Rowerem wokół Jeziora Czorsztyńskiego (Velo Czorsztyn)
Czy to najpiękniejsza z polskich tras rowerowych? Wszystkich nie widziałem, ale mogę się założyć, że ta ukończona niedawno pętla jest w ścisłej czołówce. Niedługa, niezbyt trudna, świetnie oznaczona i pełna zapierających dech krajobrazów. Zapraszam na przejażdżkę rowerem dookoła Jeziora Czorsztyńskiego.
Trzeba przyznać, że małopolska infrastruktura rowerowa rozwija się w imponującym tempie. Planów jest mnóstwo, a nowe odcinki są oddawane do użytku praktycznie co chwilę. Owszem, do zakończenia realizacji wciąż jeszcze daleko, ale i tak mamy już parę rowerowych hitów. W zeszłym roku zachwycałem się Wiślaną Trasą Rowerową, teraz pora na tereny związane z Dunajcem. Dziś mam na myśli szczególnie trasę wokół Jeziora Czorsztyńskiego.
Velo Czorsztyn – podstawowe informacje
Ścieżka rowerowa dookoła Jeziora Czorsztyńskiego została ukończona w grudniu 2019, czyli stosunkowo niedawno. Otacza zbiornik od północy, zachodu i południa, łącząc miejscowości Czorsztyn i Niedzica. Mierzy około 30 kilometrów i większości trzyma się blisko brzegu jeziora.
Oficjalnie nie jest to pętla – brakuje kawałka przy wschodnim brzegu. Są jednak dwa łatwe sposoby, by połączyć ze sobą krańce w Czorsztynie i Niedzicy. Pierwszym jest przepłynięcie pomiędzy tymi miejscowościami statkiem. Pływa dość często, w sezonie od maja do października. Bilet aktualnie kosztuje 7 zł.
Alternatywą jest przejazd przez malowniczą Przełęcz Osice. Trwa to dłużej, wymaga lepszej kondycji, ale zapewnia dodatkową porcję świetnych widoków. Ja sam zdecydowałem się właśnie na tę opcję.
Podczas objazdu jeziora poruszamy się głównie wyłączonymi z ruchu ścieżkami rowerowymi. Pozostałe odcinki poprowadzone są po drogach wewnętrznych lub publicznych, przeważnie dość spokojnych. Ze względu na turystyczną okolice, na ścieżkach spotkamy też wielu biegaczy, rolkarzy, spacerowiczów i innych osób nieporuszających się na rowerze. Nie jest to raczej trasa do szybkiej jazdy.
Nawierzchnia jest w całości asfaltowa, spokojnie do przejechania nawet najdelikatniejszą szosówką. Co do trudności, większość jest płaska, podjazdy są raczej krótkie. Wyjątek stanowią okolicę Falsztyna, gdzie do pokonania jest solidna górka. Dla zaprawionych w bojach nic nadzwyczajnego, jednak osoby z gorszą formą pewnie zdecydują się poprowadzić rower przez te kilka minut.
Jak najłatwiej dojechać do Velo Czorsztyn? Jeśli nie mieszka się odpowiednio blisko, najlepszą opcją będzie pociąg lub samochód. Najbliżej trasy znajduje się dworzec w Nowym Targu. Od zachodniego krańca jeziora dzieli go około 16 kilometrów. Przejazd pomiędzy Nowym Targiem a Jeziorem Czorsztyńskim odbywa się po trasie Velo Dunajec i może być atrakcją samą w sobie. Samochód można natomiast zostawić bezpośrednio przy trasie. Bezpłatne parkingi znajdziemy nawet w turystycznych miejscowościach.
Rowerem wokół Jeziora Czorsztyńskiego – relacja z przejazdu
Pociągiem z Krakowa do Nowego Targu
Zdecydowałem się na dojazd połączeniem startującym o 7:20. Na miejscu miałem być na 10:34, co biorąc pod uwagę kurs powrotny o 17:00, dawało mi prawie 6,5 godziny na przejechanie mniej więcej 80-kilometrowej trasy. W sam raz, by się nie spieszyć, móc robi przerwy do woli i mieć jeszcze trochę zapasu.
