jak należy.
  • 3×9 to więcej biegów niż moje dotychczasowe 3×6. O wiele więcej. Wcześniej mi brakowało przełożeń, teraz łatwo znaleźć takie na każde warunki (no, może poza tymi najbardziej stromymi podjazdami, gdzie zawsze brakuje lżejszego biegu).
  • Rower jest lekki. Waży niecałe 10 kilogramów, a wnoszenie go na 4-te piętro wcale nie jest takie trudne, nawet jeśli jest się zmęczonym po kilku godzinach jazdy.
  • Hamulce są słabe. Gdzieś czytałem, że szosy nie mają najlepszych, ale i tak mnie to zaskoczyło. Klocki w sumie wyglądają na dobrze ustawione, więc widocznie to norma w tego typu rowerach.
  • Mimo niewielkiej wagi roweru, strome podjazdy wcale nie są łatwiejsze. Specjalnie zaliczyłem parę najgorszych ścian w okolicy, żeby potestować i na biegu 1-1 jest podobnie, jak w moim starym MTB, który ważył pewnie z 18 kg.
  • Trzepie na każdej dziurze. Jakieś tam tłumienie drgań jest, ale i tak lepiej trzymać się dobrych dróg. Jazda tym rowerem po gładkim asfalcie jest ogromną przyjemnością, lecz każda gorsza nawierzchnia potrafi zmęczyć. Drogi gruntowe to zły pomysł, kostka lub tak zwane „kocie łby” – tragiczny, szczególnie podczas zjazdu.
  • Lepiej nie wjeżdżać w błoto. Przylepia się do kół, blokuje hamulce i w ogóle szkoda sprzętu.
Po takich drogach Tribanem jeździ się cudownie
Po takich beznadziejnie
A tu już w ogóle wolałem prowadzić rower, żeby nie poprzebijać kół. Na MTB bym nawet nie zwolnił.

Podsumowując te parę minionych dni, jeździ się świetnie. Nie zawsze jest komfortowo, ale dobrze wiedziałem na co się piszę. W takich warunkach, w jakich ten rower ma jeździć, spisuje się całkiem dobrze i daje dużo frajdy. Myślę, że ma szanse spełnić oczekiwania, jakie w nim pokładem. A są one dość spore, bo kolarskich planów na ten rok mam o wiele więcej niż na poprzedni.

Przyszłość

Jeszcze sporo nauki przede mną. Przyzwyczajenie się do roweru na pewno zajmie kilka tygodni. Poznanie wszystkich możliwości i nabranie zaufania (szczególnie przy większych prędkościach) to jeszcze dłuższy okres czasu. Nie sądzę jednak, żeby jakoś szczególnie mi się spieszyło. Zacznę od krótszych tras, zwiedzania okolicy i rekreacyjnej jazdy. Z czasem powinienem dać radę jeździć więcej, szybciej i dalej.

Widzę też, że paru rzeczy Tribanowi brakuje. Zapasowe dętki dokupiłem od razu, jednak z innymi rzeczami póki co się wstrzymuję. W najbliższej przyszłości zamówię uchwyt na bidon. Albo od razu dwa, bo jeden to niewiele, szczególnie przy wyższych temperaturach. Fajnie byłoby również mieć torbę pod ramą na narzędzia i jedzenie. No i oczywiście pedały zatrzaskowe z butami, odzież na niższe temperatury, i tak dalej. Jest co dodawać, ale może niech ja się najpierw nauczę na tym porządnie jeździć…

Jeszcze jedno zdjęcie Tribana z wypadu do Lasu Wolsiego
A to sprzęt, na którym jeździłem do tej pory. Nic specjalnego, ale w ciągu 3 lat udało się zrobić z 15 – 17 tysięcy kilometrów i nawet ukończyć kilka zawodów.
2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *