Polica i schronisko na Hali Krupowej – wejście w zimowych warunkach
Pasmo Policy jest jednym z częściej odwiedzanych na terenie Beskidu Żywieckiego. Jest ładnie położone, oferuje mnóstwo szlaków turystycznych, a także jest łatwo dostępne z wielu okolicznych miejscowości. Dziś zaglądamy tam po raz pierwszy, zdobywając będącą jego najwyższym szczytem Policę (1369 metrów) oraz odwiedzając leżące kawałek dalej schronisko PTTK na Hali Krupowej.
Pewnie nietrudno zauważyć, że ostatnio na tym blogu niewiele się dzieje. Sezon letni w górach dawno się skończył, a krótkie dni i niskie temperatury raczej nie pozwalają na ambitniejsze wycieczki rowerowe czy wypady w skały. Skupiam się głównie na krótkich, często domowych treningach i okazjonalnych wypadach na ściankę wspinaczkową, przy okazji spędzając sporo czasu na snuciu przyszłorocznych planów. No i oczywiście: czekam na zimę, będącą jedną z moich ulubionych pór roku.
W niektórych górach zima już jest. Co prawda jeszcze nie kalendarzowa – do tej brakuje dosłownie kilku dni – lecz pojawiło się już trochę śniegu, a temperatury potrafią całymi dniami nie przekraczać zera. Z tej okazji postanowiliśmy wraz ze znajomym wybrać się na jakiś stosunkowo łatwy szczyt i po raz pierwszy od dłuższego czasu poubijać nieco świeżego puchu. Wybór padł na Beskid Żywiecki i położone w nim Pasmo Policy.
Polica i schronisko PTTK na Hali Krupowej – podstawowe informacje
Mierząca 1369 metry Polica znajduje się w Beskidzie Żywieckim, na jego północno-wschodnim krańcu. Jest najwyższym szczytem swojego pasma, często odwiedzanym przez turystów, którzy mogą się tam dostać po czerwonym lub niebieskim szlaku. W pobliżu szczytu przebiega również kilka innych tras, co stwarza naprawdę dużo opcji na dotarcie w to miejsce.
Szczyt Policy jest tylko częściowo zalesiony, co czyni go niezłym punktem widokowym na sporo okolicznych szczytów. Z wierzchołka nieźle prezentuje się pobliska Babia Góra, przy dobrej pogodnie można też dostrzec leżące na południu Tatry.
Polica znana jest również z tragicznej w skutkach katastrofy samolotu z 1969 roku, w której zginęły 53 osoby. Aby upamiętnić to wydarzenie, w różnych miejscach góry (przy zielonym i czerwonym szlaku) postawiono dwa krzyże, a także zbudowano pomnik z użyciem części rozbitej maszyny.
Schronisko na Hali Krupowej znajduje się nieco ponad 2 kilometry od wierzchołka Policy. Jest czynne przez cały rok, oferuje kilkadziesiąt miejsc noclegowych, bufet i jadalnię wewnątrz oraz na zewnątrz obiektu. W budynku działa również lokalna stacja GOPR-u. Co ciekawe, budynek wcale nie leży na Hali Krupowej – ta położona jest kilkaset metrów dalej na wschód, pod wierzchołkiem Okrąglicy. Znacznie bliżej obiektu znajduje się Hala Kucałowa, będąca ważnym węzłem okolicznych szlaków turystycznych.
Oryginalne schronisko powstało w 1935 roku, jednak zostało zniszczone podczas II Wojny Światowej. Budynek odbudowano dopiero kilkanaście lat później, w roku 1955. Potem, w latach dziewięćdziesiątych przeszło jeszcze gruntowny remont. Obecnie nosi imię Kazimierza Sosnowskiego, czyli osoby odpowiedzialnej za budowę pierwszego obiektu.
Wejście na Policę i pod schronisko na Hali Krupowej – relacja z wycieczki
Dojazd do Zawoi
Plecak w większości miałem przygotowany już wczoraj. Po wstaniu wystarczyło tylko zrobić herbatę, spakować jedzenie i przekąsić coś małego. Uwinąłem się sprawnie, potem pozostało się ciepło ubrać i można wychodzić. Zamykam mieszkanie, schodzę na dół, biorę auto i jadę po Marka na inne osiedle.
