Czerwony szlak Czernichów – Krzeszowice (Szlak Tenczyński)
Ciąg dalszy eksploracji nizinnych szlaków w bliskiej okolicy Krakowa. W ramach tej wycieczki odwiedzam około 30-kilometrowy Szlak Tenczyński. Oznaczona na czerwono trasa została wytyczona między Czernichowem a Krzeszowicami i po drodze odwiedza między innymi trzy parki krajobrazowe. Chcesz wiedzieć więcej? Czytaj dalej!
Choć nadchodzący weekend zapowiadał się dość ciepło i bez opadów, raczej nie było mowy o jakimś ambitniejszym wypadzie. W wyższych górach szalał halny, a łatwiejsze szlaki pełne były lodu i błota. Szkoda męczyć się w takich warunkach, ale i szkoda siedzieć w domu, szczególnie, że z tej pogody i tak dałoby się wiele wyciągnąć. Wybór padł więc na kolejny podkrakowski szlak po zachodniej stronie miasta.
Szlak Tenczyński – informacje
Na początek może trochę danych technicznych. Jeden koniec trasy znajduje się w okolicach rynku wsi Czernichów, drugi w miejscowości Krzeszowice, na skrzyżowaniu w okolicach dworca kolejowego. Szlak oznaczono kolorem czerwonym, a jego długość to mniej więcej 30 kilometrów.
Celowo piszę „mniej więcej”, bo w tym temacie jest naprawdę spora rozbieżność. Tabliczka na jednym krańcu trasy podaje wartość 27,8 km, natomiast na drugim 30 km. W sieci można trafić też na różne liczby w zakresie 25 – 32. Więc może trzymajmy się tego „mniej więcej 30”.
Przejście całości zajmie około 8 godzin, choć ze względu na kilka znajdujących się niebezpośrednio na szlaku, a wartych odwiedzenia atrakcji, ten czas może się jeszcze wydłużyć. Pod względem przewyższeń jest jednak zbyt ciężko. W zależności od kierunku pokonywania trasy, suma podejść wyniesie jakieś 550 lub 600 metrów, rozłożonych na wiele odcinków. Jednorazowo raczej nie będzie się szło więcej niż 100 metrów pod górkę.
Główne atrakcje szlaku mają charakter przyrodniczy. Trasa prowadzi przez tereny trzech parków krajobrazowych: Bielańsko-Tynieckiego, Rudniańskiego oraz Tenczyńskiego. W pobliżu znajdują się również dwa niewielkie rezerwaty przyrody: Kajasówka i Zimny Dół, na terenie których można trafić na małe jaskinie i mnóstwo ciekawych skałek. Asfaltu i chodzenia przez wioski jest tu stosunkowo niewiele.
Krańce szlaku są od siebie dość mocno oddalone, więc jeśli kogoś interesuje przejście całości, to najlepiej będzie skorzystać z komunikacji publicznej. Czernichów leży w zasięgu krakowskich autobusów podmiejskich (parę linii startujących z Salwatora). Z kolei Krzeszowice są skomunikowane z małopolską stolicą nie tylko przy pomocy MPK, ale i linii kolejowej oraz wielu prywatnych busów.
Relacja z przejścia czerwonego szlaku Czernichów – Krzeszowice
Podobnie, jak tydzień temu, by dostać się do Czernichowa, wybrałem autobus 259, startujący z Salwatora o 7:20. Na miejscu byłem parę minut po 8-mej, co nawet przy krótkich, zimowych dniach dawało mi sporo czasu na wędrówkę.
Tabliczkę początkową szlaku odnajduję przy parkingu, jakieś 100 metrów od przystanku. Czerwona strzałka kieruje mnie na północ w stronę najbliższego skrzyżowania. Tam odbijam lekko w prawo, na jakąś boczną, ślepo kończącą się drogę.
Po kilkuset metrach marszu wśród jednorodzinnych zabudowań miejscowości docieram na granicę lasu. Mijam drewniany stolik z ławkami i szeroką drogą gruntową zagłębiam między drzewa.
Cisza, spokój i całkiem fajny krajobraz. Kolejnych 1,5 kilometra to miła wędrówka przez tereny Bielańsko – Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Czasem trafiam na dość spore ilości błota, ale praktycznie zawsze da się go w miarę łatwo ominąć.
