Koperszadzka Grań – wejście na Jagnięcy Szczyt (opis drogi, trudności, zdjęcia)
Położony w Tatrach Słowackich Jagnięcy Szczyt to bardzo popularny cel górskich wycieczek. Na wierzchołek prowadzi niezbyt wymagający, pełen ładnych widoków i często dość zatłoczony żółty szlak turystyczny. Jednak szczyt można też zdobyć inną, pozaszlakową drogą, która wiedzie od Przełęczy pod Kopą tak zwaną Koperszadzką Granią. Jest trudniej, ze sporą ekspozycją, ale też spokojniej i znacznie ciekawiej!
Relacja z tej wycieczki dostępna jest również w wersji filmowej. Aby obejrzeć materiał, kliknij tutaj.
To przejście jest kontynuacją (a właściwie rozszerzeniem) opisanej w poprzednim artykule wycieczki w Tatry Bielskie. Wiedziałem, że skoro w pewnym momencie znajdę się blisko Jagnięcego Szczytu, to naprawdę szkoda byłoby nie skorzystać z okazji i nie odwiedzić tej interesującej grani, o której słyszałem już parę dobrych opinii.
Tamten tekst można przeczytać pod tym adresem, w tym skupię się głownie na grani, zdobytym wierzchołku oraz późniejszym powrocie na Przełęcz pod Kopą.
Koperszadzka Grań – podstawowe informacje
Koperszadzka Grań to jedna z czterech, które na różne strony świata opadają z wierzchołka Jagnięcego Szczytu. W tatrzańskiej topografii jest o tyle wyjątkowa, że stanowi wschodnie zakończenie głównej grani Tatr Wysokich. Zaczyna się w okolicach Przełęczy pod Kopą na wysokości 1753 metry i ciągnie aż do najwyższego punktu Jagnięcego Szczytu (2230 metrów).
Na początek grani, czyli na Przełęcz pod Kopą można się dostać od kilku stron. Najszybsza droga prowadzi od Tatrzańskiej Jaworzyny, inne dogodne punkty startu to Biała Woda Kieżmarska lub Zdziar Strednica. Ze szczytu można zejść tą samą drogą lub żółtym szlakiem nad Zielony Staw Kieżmarski. Spod tego ostatniego najwygodniej jest kontynuować zejście tą samą, oznaczoną na żółto trasą do Białej Wody. Inne warianty będą wyraźnie dłuższe.
Na Koperszadzkiej Grani nie wytyczono żadnego szlaku turystycznego. Przejście nią wymaga obecności licencjonowanego przewodnika górskiego albo pogodzenia się z faktem, że można zostać złapanym i otrzymać mandat (najczęściej w wysokości kilkudziesięciu euro).
Trudności Koperszadzkiej Grani w skali wspinaczkowej są oceniane na I (nieco trudno). Występuje wiele miejsc, gdzie trzeba pomagać sobie rękami, a stopnie i chwyty bywają dość małe. Na drodze jest również sporo odcinków stromych i eksponowanych. Na całej grani do podejścia jest niemal 500 metrów w pionie.
Wspinaczkę można sobie jednak ułatwić korzystając z licznych obejść poprowadzonych prawą stroną najtrudniejszych miejsc. Istnieje też wariant, który całkowicie omija górną część grani i zamiast od wschodu, wiedzie na szczyt od północy. W tym tekście nie będę go jednak szczegółowo omawiał.
Przejście Koperszadzkiej Grani zajmuje około 1,5 godziny, plus/minus 30 minut w zależności od kondycji i panujących warunków (morka skała może znacznie spowolnić przejście). W sprzyjających warunkach sprzęt do asekuracji nie powinien być potrzebny. Wystarczą jedynie przyczepne buty oraz zawszy przydatny poza szlakiem kask.
Jako, że w Tatrach Słowackich akcje ratunkowe są płatne, warto rozważyć wykupienie odpowiedniej polisy ubezpieczeniowej. Koszt jednodniowej to tylko parę złotych, choć warto zwracać uwagę na regulaminy – wiele z nich po prostu nie zadziała, jeśli wypadek zdarzy się po celowym zejściu ze szlaku.
Przejście Koperszadzkiej Grani – relacja z wycieczki
Dojście na Przełęcz pod Kopą
Tak, jak pisałem we wstępie, to przejście jest rozszerzeniem mojego przejścia po Tatrach Bielskich. Przyjeżdżam rano z Krakowa, zostawiam auto na parkingu w Zdziarze Strednicy, potem zielonym i czerwonym szlakiem wychodzę na Szeroką Przełęcz. Szlak jest ładny, umiarkowanej długości i dość łatwy. Jedynym problemem okazują się śliskie skałki i sporo zalegającego błota. Ostatecznie, na przełęcz docieram jednak dość sprawnie, po niecałych dwóch godzinach marszu.