Gdy jesteśmy już razem, opuszczamy Kraków, wjeżdżamy na Zakopiankę i jedziemy nią parę minut na południe. Na rozjeździe skręcamy na drogę krajową numer 52, chwilę później zjeżdżamy na Sułkowice. Kolejne cele to Zambrzyce, Sucha Beskidzka, Maków Podhalański i w końcu Zawoja, do której docieramy jakimś mocno pagórkowatym skrótem. Zatrzymujemy się na dużym, darmowym parkingu w centrum miejscowości, na przeciwko cmentarza. O tej porze jest tam tylko jeden inny samochód.
Zielony szlak z Zawoi pod schronisko na Hali Krupowej
Zostawiamy auto, bierzemy plecaki i chodnikiem idziemy kilkadziesiąt metrów na zachód. Tam trafiamy na pierwsze oznaczenia zielonego szlaku, który skręca w jakąś boczną uliczkę i przez chwilę prowadzi wśród coraz rzadszej zabudowy. Potem domki się kończą. Zostaje tylko przejść krótki kawałek wśród pól i wchodzimy do lasu. Dziś specjalnie wybrałem trasę, gdzie nie trzeba zbyt dużo chodzić w terenie zabudowanym – jakoś nieszczególnie przepadam za taką okolicą.
Przed lasem kończy się asfalt, więc dalej podchodzimy szeroką drogą gruntową. Dziś jest lekko ona zasypania śniegiem – ot, parę centymetrów świeżego puchu, na którym nie widać jeszcze żadnych innych śladów. Będziemy tu dzisiaj pierwsi, choć patrząc na tę niewielką ilość opadu, przecieranie nie powinno być zbyt ciężkim zadaniem.
Leśne podejście ciągnie się przez jakiś czas. Nachylenie ścieżki jest raczej łagodne, więc nie ma okazji, by mocniej się zmęczyć. Nie ma też widoków, bo drzewostan dookoła jest dość gęsty. Zresztą, dzisiejsza pogoda i tak nie pozwoli nam zobaczyć zbyt wiele.
Wkrótce wychodzimy z lasu i w niewielkim odstępie czasu przechodzimy przez dwa małe osiedla. To dosłownie kilka domków porozstawianych na tutejszych, niezbyt dużych polanach. Większość jest chyba zamieszkana cały rok, co potwierdzają niedawne ślady opon na drogach dojazdowych.
Na widocznym powyżej rozdrożu odbijamy w prawo i kierujemy się w kolejny zalesiony teren. Tam znów czeka nas łagodne podejście, po wygodnej drodze gruntowej. Powoli nabieramy wysokości, obserwując jak dookoła pojawia się coraz więcej śniegu. Niedługo później wchodzimy też w chmury, które skutecznie ograniczają widoki na okolicę.
W pewnej chwili docieramy do skrzyżowania z niebieskim szlakiem, który odbija na południowy-zachód, a później wraca do jeden z dzielnic Zawoi. My jednak trzymamy się cały czas koloru zielonego, którym chcemy się dostać w okolice schroniska na Hali Krupowej.
Teren, w jakim się teraz poruszamy wciąż można by określić jako zalesiony, jednak sporo drzew uległo zniszczeniu. Dominuje niska, mająca ledwie parę lat roślinność, która przy lepszej pogodzie dałaby nam ładne widoki na sąsiednie pasma. Choć szczerze mówiąc, w chmurach też jest klimatycznie.
Ze względu na wspomniane przed chwilą szkody, przez dłuższą chwilę nie możemy trafić na kolejne symbole zielonego szlaku. Na szczęście, odpalona w telefonie nawigacja potwierdza, że idziemy w dobrym kierunku. Później, gdy wejdziemy już do „normalnego” lasu, sytuacja z oznaczeniami znacznie się poprawi.
W lesie mgła. Niezbyt gęsta, nieutrudniająca marszu, ale za to budująca świetny klimat. Choć wciąż nie możemy podziwiać dalszej okolicy, ten fragment zapamiętam jako jeden z najprzyjemniejszych podczas całej wycieczki.
Na tym odcinku nie nabieramy już zbyt wiele wysokości. Czasem lekko podchodzimy, później się obniżamy, kiedy indziej maszerujemy po płaskiej ścieżce, z rzadka poprzecinanej zamarzniętymi strumieniami. Dopiero kawałek dalej opuszczamy wygodną gruntówkę i wchodzimy na wąską dróżkę, wymagającą przeciskania się między oblepionymi śniegiem drzewami.