Wstają trochę przed 6-tą, czyli w sumie tak, jak w każdy normalny dzień roboczy. Spokojnie jem śniadanie i przygotowuję do wyjścia. W końcu znoszę rower, jadę jakieś 3 kilometry na krakowski dworzec kolejowy i czekam chwilę na pociąg. Skład nadjeżdża parę minut później.
Wchodzę do ostatniego wagonu, stawiam rower, zajmuję jedno z miejsc. Niedługo później ruszamy w długą podróż do Nowego Targu. Długą, bo choć autobus pokonuje ją w 1,5 godzin, PKP potrzebuje ponad 2 razy więcej czasu. Ciągnie się to niemiłosiernie, wymaga dwukrotnej zmiany kierunku jazdy oraz postoju w każdej wiosce co kilka minut, ale w końcu jesteśmy. Nawet dość punktualnie.
Tu napiszę jeszcze parę słów o przewożeniu rowerów pociągach Kraków – Zakopane. Jeśli decydujemy się na tanie Polregio, raczej nie ma co liczyć na dedykowane uchwyty dla jednośladów. Trzeba oprzeć o ścianę, nierzadko w przedziale służbowym (ten zmienia swoje miejsce wraz z kierunkiem jazdy składu), po czym samemu zająć miejsce gdzieś indziej. A że pociągiem co chwilę rzuca na prawo i lewo, to istnieje spora szansa, że niepilnowany rower gdzieś poleci. Mojemu parę razy się to przytrafiło. Może następnym razem warto będzie zabrać kawałek sznurka.
Dojazd nad Jezioro Czorsztyńskie po trasie Velo Dunajec
Wysiadam, biorę rower i przenoszę go po stromych schodkach nad peronem. Chwilę później opuszczam rejon dworca, zmierzając ku drodze 957 – jednej z głównych nowotarskich arterii. Docieram do niej, skręcam na wschód i zaczynam przejazd przez miasto. Parę minut później mijam węzeł dwóch dróg krajowych. Co chwilę światła, ruch ogromny, ale jadę tu cały czas prosto, więc jakoś to toleruję. Zresztą, to tylko 2 czy 3 kilometry. Później będzie już spokojnie.
Alternatywą byłoby cofnięcie się z dworca kawałek na zachód i dojazd do Velo Dunajec, ale ta opcja zajęłaby mi więcej czasu. A ja jednak wolę już jechać nad to jeziorko.
Docieram do mostu na Dunajcu, z którego zjeżdżam w dół, na ścieżkę rowerową na wałach przeciwpowodziowych. Początkowo, robię to błędnie po zachodniej stronie rzeki, ale szybko naprawiam pomyłkę i trafiam na jej wschodni brzeg. To tamtędy przebiega Velo Dunajec.
Od teraz mam już spokój. Do kolejnego mostu poruszam się jeszcze wśród samochodów, później mam już pełnoprawny DDR. Dość szybko trafiam w ładny, pełen zieleni teren.
Po chwili jestem już bezpośrednio przy Dunajcu. Robi się naprawdę ładnie. Wobec tego „dojazdowego” odcinka nie miałem zbyt dużych oczekiwań, jednak na miejscu okazało się, że on sam może być niezłą atrakcją. Nawierzchnia jest świetnej jakości, oznaczenia szlaku bezbłędne, a krajobrazy mogą się podobać. Myślę, że pora przesunąć przejazd po Velo Dunajec w górę swojej listy priorytetów.
Chwilę później nieco oddalam się od rzeki, trafiając w otwarty, płaski teren, pełen soczyto – zielonych łąk. Co więcej, po prawej stronie mam niezły widok na praktycznie całą szerokość Tatr. Zatrzymuję się na chwilę i gapię na moje ulubione góry, próbując rozpoznać co bardziej charakterystyczne szczyty.