Z Szerokiej Przełęczy od razu ruszam dalej, najpierw w stronę Szalonego Przechodu, a później już ku Przełęczy pod Kopą, gdzie zamierzam zejść ze szlaku. Ten odcinek jest krótki, przyjemny i również bardzo atrakcyjny widokowo. Po szczegóły zapraszam jednak do innego tekstu, który poświęciłem szlakom w Tatrach Bielskich.
Kończąc zejście na Przełęcz pod Kopą dobrze widzę miejsce, gdzie należy opuścić znakowaną trasę. W stronę Koperszadzkiej Grani ciągnie się stąd wyraźna ścieżka. Niestety, są tam też inni turyści, więc żeby nie wzbudzać ciekawości i podejrzeń decyduję się podejść jeszcze kawałek dalej, na Wyżnią Przełęcz pod Kopą. Tam też znajduje się niezłe miejsce do zejścia ze szlaku, choć ze względu na konieczność przejścia krótkiego, zarośniętego kosówką odcinka, będzie ono trochę mniej dogodne.
Jagnięcy Szczyt – wejście przez Koperszadzką Grań
Docieram na Wyżnią Przełęcz pod Kopą i od razu skręcam w prawo. Pierwsze metry prowadzą wygodną, wydeptaną ścieżką, która jednak wkrótce znika w kosówce. Ślad wciąż jest dość wyraźny, choć kilka razy muszę się tu nieco przeciskać między gałązkami.
Po paru minutach walki z zieleniną znów jestem na wygodnej ścieżce. Kosodrzewiny jest coraz mniej, a to co zostało, można spokojnie obejść. Tak też czynię, podchodząc łagodnym, trawiastym zboczem w stronę pierwszego ze spiętrzeń tej grani – Koperszadzkiej Czuby.
Wkrótce grań zaczyna się zwężać, a kąt podejścia nieco rośnie. Na Czubę docieram jednak dość szybko, wciąż bez konieczności pomagania sobie rękami. Z jej skalisto-trawiastego wierzchołka rozciąga się niezły widok na dalszą część grani.
Za Czubą zaczyna się najciekawsza część drogi. Jej pierwszym etapem jest zejście z tego niewielkiego wierzchołka. Można to uczynić albo obejściem od prawej strony (wariant oznaczony kopczykami) albo krótkim, choć stromym kominkiem. Wybieram oczywiście kominek, wykonuję parę niezbyt wymagających ruchów i jestem na przełączce. Tu znów mam pod nogami wydeptaną ścieżkę (widać ją na zdjęciu powyżej).
Z przełączką wspinaczka zaczyna się na dobre. Mogę oczywiście używać obejść, ale tak jak mówiłem, w tym tekście będę się skupiał na wariancie trzymającym się ściśle grani. Choć jak ktoś chcę iść łatwiejszą drogą, to pewnie odszuka ją bez większych problemów – ścieżki są wyraźne, a czasem również kopczykowane.
Podchodzę kawałek po kamieniach i trafiam na wąski, mocniej eksponowany fragment grani zwany Białą Kopą. Przejście jej ostrzem dostarcza trochę wrażeń, jednak nie jest wymagające technicznie. Przy suchej skale i słabym wietrze nie powinno sprawiać większych problemów (jeśli oczywiście nie ma się lęku wysokości).
Za Białą Kopą znów schodzę na płytką przełączkę, po czym ponownie trafiam na rozdroże wariantów. Ignoruję ścieżkę z prawej strony i kontynuuję wspinaczkę granią. Jej kolejny fragment nosi nazwę Biały Grzebień. Trudności tu nie brakuje, są też ekspozycje i konieczność samodzielnego wybierania wariantów. Choć z drugiej strony, dobrych opcji jest mnóstwo, ogólny przebieg drogi jest oczywisty i raczej ciężko byłoby się tu „zapchać”.
W pewnej chwili trafiam na stromą, skośną płytę, w której na pierwszy rzut oka brakuje dogodnych stopni. Przez chwilę myślę nawet o obejściu, ale ostatecznie udaje się ją sforsować bez większych problemów. Jakieś chwyty się znalazły, a podeszwy zdały egzamin z przyczepności, więc już po chwili jestem na szczycie przeszkody.
Zejście ze skałki też okazuje się dość wymagające, ale jednak tu stopnie są już lepiej widoczne, a ekspozycja mniejsza. Za tą przeszkodą mam jeszcze chwilę ciekawej wspinaczki, później grań zaczyna się rozszerzać i trudności spadają. Między kamieniami pojawia się też trochę trawek – niestety miejscami wilgotnych.
