Skrzyczne – wejście zimą
Pierwsza w tym roku wizyta w Beskidzie Śląskim. Korzystając z niedawnego nawrotu zimy, udaję się do Szczyrku i stamtąd wchodzę na najwyższy szczyt tego regionu – Skrzyczne. Choć sama góra nie uchodzi za trudną, ze względu na warunki pogodowe, tę wycieczkę zapamiętam jako miejscami dość ekstremalną.
Najbliższa sobota zapowiadała się dość pogodnie. Miałem ochotę na Tatry, ale niestety, ostatnio mocno sypnęło śniegiem i poziom zagrożenia lawinowego był zbyt duży na ambitniejsze wycieczki. Zdecydowałem się więc na Beskid Śląski i tamtejsze Skrzyczne. Nie byłem tam już dobrych kilka lat, więc uznałem, że najwyższa pora wpaść z kolejną wizytą.
Skrzyczne zimą – szlaki i inne praktyczne informacje
Mierzący 1257 metrów szczyt jest najwyższym i jednym z najbardziej popularnych w okolicy. Leży w pobliżu Szczyrku – dużego centrum turystycznego i niezłej bazy wypadowej w okoliczne góry. Zimą, rejon należy głównie do narciarzy, który mają do dyspozycji mnóstwo wyciągów i dziesiątki kilometrów tras. Piesi też znajdą coś dla siebie. Szlaki Beskidu Śląskiego leżą w pobliżu wielu miast i nawet o tej porze roku są dość tłumnie odwiedzane.
Skrzyczne można zdobyć na wiele różnych sposobów. Na wierzchołek prowadzi pięć tras:
- niebieska ze Szczyrku,
- zielona ze Szczyrku,
- czerwona z Buczkowic,
- niebieska z dzielnicy Ostre w miejscowości Twardorzeczka,
- zielona od Małego Skrzycznego, a wcześniej od innych prowadzących tam szlaków.
Pierwsze trzy szlaki łączą się kawałek przed szczytem i wspólnie pokonują ostatnie odcinki. Wariantów jest jednak sporo, a do najpopularniejszych należą te z miejscowości Szczyrk. I to właśnie te opcje postanowiłem wykorzystać podczas opisywanej wycieczki. Razem tworzą około 10-kilometrową pętlę, której przejście zajmuje około 4 godzin.
Zimą należy być jednak świadomym nieco innego przebiegu tych szlaków. Jak już wspomniałem, górę dominują narciarze. W miejscach, gdzie szlak przecina stoki niejednokrotnie trafimy na siatki i będzie trzeba szukać obejść. Dokładniej opiszę to w relacji poniżej.
Wierzchołek Skrzycznego to dość zatłoczone miejsce. Oprócz górnych stacji wyciągów znajdziemy tutaj schronisko PTTK, wysoki na 87 metrów maszt radiowo-telewizyjny oraz kilka innych budynków. Ze względu na otwarty teren, można stąd również podziwiać wiele innych, położonych w okolicy szczytów i górskich grzbietów.
Zimowe wejście na Skrzyczne – relacja
Dojazd do Szczyrku
Wybierając się tam z Krakowa, najlepiej będzie jechać przez Bielsko. Z tego, co wiem, bezpośrednich połączeń nie ma. Do samego Bielska natomiast dostać się nietrudno. Do wyboru mam kolej i kilku prywatnych przewoźników autobusowych. Pierwsza opcja jest nieco tańsza i pozwala być wcześniej na miejscu, jednak wadą jest dłuższy czas jazdy (ponad 3 godziny).
Jadę więc autobusem. Wstaję o 4:45, pakuję się, jem śniadanie i ruszam na krakowski dworzec autobusowy. Kurs startuje równo o 6-tej, co pozwana mi być na miejscu około 7:50. Całkiem nieźle.
Teraz pora na przesiadkę. Busów relacji Bielsko – Szczyrk nie brakuje, nawet w weekend. Trzeba mieć tylko świadomość, że odjeżdżają z różnych miejsc. Część z głównej platformy tutejszego dworca, inne z przystanku przy ruchliwej drodze, jakieś 200 metrów dalej.