Po wyjściu z lasu trafiam w otwarty teren. I tu nastąpiło pozytywne zaskoczenie. Bo przed wejściem na szlak, nie spodziewałem się tu wiele dobrego. Dodatkowo, na niektórych mapach ten odcinek był niekompletnie oznakowany. W rzeczywistości, nie było ani nudy, ani problemów z nawigacją. Ścieżka czasem wiodła przez typowo polny teren, kiedy indziej prowadziła skrajem lasu. W większości po nie najgorszej jakości gruntówkach, choć tu również zdarzały się pełne błota fragmenty.
Po kilkudziesięciu minutach łąki ustępują miejsca polom uprawnym, a na horyzoncie pojawia się parę domków. To jedno z osiedli na zachodnim krańcu Nowej Wsi Szlacheckiej. Przez chwilę męczę się na grząskiej polnej drodze, później trafiam na asfalt. I to jeden z tych niezbyt częstych przypadków, gdzie wejście na asfalt autentycznie mnie cieszy.
Po paru minutach docieram do skrzyżowania z nieco większą drogą, łączącą okoliczne wioski. Wchodzę na nią, idę ze 100 metrów na zachód, a następnie znów odbijam w polną drogę prowadzącą ku północy.
Znajduję się teraz na terenie Rudniańskiego Parku Krajobrazowego. Ponownie otaczają mnie pola, łąki i jakieś niewielkie skupiska drzewek. Idę w tym klimacie przez kilka minut, stopniowo zbliżając się do widocznego na horyzoncie, lekko skalistego pagórka. To rezerwat Kajasówka – niewielki obszar chroniony, wytyczony na terenach wokół tutejszego zrębu tektonicznego. Szlak Tenczyński nie prowadzi co prawda przez jego teren, ale jeśli ktoś ma czas i ochotę, to myślę, że warto tam skręcić i przejść się choć kawałek po wypiętrzeniu. Warta uwagi jest również Jaskinia Przegińska, do której można dostać się w mniej więcej 10-15 minut.
Na dalszym odcinku czerwony szlak prowadzi przez chwilę drogą między uprawami, a następnie dociera do ruchliwej drogi krajowej 780. Czekam chwilę na możliwość przejścia, po czym przemykam na drugą stronę.
Tu zaczyna się niestety najmniej ciekawy odcinek tej trasy. Najpierw idę parę minut polną drogą o zaskakująco dużym ruchem samochodowym, a później przechodzę przez centrum Czułówka. Wioska jak wioska – nic nadzwyczajnego tu nie ma, a zimą dodatkowo śmierdzi smogiem. Więc im szybciej będę to miał za sobą, tym lepiej.
W końcu zabudowania zaczynają rzednąć, a asfalt staje coraz bardziej dziurawy. Po wyjściu z wioski idę jeszcze kawałek tą drogą, a następnie skręcam między pola. Uwaga, ten zakręt nie jest chyba w ogóle oznaczony, więc bez mapy lub nawigacji może być go łatwo przegapić. W sumie, to zdążyłem się już nauczyć, że na szlakach nizinnych nawigacja praktycznie zawsze powinna być pod ręką.
W terenie widocznym na powyższym zdjęciu idę aż do krańca najbliższego lasku, a następnie skręcam w prawo. Później mam parę minut do przecięcia jakiejś lokalnej drogi, a dalej czeka na mnie kawałek niezbyt wymagającego podejścia.
Na wzniesieniu trafiam w okolicę pełną upraw i sadów. Kalendarz niby pokazuje datę 1 lutego, ale po zimie nie ma tu ani śladu, więc rolnicy wykonują już jakieś prace.
Chwilę później słabo zarysowana, polna dróżka zamienia się w wyraźną szutrówkę, która z kolei prowadzi mnie do jakiejś większej drogi asfaltowej. Po chwili marszu wzdłuż niej, dociera do mnie, że przecież dość często jeżdżę tędy rowerem. Cóż, z perspektywy pieszego okolica wygląda nieco inaczej. Przede wszystkim – wydaje się sporo większa.
Drogą poruszam się tylko przez moment. Później skręcam w boczną ścieżkę i zaczynam schodzić w dół. Od teraz, aż do niemal samego końca wycieczki będę poruszał się po terenie Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego.
Kieruję się w stronę rezerwatu Zimny Dół. To już drugi, który leży blisko tego szlaku, choć i tym razem czerwona trasa nie prowadzi bezpośrednio przez chroniony teren. Krótką pętlę po rezerwacie można jednak zaliczyć dzięki ścieżce przyrodniczej, która startuje z dna wąwozu – jej początek leży tuż przy szlaku i ciężko byłoby go nie zauważyć. Osobiście mocno polecam. Okrążenie zajmuje około pół godziny, podczas których zwiedzi się całkiem ciekawe „skalne miasto” (może nie aż tak okazałe, jak w czeskim Adrspach, ale też może się podobać).