Z czasem nachylenie grani zaczyna rosnąć. Choć technicznie teren nie jest tu zbyt trudny, w podejściu i tak pomagam sobie rękami. Po paru minutach docieram do kolejnego mało wybitnego wierzchołka nazwanego Biały Karbik. Za nim grań robi się bardziej wymagająca. Najpierw jest stromo i nieco ślisko, później wracają ekspozycje. Zmienia się również skała – teraz bloki są większe i bardziej postrzępione. Wszystko to sprawia, że tempo mojego podejścia zwalnia, a każdy kolejny krok wykonuję z większą ostrożnością.
Kontynuuję wspinaczkę zauważając, że nad Jagnięcy Szczyt właśnie nadciągają chmury. Dziś jest ich trochę, choć przesuwają się szybko, więc nie martwię się ani o widoki, ani o możliwość utraty orientacji. Dzięki nim mam jednak okazję zaobserwować ciekawe zjawisko. W pewnej chwili, gdy trafiam między święcące powyżej słońce oraz przepływające poniżej grani chmury, powstaje tak zwane widmo Brockenu – mój cień otoczony tęczową aureolą. Muszę przyznać, że robi wrażenie, szczególnie gdy widzi się je po raz pierwszy.
W pewnej chwili trafiam na kolejny wymagający odcinek. Przede mną wyrasta niewielki, lecz stromy próg pozbawiony dobrych chwytów. Przez chwilę się do niego przymierzam, jednak nie mogę znaleźć nic pewnego. Już mam odpuścić i szukać obejścia, ale moją uwagę zwraca kilka szczelin, za które mógłbym chwycić i wczołgać się na głaz. Próbuję i w sumie udaje się bez problemów. W tym momencie jeszcze nie zdaję sobie z tego sprawy, ale właśnie pokonałem najtrudniejsze miejsce na tej grani (a przynajmniej najtrudniejsze w wariancie, które sam sobie wybrałem).
Kawałek dalej grań robi się bardziej pozioma, a ja dobrze widzę już szczyt. Trudności wciąż wymagają solidnej pracy rękami, jednak nie ma tu już nic, co mogłoby mnie zatrzymać. Co więcej, przepływające chwilę temu chmury się rozeszły, więc wiem, że na wierzchołku czeka na mnie całkiem fajna panorama.
Na ostatnich metrach trudności znikają na dobre. Sprawnie docieram do wierzchołka, gdzie przebywa już paru innych turystów. Przez chwilę spoglądają na mnie z zaciekawieniem, lecz szybko wracają do swoich spraw. Ja też znajduję dla siebie jakiś wolny, w miarę wygodny kamień i siadam, by chwilę odpocząć.
Przejście grani dało mi mnóstwo frajdy, ale widoki z Jagnięcego też potrafią zachwycić. Bardzo dobrze widać stąd mnóstwo wierzchołków Tatr Wysokich oraz niedostępne dla turystów Tatry Bielskie. W dole ładnie prezentuje się też parę pełnych zieleni dolin. Dziś na szczycie spędzam około pół godziny.
Zejście nad Zielony Staw Kieżmarski
Ze szczytu postanawiam schodzić już standardowym wariantem, czyli oznaczonym na żółto szlakiem turystycznym. Jego początek wiedzie dość stromą ścieżką w skalistym terenie. Miejscami jest krucho, ale generalnie, idzie się tu dość dobrze.
Chwilę później czeka mnie krótki trawers grani, a za nim odrobina wspinaczki z użyciem rąk. Później znów w dół, po stromej, wymagającej nieco ostrożności ścieżce. Kawałek dalej czyhają gładkie skałki, które ubezpieczono kilkoma odcinkami łańcucha.
Później szlak robi się mniej wymagający. Trafiam na mniej nachyloną, wyłożoną kamieniami ścieżkę, która prowadzi w dół Jagnięcej Doliny. Tą ostatnią urozmaicają między innymi dwa niewielkie jeziora: Modry Stawek oraz Czerwony Staw Kieżmarski.
Po minięciu drugiego ze stawów opuszczam Jagnięcą Dolinę i zaczynam zejście nad Zielony Staw Kieżmarski, gdzie znajduje się również popularne schronisko turystyczne. Prowadzący tam szlak wije się wśród kosówki, pojawiają się też pojedyncze odcinki z gładkimi skałami.
Powrót na Przełęcz pod Kopą
Dotarłszy nad staw robię krótką przerwę nad jego faktycznie zieloną wodą, po czym ruszam w dalszą drogę. Wracam w okolice schroniska, wchodzę na czerwony szlak i zaczynam marsz przez Zieloną Dolinę Kieżmarską. Znakowana ścieżka prowadzi mnie najpierw lasem, później bardziej otwartym terenem przy jednej z grani Koziej Turni.