Po kilku minutach gęstwina się kończy, a ścieżka – choć wciąż wąska – prowadzi już takim lasem, jak wcześniej. Znów możemy iść w pozycji wyprostowanej, nie martwiąc się o strącany co chwilę śnieg. Chmury też zaczynają się podnosić, czasem dosięgają nas nawet pojedyncze promienie słońca.
Kawałek dalej, przy szlaku trafiamy na drewniany krzyż. Postawiono go, aby upamiętnić ofiary katastrofy lotniczej z 1969 roku. W skutek błędu nawigacyjnego, polski samolot linii LOT rozbił się o zbocze góry, zabierając życie 53 osobom. Później trafimy jeszcze na kilka innych symboli przypominającym o tym zdarzeniu.
Kolejne 1,5 kilometra to niemal poziomy trawers leśnego zbocza. W krajobrazie niewiele się zmienia, a teren jest dość łatwy, więc ów fragment pokonujemy dość szybko. Na jego końcu znajduje się skrzyżowanie z długodystansowym szlakiem koloru czerwonego. To Główny Szlak Beskidzki – jeden z najważniejszych w polskich górach.
Na GSB w końcu trafiamy na czyjeś ślady. Skręcamy w lewo i ruszamy w stronę schroniska. Znów przez las, bez szansy na jakieś rozległe widoki. W takich warunkach idziemy około kilometr, później docieramy na zachodni kraniec Hali Kucałowej. Tutaj, dla odmiany mamy okazję do rozejrzenia się po okolicy.
Dotarłszy na środek hali skręcamy w prawo i w parę pojedynczych minut schodzimy pod budynek schroniska. To niewielki, drewniany budynek, choć znalazło się miejsce i na bufet z jadalnią, i na kilkadziesiąt miejsc noclegowych. Postanawiamy usiąść na tarasie i zrobić jakąś dłuższą przerwę na jedzenie.
Polica – wejście w zimowych warunkach
Po zakończonym postoju wracamy na szlak i postanawiamy kierować się ku drugiemu z naszych dzisiejszych celów, czyli Policy. Stąd mamy do niej niewiele ponad 2 kilometry, które nawet w zimowych warunkach damy radę pokonać w mniej więcej 45 minut.
Spod schroniska wracamy się na Halę Kucałową, skręcamy w lewo i po czerwonym szlaku wracamy się w stronę odwiedzonego już dzisiaj rozdroża pod Złotą Grapą. Ten odcinek już znamy, więc nie będę go po raz drugi opisywał. Jedyną różnicą jest to, że teraz, zamiast wytracać wysokość, idziemy delikatnie pod górę.
Za skrzyżowaniem wciąż trzymamy się Głównego Szlaku Beskidzkiego. Z czasem robi się stromiej, choć pod nogami wciąż mamy przyzwoitą, dobrze przetartą ścieżkę. Roślinność dookoła nieco się kurczy, więc gdyby nie powrót niskich chmur, pewnie mielibyśmy trochę widoków z wierzchołka.
Niestety, dziś nie pooglądamy za wiele. Możemy tylko obejść wierzchołek, przyglądając się tutejszym tabliczkom, drogowskazom oraz wspomnianym wcześniej pomnikom. Te znów poświęcono ofiarom dawnej katastrofy lotniczej, choć w opisach są też wzmianki o działających tu kiedyś partyzantach oraz pontyfikacie Jana Pawła II.
Zejście do Zawoi przez Halę Śmietanową
Wierzchołek Policy opuszczamy dość szybko. Kolejnym celem jest dojście na Cyl Hali Śmietanowej, gdzie również chcemy się dostać za symbolami czerwonego szlaku. Wracamy od lasu i po zaśnieżonej ścieżce kierujemy się na zachód. Początkowo jest ona dość wąską, później znacznie się rozszerza i nie sprawia żadnych problemów.
Na Cyl Hali Śmietanowej docieramy po jakichś 2 kilometrach marszu w niemal całkowicie zalesionym terenie. Początkowo było łagodnie w dół, pod koniec nieco w górę. Cyl okazuje się niewielką polaną spowitą we mgle. Sama hala znajduje się kawałek dalej. A raczej znajdowała, bo obecnie prawie całkiem zarosła.