W miejscowości Ostrowsko przeprawiam się na drugą stronę rzeki i tam kontynuuję przejazd blisko jej brzegu. Częściej poruszam się w lesie, parę razy odwiedzam też boczne drogi mijanych wiosek.
Przejeżdżam przez Łopuszną i Harklową, gdzie wracam na południowy brzeg. Gdzieś po drodze znikają oznaczenia Velo Dunajec. Zastępują je oznaczenia zielonego szlaku rowerowego – w sumie równie gęste i precyzyjne, co wcześniejsze. To ich mam się teraz trzymać. Velo Dunajec, wciąż będące w budowie, wróci za jakiś czas.
Póki co, jestem jeszcze parę kilometrów od jeziora. W pewnej chwili wjeżdżam na wały i trafiam na ścieżkę ogrodzoną okropnymi, czerwono – białymi płotkami. Nie przepadam za takimi rozwiązaniami – nie dość, że szpecą krajobraz, to jeszcze wpływ tego czegoś na bezpieczeństwo jest mocno dyskusyjny. Niestety, tutejsze umiłowanie do płotków i barierek będzie mi dziś towarzyszyć na wielu odcinkach trasy.
Przejazd po Velo Czorsztyn
Parę minut później dostrzegam taflę jeziora. Docieram w okolicę kolejnego mostu nad Dunajcem i przez chwilę zastanawiam się, w którym kierunku lepiej się kierować. Najpierw północ czy jednak południe? Nie miałem tego wcześniej przemyślanego – stwierdziłem, że podejmę decyzje na miejscu.
W rzeczywistości, nie muszę o niczym decydować. Zielony szlak sam kieruje mnie pod most, na następnie na ścieżkę wytyczoną po kolejnym wale, tym razem już otaczającym Jezioro Czorsztyńskie. Jadę nim kawałek, aż do zjazdu na DDR przy jednej z lokalnych dróg.
Na najbliższym skrzyżowaniu odbijam na południowy – wschód. Mija parę chwil i trafiam na most nad rzeką Białką. Przekracza ją na ostatnim odcinku, dosłownie kilkaset metrów przez ujściem do wód jeziora. Dalej jadę jeszcze chwilę ścieżką przy drodze, aż do miejsca, gdzie szlak kieruje mnie w boczną uliczkę miejscowości Frydman.
Kawałek dalej po raz pierwszy zbliżam się do jeziora. Do przeciwnego brzegu jest około 2 kilometry, najdłuższy z wymiarów ma mniej więcej 10. Czyli jakieś szczególnie wielkie nie jest, ale i tak potrafi zrobić wrażenie. Spory wpływ ma na to pewnie jego położenie pomiędzy zielonymi, częściowo zalesionymi pagórkami.
Znów poruszam się wałem. Jeden z jego boków jest betonowy i opada do wody po lewej stronie. Od krawędzi jestem oczywiście odgrodzony wysoką barierką. Z czasem ścieżka nieco oddala się od akwenu. Wkrótce jednak zawraca i prowadzi chwilę skrajem lasu. Później znowu trafiam nad brzeg, na piękną ścieżkę wytyczoną wśród lasów i skał.
Przez jakiś czas poruszam się teraz przyjemną ścieżką z niezłym widokiem nad wodę. Później, zaczyna się ona nieco oddalać od tafli i piąć w górę. Początkowo myślę jedynie, że to kolejny z krótkich, nietrudnych pojazdów. Potem dostrzegam u góry dalszą część trasy. Oj, będzie się trzeba trochę zmęczyć. To ten jeden, bardziej wymagający odcinek, gdzie sporo osób zsiada z rowerów i decyduje na prowadzenie. Mi wystarczy na szczęście zrzucić kilka biegów, choć i tak tętno szybko idzie w górę.