Sprawdzam oba miejsca i namierzam kurs o 8:10. Pasuje. Czekam chwilę, w końcu wsiadam i ruszam w podróż wgłąb Beskidu Śląskiego. Szczyrk jest dość długi, więc lepiej nie wysiadać gdziekolwiek. Celuję w przystanek w centrum, najbliżej zielonego szlaku. Przejazd kończę 20-parę minut później.
Zielonym szlakiem na Skrzyczne – wersja zimowa
Wysiadam i z przystanku wracam się jakieś 300 metrów do pobliskiego skrzyżowana. Tam po raz pierwszy trafiam na zielone oznaczenia mojej dzisiejszej trasy. Skręcam w prawo, chwilę później przechodzę przez rzekę Żylicę i zaczynam podejście.
Pierwsza część trasy prowadzi po ulicy wyłożonej betonowymi płytami. Niby droga, ale dość szybko wchodzi do lasu, więc idzie się po tym przyjemnie. Praktycznie od początku nabieram też wysokość.
Po przejściu kilkuset metrów docieram do niewielkiego osiedla. Część domków stoi bezpośrednio przy drodze, inne porozrzucane są po pobliskim zboczu. Teren jest częściowo otwarty i daje mi już całkiem dobry widok na szczyt góry. W sumie, nie wydaje się daleko.
Kawałek dalej szlak schodzi z utwardzanej drogi i kieruje mnie na leśną ścieżkę. Jest przetarta, a na śniegu odciśniętych jest sporo ludzkich śladów. Część może być nawet dzisiejsza. Tak jak wspominałem we wstępie, Skrzyczne przez cały rok cieszy się sporą popularnością.
Kolejnych kilkanaście minut spędzam w gęstym lesie. Nachylenie szlaku jest dość jednostajne. Stale zdobywam wysokość, ale nie jest to nic męczącego. Okolica jest ładna, a szlak, póki co, oznaczony bezbłędnie.
Później las nieco rzednie, a trasa wyprowadza mnie na bok częściowo odsłoniętego zbocza. Muszę teraz przejść wzdłuż niego po wąskiej ścieżce. Po prawej opada umiarkowanie nachylony stok, a dalej mam ładne widoki na okoliczne, nieco niższe pasma.
Na dalszym odcinku znów wchodzę do lasu, a chwilę później trafiam na skrzyżowanie z czerwonym szlakiem, który prowadzi tutaj z pobliskich Buczkowic. Miejsce nosi nazwę przełęcz Becyrek i znajduje mniej więcej w 1/3 drogi na szczyt.
Kolejny odcinek jest nieco łagodniejszy. Mam przed sobą parę niewielkich podejść, kilka razy schodzę nawet trochę w dół. Dookoła jest sporo drzew, ale nie rosną zbyt gęsto, więc mam fajne widoki na okolicę. Z wielu miejsc widzę również szczyt.
Coraz częściej słyszę też szum wiatru. Z prognoz wiem, że dmuchać miało dziś mocno, jednak teraz, poruszając się głównie z lesie, jeszcze tego nie czuję.
Idę jeszcze kawałek za oznaczeniami szlaku, aż trafiam na czerwoną, około dwumetrowej wysokości siatkę. Letni przebieg trasy przecina tutaj stok narciarski i po drugiej stronie łączy z kolorem niebieskim. Zimą przejście jest jednak niemożliwe.
Skręcam więc w lewo i zaczynam podejście wzdłuż ogrodzenia. Tak też prowadzą ślady turystów, który byli tutaj przede mną. Jednego mam zresztą w zasięgu wzroku i stopniowo zmniejszam dzielącą nas odległość.
Niektóre fragmenty są tu dość strome. Na jednym żałuję nawet, że nie zdecydowałem się na wzięcie raków i jak totalny amator czasem przytrzymuję siatki i metalowych słupków po prawej. Na szczęście, to tylko parę minut. Później znów robi się łatwiej.