Minąwszy teren rezerwatu trafiam na asfaltową drogę, która w umiarkowanie zabudowanym terenie prowadzi brzegiem niewielkiego potoku, będącego dopływem Sanki. Terem nie staje się jednak mniej ciekawy. Przy drodze nadal są skałki, niektóre nawet większe niż te w granicach rezerwatu.
Ulica prowadzi mnie do skrzyżowania z większą drogą. Tu jednak warto na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na wyrastającą na poboczu skałę. To zdecydowanie największa, jaką można oglądać podczas tej wycieczki. Tą też dobrze kojarzę w moich rowerowych wycieczek po okolicy i wiem, że dość często staje się ona celem rozmaitych wspinaczek.
Następne kilkaset metrów to przejście skrajem drogi. Później szlak kieruje mnie między zabudowania i wzdłuż płotów prowadzi w stronę lasu. Na końcu ścieżki czeka jednak niespodzianka. Trafiam na około 1,5-metrowej szerokości rzeczkę, bez możliwości wygodnego przejścia. Już mam brać rozpęd i skakać, ale zauważam wyraźnie wydeptaną ścieżkę biegnącą w prawo. Czyżby mostek? No, nie do końca. Znajduję parę połamanych gałęzi, które ktoś wrzucił do wody i teraz wystają ponad powierzchnię. Jakoś udało mi się po tym przejść, choć trochę zamoczyłem buta i z perspektywy czasu uważam, że chyba lepiej byłoby skakać.
Po tej umiarkowanie udanej przeprawie wracam na szlak i zaczynam przejście przez największy ze wszystkich lasów, jakie znajdują się na opisywanej trasie. Stąd do Krzeszowic mam jeszcze dobre kilkanaście kilometrów.
Przez dłuższy czas pnę się w górę po niezbyt stromo nachylonym zboczu. Okolica jest całkiem ładna, ale szczerze mówić, nie ma tu zbyt wielu rzeczy wartych opisania. Po prostu fajny las.
Od skrzyżowania przy „dużej skale” towarzyszy mi czarny szlak. Po wejściu na szczyt pagórka skręca jednak na wschód i ciągnie się jeszcze kawałek w stronę Doliny Mnikowskiej. Z kolei czerwony wiedzie jeszcze przez chwilę lasem, a później wychodzi w pół otwarty teren. Kolejny kilometr pokonuję mając po jednej stornie drzewa, a po drugiej pola uprawne.
W pewnej chwili wracam do lasu, schodzę kawałek w dół, po czym zaczynam powolne odzyskiwanie wysokości. Z czasem zaczynam słyszeć szum jakiejś ruchliwej drogi. To autostrada A4, która prowadzi przez środek tego sporych rozmiarów kompleksu leśnego.
Nim jednak docieram do autostrady, mija jeszcze dłuższa chwila. W końcu jednak przekraczam tę pełną samochodów arterię i kontynuuję marsz na północ.
Znów czeka mnie dłuższa chwila w lesie. Przeważnie poruszam się szerokimi, wygodnymi gruntówkami, choć zdarza się trafić również na węższą, nieco zarośniętą ścieżkę.
Po jakimś czasie docieram do skrzyżowania z zielonym szlakiem, który w tym lesie zatacza pętlę startującą z pobliskich Nielepic. Kolor czerwony prowadzi natomiast w kierunku zachodnim, ponownie po wygodnych i dobrze oznaczonych drogach. Na tym odcinku zaczynam również spotykać dość sporo spacerowiczów i rowerzystów. W sumie nic dziwnego: jest sobota, trochę po południu, a piękna, wiosenna (co z tego, że jest 1 lutego) pogoda zdecydowanie zachęca do spędzania czasu na świeżym powietrzu.
Gdzieś w trakcie tego marszu przecinam dwie asfaltowe, prowadzące przez las drogi. Później nieco zmienia się podłoże, po którym idę. Już nie jest tak przyjemne i stabilne. Pojawia się więcej piasku, a później również nieco błota.
Ten kawałek lasu sprawia wrażenie bardziej dzikiego. Mniej ludzi, gorsze ścieżki, a do tego oznaczenie trasy jest starsze i nieco nieprecyzyjne. W pewnej chwili przegapiłem jeden skręt i w efekcie musiałem wracać kilkaset metrów.