Za podjazdem czeka jednak nagroda. Najpierw trochę fajnych widoków, a później rewelacyjny, długi zjazd w stronę drugiej części akwenu. Dodatkowego uroku nadaje temu miejscu charakterystyczna, czerwona nawierzchnia. Jest równa i naprawdę niezłej jakości. Trzeba tylko uważać na końcu, bo zagapienie się grozi wypadnięciem z ciasnego zakrętu.
Dalej jest już dość równo. Jadę raz bliżej, raz dalej od brzegu, czasem trafiając na jakieś niezbyt długie, leśne fragmenty. Stopniowo zbliżam się do Niedzicy – popularnej wśród turystów miejscowości, znanej między innymi z zamku i zapory.
Pod zamek muszę kawałek podjechać. Odbywa się to przy głównej drodze i wśród zabudowy Niedzicy. Ruch bywa spory, szczególnie w okolicy turystycznych atrakcji.
Szlak, po którym się przemieszczam, mija to miejsce i kieruje się dalej wzdłuż drogi. Myślę jednak, że będąc w pobliżu, warto nieco zboczyć z kursu i wejść na koronę zapory. Świetnie widać z niej zarówno samą warownię, jak i taflę tutejszych jezior: Sromowieckiego oraz oczywiście Czorsztyńskiego. Przy zaporze zbudowano również elektrownię wodną.
Po chwili oglądania lokalnych atrakcji wracam na szlak i zaczynam zjazd. Niestety, na tym odcinku przepisy zmuszają mnie do poruszania się po ścieżce rowerowej z kiepskiej jakości kostki brukowej. Po dotarciu na dół, przez dłuższą chwilę jadę przy południowo – zachodnim brzegu Jeziora Sromowieckiego.
Niedługo później docieram do jego południowego krańca. Na rondzie odbijam w lewo, przejeżdżam przez niewielką zaporę, a następnie zaczynam podjazd na Przełęcz Osice. Początkowo poruszam się wśród nielicznych zabudowań Sromowców Wyżnych, później trafiam w otwarty, bardzo ładny teren.
Muszę przyznać, że jedzie się tędy naprawdę dobrze. Nachylenie nie jest duże, więc można wspinać się bez szczególnego zmęczenia. Za to widoki – rewelacja! Wrażenie robią nie tylko tutejsze łąki, lasy i pagórki, ale też widoczne w oddali Tatry. Parę razy zdarzyło mi się zatrzymać – nie po to, by zregenerować siły, ale po prostu nacieszyć się okolicznym krajobrazem.
Niedługo później podjazd wprowadza mnie do lasu. Droga pnie się jeszcze przez chwilę do góry, później zaczyna opadać. W tym momencie myślę, że jestem już za przełęczą, jednak później znów muszę trochę podjeżdżać. Po kilku kolejnych minutach trafiam na polanę z fajnym widokiem na okolicę. I tym razem faktycznie jestem na przełęczy – wyżej po asfalcie już nie wjadę.
Pora na drogę w dół. Ten odcinek będzie jednak krótszy. Musze też uważać, by nie przegapić zjazdu do Czorsztyna. Głupio byłoby musieć się potem wracać.
Zjeżdżam przez parę minut, później wypatruję odpowiedniego skrętu i wkraczam na teren Czorsztyna. Trzymając się oznaczeń zielonego szlaku kluczę chwilę wśród zabudowań miejscowości, po czym zaczynam kolejny zjazd, tym razem jeszcze bardziej stromy. Nie wiem, co czeka mnie na końcu, więc wolę się zbytnio nie rozpędzać.
Po krótkiej chwili jestem już na poziomie wody, trochę poniżej zamku. Dookoła kręci się sporo ludzi, na tafli czekają też niewielkie łódki, którymi można dostać się na przeciwny brzeg w Niedzicy.