Kawałek dalej trafiam na przerwę w siatce. A właściwie, to trafiamy, bo teraz idziemy już we dwójkę. Stajemy i zastanawiamy się, co robić. Oznaczeń szlaku nie ma, ślady wzdłuż siatki też się urywają. Trzeba chyba wejść na stok i albo kontynuować marsz jego skrajem albo dostać na drugą stronę i tam szukać dalszej trasy.
Decydujemy się na drugą opcję. Czekamy chwilę na zmniejszenie ruchu narciarskiego, a później przebiegamy na przeciwny kraniec. Niestety, nie znajdujemy tam oczywistego rozwiązania. Zauważam jednak, że kawałek powyżej nas, ktoś podchodzi pod szczyt właśnie prawym skrajem trasy. Wybieramy więc ten sam wariant, zresztą nie za bardzo da się dziś iść gdzie indziej.
Tu idzie się już o wiele łatwiej. Śnieg jest twardy, nachylenie niezbyt duże. Po pewnym czasie dostrzegam jednak drogowskazy po drugiej stronie stoku. Postanawiam poczekać na możliwość przejścia i rzucić na nie okiem. Podchodzę i stwierdzam, że oznaczenia szlaku, co prawda są, ale dookoła nich nie ma żadnych śladów. Trzeba więc iść dalej po stoku.
Kontynuuję podejście, tym razem lewą stroną. Im bliżej wierzchołka, tym bardziej czuje dzisiejszy wiatr. Dość zimny, porywisty. Wyciągam z plecaka rękawiczki, na głowę naciągam kaptur. Pamiętam, że prognozy mówiły o prędkości 80 km/h. Tu jeszcze tyle nie ma, ale spodziewam się, że na wierzchołku warunki będą cięższe.
W końcu docieram do zabudowań na szczycie. I tu już faktycznie może być te 80 km/h, może nawet więcej. Ciężko jest ustać prosto, a spojrzenie pod wiatr wiąże się z regularnym dostawaniem śniegiem w oczy. Chowam się za jakąś ścianką i ubieram dodatkowo buffa na szyję i okulary. Pomagają niewiele, lepsze byłyby pełne gogle, ale te niestety zostały w domu. Chyba nigdy jeszcze nie byłem w górach przy tak silnym wietrze.
Na Skrzycznem swoi też schronisko PTTK. Podchodzę pod nie, a następnie udaję pod tabliczkę szczytową. Ta jednak nie znajduje się w najwyższym punkcie góry. Ten jest kawałek dalej, na niewielkiej platformie. Łatwo nie będzie, ale postanawiam, że jakoś tam dotrę.
Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem w górach przy tak ekstremalnych warunkach. Z każdym dodatkowym metrem wiatr wzmagał się jeszcze bardziej. Ledwo dało się iść, a przy podejściu w głębokim śniegu parę razy straciłem równowagę. Po dotarciu na samą górę obróciłem się i teraz dla odmiany czułem, jakby ktoś z całej siły napierał mi na plecy.
Nie, tu nawet nie będę wyciągał aparatu. Trzeba stąd spadać i poszukać jakiegoś schronienia. Pchany wiatrem zbiegam z pagórka i udaję w okolice którejś z budek od wyciągów. Dopiero tam zaznaję trochę spokoju.
Zejście ze Skrzycznego do Szczyrku – szlak niebieski
Odzyskuję nieco ciepła, przecieram zasypane mokrym śniegiem okulary i zaczynam zejście krawędzią stoku. Gdy kawałek dalej chcę przejść na jego drugą stronę, uświadamiam sobie coś dziwnego. Czemu jestem tu sam? Przed chwilą dookoła jeździły dziesiątki narciarzy. Czyżby wyłączyli górne wyciągi ze względu na ten wiatr? Innej opcji raczej nie widzę.
Schodząc, szybko wytracam wysokość. Konsystencja śniegu pozwala na niemal zbieganie tym stokiem. Wiatr też z minuty na minutę robi się coraz bardziej znośny.