W pewnym momencie czerwony szlak łączy się z inną lokalną trasą, noszącą nazwę Szlak Dawnego Górnictwa. Pamiętam, że kiedyś próbowaliśmy ją przejść. Początkowo była dość ciekawa, ale później oznaczenia stawały się coraz gorsze, aż w końcu zupełnie się urwały. Nie skończyliśmy tej pętli, choć może teraz, po kilka latach, ktoś odmalował znaki i dałoby się tutaj nie zgubić. Może kiedyś warto będzie sprawdzić.
Na dalszym etapie trafiam na jeden błędnie opisany skręt. Symbol na drzewie kieruje mnie w prawo, choć mapa mówi lewo. Ale cóż, znak wygląda na dość nowy, więc ostatecznie mu ufam i pakuję się w jakiś totalnie nieprzystosowany do wędrowania teren. Ostatecznie wracam, skręcam zgodnie z mapą i bez problemu odnajduję dalszą drogę. Wniosek: nie zawsze warto ufać szlakom, a mapę (czy to cyfrową, czy papierową) zawsze warto ze sobą zabrać.
Mijają kolejne kilometry, podczas których zbliżam się do Krzeszowic. Końcówka nie zapowiada się jednak łatwo. W tym kawałku lasu trwa zrywka drewna, w efekcie której większość dróg jest rozoranych i pełnych błota. Idzie się po tym ciężko, wolno i generalnie nieprzyjemnie.
Później trafiam na jeszcze jeden problem ze szlakiem. Pewien jego fragment został ogrodzony i konieczne jest obejście. Na szczęście nie jest to ani długie, ani nie grozi pobłądzeniem. Po prostu trzeba przejść dodatkowe 100 czy 200 metrów wzdłuż płotu.
Ostatni fragment tego lasu pokonuję już bez komplikacji. W końcu docieram do asfaltowej drogi, skręcam w prawo i zaczynam marsz ku centrum Krzeszowic.
Stąd jest to niecałe 2 kilometry. Początkowo zabudowa jest wyłącznie jednorodzinna. Z czasem pojawiają się również bloki, sklepy i inne punkty usługowe. Blisko środka miasta dochodzą również fabryki, a także dość duża stacja kolejowa. Końcową tabliczkę szlaku odnajduję przy skrzyżowaniu niedaleko wiaduktu nad torami.
Po zakończeniu szlakowej wędrówki udaję się na pobliski dworzec autobusowy, gdzie praktycznie od razu podjeżdża niewielki busik do Krakowa. Wsiadam na pokład, czekam jeszcze chwilę, a później jestem już w drodze do głównego dworca małopolskiej stolicy. Resztę drogi do mieszkania pokonuję piechotą.
Szlak Tenczyński (Czernichów – Krzeszowice) – podsumowanie
Muszę przyznać, że jestem tym szlakiem dość pozytywnie zaskoczony. Oczywiście, nie oferuje takich atrakcji czy widoków, co typowo górskie trasy, ale jako szlak nizinny sprawdza się całkiem dobrze. Wiele jest tutaj terenów zielonych i innych przyrodniczych ciekawostek. Warto również zajrzeć w miejsca leżące tuż przy szlaku, takie jakie rezerwaty Zimny Dół czy Kajasówka.
Tak więc, ja jestem zadowolony, choć zdaję sobie sprawę, że to nie jest trasa, którą odwiedzać będą tłumy. Jest dość długa, a przez swój nie-okrężny kształt, nieco trudna do ogarnięcia pod względem logistycznym. No i bądźmy szczerzy – na terenie Małopolski, a nawet w okolicach samego Krakowa jest mnóstwo innych, często ciekawszych i łatwiej dostępnych szlaków. Gdyby ktoś jednak chciał wybrać się na akurat ten, to mogę śmiało polecić.
Szlak Tenczyński – mapa i profil wysokościowy:
Szlak faktycznie godny polecenia. Fajna relacja z przejścia, ja kilka dni temu postanowiłem przebiec od kropki do kropki i jeżeli nie można akurat być w górach to teren do zmęczenia nadaje się idealnie. Są widoki, sporo leśnych ścieżek. Zapraszam w wolnej chwili do mojej relacji:
https://summitate.wordpress.com/2020/12/05/wycieczka-biegowa-z-czernichowa-do-krzeszowic/
O, czyli jednak takimi lokalnymi szlakami ktoś czasem chodzi ;)
Masz rację, fajna trasa, też ją miło wspominam.