Za zamkiem szlak rozgałęzia się na dwie wersje. Jedna prowadzi bliżej wody, druga kawałek ponad nią. Szczerze mówiąc, nie wiem za bardzo czym się różnią – pojechałem tą pierwszą przy brzegu i uważam, że było ok. Przy kolejnej wycieczce pewnie wybiorę inny wariant. Choć tak naprawdę, to tylko kilkaset metrów, więc pewnie nie ma to większego znaczenia.
Chwilę później trafiam nad piaszczysty brzeg, gdzie urządzono niedużą plażę. Ludzi odpoczywają, opalają się, niektórzy wchodzą do wody. Ja też robię krótką przerwę, choć głównie na podziwianie widoków.
Atrakcje typu plaże, pola namiotowe, drobna gastronomia czy domki wczasowe pojawiają się na tym odcinku dość często. W okolicy, przy drodze łączącej Nowy Targ ze Szczawnicą znajduje się zresztą wiele turystycznych miejscowości. Rejon jest pełen uroku, więc sporo ludzi przyjeżdża tu trochę wydpocząć.
Ja tymczasem kontynuuję przejazd na zachód. Przeważnie dość blisko wody, choć zdarza mi się też wjechać do jakiegoś lasku czy między pola. Ot, tak dla urozmaicenia.
W pewnym momencie ścieżka na dobre przykleja się do brzegu. Wracają też moje „ulubione” barierki. W sumie, dobrze widać tu pracę, którą włożono w budowę tego szlaku. W paru miejscach trzeba było trochę ingerować w brzeg i okoliczne skały. Efekt jest jednak pozytywny – tą trasą jedzie się po prostu świetnie.
Po północnej stronie jeziora znajduje się sporo przystani dla jachtów i mniejszych łódek. Większość stoi brzy brzegu, choć i tafli da się dostrzec kilka jednostek.
Ze względu na sporą liczbę cieków wodnych wpadających do tego akwenu, szlak odbija czasem na północ, przeprowadza przez niewielki mostek i kieruje z powrotem nad wodę. To krótkie odcinki, ale i tak mam wtedy okazje odpocząć od wiejącego mi w twarz wiatru. Na zachód jedzie się dziś o wiele wolniej.
Na horyzoncie widzę już zachodni kraniec jeziora. Jadę ku niemu po ogrodzonej płotkami ścieżce i powoli dociera do mnie, że to już koniec. Naprawdę zaczyna mi być szkoda, chętnie dołożyłbym jeszcze parę godzin takiej jazdy.
W końcu odbijam od brzegu. Podjeżdżam chwilę do pobliskiej drogi, włączam do ruchu i zaczynam zjazd w stronę mostu nad Dunajcem. To ten sam, pod którym przejeżdżałem zaczynając pętlę. Tym razem poruszam się po nim, w sterowanym światłami ruchu wahadłowym.
Powrót do Nowego Targu
Za mostem skręcam w lewo i wjeżdżam na obrośnięty barierkami wał. Do Nowego Targu mam zamiar wrócić po dokładnie tej samej trasie, co wcześniej. Jedyną różnicą będzie fakt, że teraz mam pod wiatr i nieco pod górkę. Na szczęście, wciąż zostało mi sporo czasu do powrotnego pociągu.
Po dotarciu do miasta ponownie decyduję się na przejazd głównymi drogami. Mógłbym co prawda kontynuować przez chwilę przejazd po Velo Dunajec i dopiero potem zjechać w boczne uliczki, jednak wolę dostać się na dworzec szybciej. Mam pewien pomysł.
Pociąg do Krakowa
Wchodzę na peron, czekam parę minut i widzę, jak na stację wjeżdża pociąg z Zakopanego do Krakowa. Niestety, nie mój. Jest około 15:30, ja wykupiłem bilet dopiero na ten o 17:00. Mimo to, wchodzę na pokład, znajduję kogoś z obsługi i pytam, czy mógłbym się zabrać. Bilet mam, ludzi tu niewiele, więc problemu raczej nie będzie.