Kawałek dalej pojawia się jedna z większych atrakcji tego szlaku, czyli staw Stręgacznik o charakterystycznym, trójkątnym kształcie. W tle ładnie prezentuje się również niedostępna dla turystów Grań Jatek.
Za Stręgocznikiem czeka mnie przeprawa przez strumień, a później jeszcze chwila marszu niemal płaskim terenem. Wkrótce docieram do kolejnego z tutejszych zbiorników wodnych. Tym razem jest to Wielki Biały Staw, przy którym znajduje się również skrzyżowanie kilku szlaków turystycznych.
Przy stawie skręcam w lewo i ruszam zgodnie z kolorami niebieskim oraz czerwonym. Dookoła szlaku pojawia się kosówka, a na niektórych odcinkach ścieżka staje się dość wąska. Z czasem rośnie równiej jej nachylenie, choć nie dochodzi ono do wartości generujących jakiś większe zmęczenie.
W końcówce podejścia szlak kilkukrotnie zmienia kierunek, aby nieco złagodzić jego kąt. Po paru kolejnych minutach jestem już na Wyżniej Przełęczy pod Kopą, gdzie trafiam na sporą grupę innych turystów. Mijam ich bez zatrzymania, a następnie pokonuję krótkie, łagodne zejście na główne siodło Przełęczy pod Kopą.
Dalszy ciąg wycieczki
W tym miejscu zamyka się moja pętla przez Jagnięcy Szczyt. Zostaje mi tylko wrócić do samochodu, co czynię przez jedyny szlak przecinający masyw Tatr Bielskich. Wdrapuję się na Szalony Przechód, później schodzę na Szeroką Przełęcz, skręcam w prawo i po czerwonym, a następnie zielonym szlaku kieruję się w stronę Zdziaru Strednicy. Szczegóły i wrażenia z drogi powrotnej opisuję w tym tekście.
Koperszadzka Grań – podsumowanie
Ależ to była piękna graniówka! Ciekawy teren, ładne widoki i sporo „jedynkowych” trudności, które trzeba pokonywać z użyciem rąk. Na obecnym etapie mojego górskiego rozwoju, to właśnie takie rzeczy sprawiają mi najwięcej frajdy. Koperszadzka Grań na długo zostanie więc w mojej pamięci, a ja już rozglądam się za jakimiś podobnymi miejscami.
Czy polecam innym? Pewnie, ale wyłącznie tym, którzy mierzyli się już ze zbliżonymi trudnościami. Jeśli ktoś zamierza ściśle trzymać się ostrza grani, powinien choć trochę umieć się wspinać, a także być odpornym na ekspozycję. Generalnie, na tę drogę dobrze jest się wybierać przy dobrej, stabilnej pogodzie. Jeśli będzie mokro, trudności znacznie wzrosną, a samo przejście stanie się bardziej niebezpieczne. Wtedy, jak jak również w sytuacji, gdy nie czujemy się zbyt pewnie na grani, lepiej będzie pójść jej obejściem z prawej strony. Ono też może dać trochę pozaszlakowej satysfakcji, a jest wariantem zdecydowanie mniej wymagającym.
Fajna relacja i trasa. Jaka sumarycznie wyszła długość trasy przez Jagnięcy ? No i jaki czas wykręciłeś ?
Ze 22-23 kilometry, pokonane w niecałe 9 godzin.
To jest dobry wynik zważywszy, że część trasy pozaszlakowo. Długość trasy nie wyczerpująca, ale przewyższenia już spore…
No fakt, było trochę pod górę. Ale jak się często chodzi po górach albo uprawia inne sporty, to forma się w końcu zrobi ;)
Hej jak to jest z tymi mandatami , placi sie od razu ? Co jak nie mam takiej gotowki ?
Hej! Sam nigdy nie płaciłem, więc odpowiem na podstawie opowieści innych.
Osoby, o których wiem, że płaciły zawsze miały przy sobie te kilkadziesiąt euro (sam też noszę) i płaciły od razu dostając kwitek z potwierdzeniem zapłaty.
Raz czytałem, że jak ktoś nie miał przy sobie euro, to strażnik proponował zapłatę w złotówkach. Ale to chyba zależy od konkretnego przypadku.
O przypadkach, gdzie ktoś nie miał jak zapłacić nie słyszałem, choć sam też wielu osobom już to pytanie zadawałem. Więc szczerze mówiąc, nie potrafię Ci na 100% poprawnie odpowiedzieć. Logika podpowiada, że dostanie się mandat kredytowany, bo raczej nie zamkną nikogo w areszcie w Popradzie za zejście ze szlaku ;)
Cześć, a czy orientujesz się jaki jest poziom trudności tego łatwiejszego wariantu, ścięzką poniżej grani?
0+, nie więcej.