W tym miejscu opuszczamy Główny Szlak Beskidzki i zaczynamy schodzić za żółtymi symbolami. Chwilę później trafiamy na wąską leśną ścieżkę, która dość stromo opada w dół. Korzystając ze świeżego, miękkiego śniegu nie wahamy się od czasu do czasu zbiegać.
Po pewnym czasie stok łagodnieje, ścieżka się rozszerza, a drzewa dookoła stają coraz niższe. Trafiamy na wspomnianą wcześniej Halę Śmietanową, gdzie znajduje się kolejne rozdroże. Tym razem skręcamy w prawo, na szlak niebieski, którym przez kilkaset metrów będziemy się kierować w stronę zielonej trasy.
Zabłądziliśmy. Zamiast na jednym ze skrzyżowań skręcić lekko w prawo, poszliśmy prosto i zaczęli schodzić w dół zbocza. Po chwili niepokoi mnie brak oznaczeń. Marek szybko odpala nawigację i potwierdza obawy. Trzeba było skręcić, ale na szczęście, nie musimy się wracać. Wystarczy tylko odbić w górę na kolejnym rozdrożu i będziemy z powrotem na niebieskim szlaku. A kilkadziesiąt metrów wytraconej wysokości najlepiej potraktować jako dodatkowy trening.
Wracamy, idziemy jeszcze chwilę przed siebie i łączymy się z trasą zieloną. W tym miejscu zamykamy naszą pętlę po grzbiecie Policy i zaczynamy schodzić w stronę Zawoi. To ta sama trasa, którą podchodziliśmy rano. Co ciekawe, wciąż widzimy na niej jedynie swoje ślady. Czyżby nie był to zbyt popularny wariant? A może po prostu pogoda nie zachęca dziś do wędrówek – na całej trasie spotkaliśmy tylko kilkanaście innych osób i to głównie w okolicy schroniska.
Kawałek dalej wychodzimy z chmur. Wracają widoki, choć te i tak są dziś dość surowe i ponure. Gdzieś tu zaczynamy również bardziej nachylone zejście, które szybko doprowadza nas do dwóch małych osad.
Minąwszy zabudowania wracamy między drzewa i kontynuujemy zejście. Tu śniegu nie ma już zbyt dużo, w dodatku część tego, który spadł nocą zdążyła się już zamienić w błoto. Na szczęście, do Zawoi mamy już dość blisko. Przez las idziemy jeszcze jakieś 20 minut, resztę pokonujemy boczną, asfaltową uliczką.
Po dojściu do ruchliwej szosy skręcamy w prawo i udajemy się na pobliski parking. Tam wsiadamy do samochodu i zaczynamy powrót. Nim jednak dotrzemy do Krakowa, wpadniemy jeszcze z wizytą do jednego z naszych górskich znajomych.
Polica i schronisko PTTK na Hali Krupowej – podsumowanie
Dziś co prawda bez porywających widoków, ale i tak było warto. Fajnie wrócić w zimowe góry, pochodzić po śniegu, nieco przetrzeć rzadko odwiedzane szlaki. Dla mnie z pewnością był to wstęp do nadchodzącego sezonu, na który mam już kilka ciekawych, czasem nawet dość ambitnych planów. Mam nadzieję, że choć część z nich wypali i wkrótce na blogu pojawią się relację z nowych przejeść.
A co do samej Policy, oczywiście polecam. Dziś byłem na niej po raz pierwszy i na pewno mam motywację, by kiedyś jeszcze wrócić. Szlaków prowadzących na tę górę nie brakuje, więc w przyszłości pewnie odwiedzą ją jeszcze jakimś innym wariantem.
Na sam koniec mapka z profilem wysokościowym i innymi parametrami przejścia:
Michale miło znowu widzieć nowy wpis na blogu.
Powodzenia w realizacji planów tej zimy !
Dzięki! Oby tylko pogoda pozwoliła dużo podziałać, bo trochę tych planów mam ;)
Michale, Szczęśliwego Nowego Roku 2022, życzę spełnienia marzeń, planów, zamierzeń, pomyślności wszelkiej, szczęścia, zdrowia, bezpiecznych wypraw-
Kri
Serdeczne dzięki za życzenia i dla Ciebie również wszystkiego najlepszego!