I faktycznie, dostaję zgodę. Wsiadam, wstawiam rower do pierwszego wagonu i cieszę z zaoszczędzonej półtorej godziny. Droga powrotna mija mi zresztą dużo szybciej. Choć nie ukrywam, że tym razem mocno pomogło mi słuchanie sportowych podcastów. Trafiłem na naprawdę wciągające odcinki z serii The Pursuit Zone.
Wysiadam na krakowskich Łagiewnikach trochę przed 19-stą. Stąd do domu już tylko kawałek, który pokonuję w kilkanaście minut. Wnoszę rower do mieszkania i kończę tę jakże udaną wycieczkę.
Velo Czorsztyn – podsumowanie wycieczki
Myślę, że pisanie po raz kolejny o tym, jak bardzo ta trasa mi się podobała, nie ma większego sensu. Ona od razu, bez cienia wątpliwości, wskakuje na pierwsze miejsce moich rowerowych wycieczek. Myślę, że byłem już w wielu fajnych miejscach, ale ten szlak to naprawdę światowy poziom. Polecam każdemu i jestem pewny, że sam kiedyś tam jeszcze wrócę.
Bardzo cieszy mnie, jak w ostatnich latach rozwinęła się rowerowa infrastruktura na terenie Małopolski. Choć sam Kraków wypada tu średnio, to poza nim, szczególnie na południu i trasach poprowadzonych wzdłuż popularnych rzek, dzieje się naprawdę dużo dobrego. Po Wiślanej Trasie Rowerowej dostaliśmy kolejny hit, który chwali i wykorzystuje masa rowerzystów. Kto wie, może za jakiś czas, tego typu szlaki nie będą tylko miłym wyjątkiem, lecz powszechnym standardem, a także jedną z turystycznych wizytówek naszego kraju?
Na koniec jeszcze mapa przejechanej trasy (76 km, odrobinę poniżej 5 godzin jazdy).
Super droga! Najlepsze jest to, że można nią spokojnie przejechać szosówką co w górskich lokalizacjach nie jest częste. Może jeszcze w tym miesiącu się przekonam
Dziękuję za ciekawy i wciągający za sprawą również doskonałych zdjęć -komentarz dotyczący tej trasy. Za kilka dni wybieram się sama sprawdzić. Upewniłam się też, że droga rowerowa jest w obu kierunkach. Gratuluję świetnego przejazdu i wyczerpującego dokładnego opisu trasy.
Dziękuję Ci Katarzyno za miłe słowa i życzę bardzo udanej wycieczki!
Czy ciezko sie jechalo tą trasą? bo ja to nowicjusz nie wiem czy dam rade. Sa tam wysokie wzniesienia?
Na tej trasie jeździ mnóstwo nowicjuszy, często z dziećmi. Jest parę podjazdów, jeden nawet dość długi, ale w razie problemów można tam poprowadzić rower (żaden wstyd, większość osób pokonuje go w taki właśnie sposób).
Więc jechać śmiało ;)
Super reportaz i duzo przydatnych informacji do zaplanowania wycieczki. oby wiecej takich. Pozdrawiam i dziekuje.
Super bardzo mi się podobał Twój reportaż. Liczę na więcej personalnych uwag do kolejnych tras. Buzi :*
Hej! Dzięki za miłe słowa.
Staram się pisać relacje tak, by każda zawierała choć trochę osobistych uwag i przemyśleń, więc na pewno będzie tego więcej ;)
Michale, wielkie dzięki za opis i zdjęcia, pytanie czy jeżeli skorzystamy z promu to uda nam się uniknąć fragmentów z samochodami? Planujemy wycieczkę z dziećmi.
W większości tak, ale chyba nie w 100%. O ile pamiętam, w okolicy mostu nad Dunajcem przy zachodnim krańcu jeziora jedzie się kawałek do drodze publicznej. Reszta powinna być odseparowana od ruchu samochodowego.
Witam, jedna rzecz mnie nurtuje: skąd wiadomo że ścieżka rowerowa na której jesteśmy to jest faktyczna Velo Dunajec a nie po prostu jakaś ścieżka rowerowa? Czy Velo Dunajec ma jakieś specjalne oznaczenia?
Owszem, ma. Takie pomarańczowe, kwadratowe znaki z symbolem roweru oraz napisem „Velo Dunajec”. Więc raczej nie da się pomylić ;)
Czy 11 dziecko da radę przejechać trasę ??
Wszystko zależy od formy dziecka ;)
Ale na ten trasie nietrudno zauważyć całe rodziny, więc nie widzę szczególnych przeszkód. Na tych bardziej stromych odcinkach można poprowadzić rower.
Hej. Czy masz może zrzut tej trasy w pliku gpx lub klm?
„Póki co, jestem jeszcze parę kilometrów od jeziora. W pewnej chwili wjeżdżam na wały i trafiam na ścieżkę ogrodzoną okropnymi, czerwono – białymi płotkami. Nie przepadam za takimi rozwiązaniami – nie dość, że szpecą krajobraz, to jeszcze wpływ tego czegoś na bezpieczeństwo jest mocno dyskusyjny.”
–
No to musisz kolego postarać się o zmianę przepisów tzw warunków technicznych kiedy nalezy stosować takie bariery (skarpa / rów / różnica poziomów terenów ponad 0.5m) bo żaden projektant nie autoryzuje projektu niezgodnego z przepisami ryzykując sprawę w sądzie z matką dziecka które wpadło do rowu i się zabiło dla estetycznych odczuć rowerzystów jadących tą trasą. Jak wjedzie w barierkę i się połamie to się połamie zgodnie z przepisami i projektant ma spokój. Ot taki kraj, takie prawo.
Powiem szczerze – nie znam dokładnie przepisów, o których mówisz.
Wiem jednak, że w Krakowie mamy dziesiątki kilometrów takich samych ścieżek rowerowych na wałach, gdzie różnica poziomów przekracza podaną przez Ciebie wartość. Niektóre z nich całkiem nowe, więc pewnie podpadały pod te same przepisy, a jednak barierek nie ma.
Witam. Super sprawozdanie :) Chcemy się wybrać w te okolice w połowie października. Będziemy jechać z rowerami pociągiem z centrum Polski. Zastanawiam się, gdzie najbliżej jeziora, dostaniemy się z Krakowa koleją, bo do Nowego Targu nie mam opcji, przez remonty. Jakaś podpowiedź? Są autobusy w które można zapakować rower? Jeśli ma Pan wiedzę która może pomóc, to bardzo proszę o jakąś wskazówkę. Pozdrawiam.
Ja jechałem właśnie pociągiem na trasie Kraków – Nowy Targ, ale to było w sezonie, kiedy trwała przerwa w remontach. Innej opcji za bardzo nie było, choć kojarzę, że niektórzy przewoźnicy autobusowi na trasie Kraków – Zakopane czasem biorą rowery, choć trzeba im to wcześniej zgłosić. Myślę, że warto pójść za tym tropem i doczytać.
Po wschodniej stronie jeziora jest również Nowy / Stary Sącz, gdzie można się dostać pociągiem z rowerem, ale to jest jednak dalej niż Nowy Targ.
Cześć, na majówke wybieram się z tu z rodzinką do jednego z domków nad Jeziorem. Czy jest tam opcja krótszej trasy coś na zasadzie pętli ale nie 80km ;) Ja to wytrzymam, rodzinka nie.
ps. Bardzo ciekawy i jasny opis. Skorzystam jak przyjadę sam. Zaciekawiłeś mnie.
Hej,
Ja robiłem 80 km, bo musiałem dojechać z Nowego Targu. Jeśli zaparkujesz gdzieś przy jeziorze, to trasa będzie mieć coś około 40-50 km.