Wkrótce docieram do miejsca, gdzie trasa narciarska rozdziela się na dwa warianty. To także w tym miejscu niebieski szlak krzyżuję się z zielonym. Nie chcę wracać tą samą trasą, więc decyduję się na skręt w lewo i schodzenie za niebieskimi oznaczeniami. Od tego momentu będą prowadzić mniej więcej tak, jak standardowy, letni wariant szlaku.
Idę chwilę prosto, a później odbijam w prawo i zaczynam iść skrajem kolejnego stoku. Przebieg trasy jest banalny, trzeba po prostu schodzić aż do momentu dotarcia na Halę Jaworzyna, gdzie znajdują się pośrednia stacja kolejki oraz sporych rozmiarów bufet.
Poniżej hali schodzę jeszcze kawałek przy stoku, a następnie szlak kieruje mnie na węższą ścieżkę. Przechodzę pod wyciągiem, po czym w umiarkowanie zalesionym terenie kontynuuję marsz w stronę Szczyrku.
Na dalszym odcinku poruszam się najpierw lasem, a później znów trafiam pod wyciąg i po wyciętym pod nim pasie terenu schodzę w kierunku dolnej stacji. Tu ścieżka wiedzie na skraju lasu i daje niezły widok na góry znajdujące się po przeciwnej stronie miejscowości.
Będąc na dole mijam parę hoteli, parkingów i innych służących turystyce zabudowań, po czym jakąś boczną uliczką dochodzę do głównej drogi Szczyrku. Skręcam w prawo i śledząc niebieskie oznaczenia, idę chodnikiem przez ostatni etap tej trasy. Po około kilometrze trafiam na przystanek, gdzie rano wysiadałem z autobusu.
Ciąg dalszy i powrót
Nie zamierzam jednak czekać na połączenie do Bielska. Cała wizyta na Skrzycznem zajęła mi mniej niż 3 godziny. Więcej poświęciłem na sam dojazd tutaj, więc szkoda reszty dnia. Postawiam, zgodnie zresztą z pierwotnym planem, udać się jeszcze na Klimczok i Szyndzielnię, a później zejść do Bielska. Dopiero wtedy będę próbował dostać się na tamtejszy dworzec i łapać jakiś autobus do Krakowa.
Podsumowanie wycieczki
O ile tegoroczna zima nie należy do szczególnie surowych, to okazuje się, że niekiedy może dać w kość. I to nawet na takich dość niskich, bardzo popularnych szczytach. Z takim wiatrem, jak dzisiejszy, jeszcze nie miałem okazji się zmagać. Pewnie to właśnie on zostanie mi z tej wycieczki najdłużej w pamięci.
Myślę jednak, że Skrzyczne jest warte odwiedzania również w innych warunkach. Co prawda zimą trasy dla pieszych mają tu drugorzędne znaczenie, ale spokojnie można sobie z tym poradzić. Sam spotkałem zresztą parę innych osób, które na własnych nogach próbował dziś zdobyć szczyt.
Porównując dwa szlaki, jakimi odwiedzałem górę, uważam, że to zielony jest bardziej atrakcyjny. Choć odrobinę dłuższy, to prowadzi przez bardziej zróżnicowany teren i daje człowiekowi nieco więcej wytchnienia od tutejszej, wszechobecnej infrastruktury turystycznej.
Uważam również, że Skrzyczne może być dobrym pomysłem na jedną z pierwszych zimowych wycieczek. Trasy ze Szczyrku są proste, dość krótkie i często odwiedzane. Nie trzeba się więc martwić o to, że szlaki będą nieprzetarte albo, że w razie problemów zostaniemy gdzieś sami z dala od cywilizacji. Co więcej, trud włożony we wspinaczkę wynagrodzą całkiem fajne widoki z wierzchołka. O ile, oczywiście, pogoda danego dnia pozwoli się nimi cieszyć.
Mapa pokonanej pętli: