Dolina Kobylańska, Wąwóz Bolechowicki – rowerem i na piechotę (szlaki, atrakcje, zdjęcia)
Niezbyt długa, choć moim zdaniem dość ciekawa wycieczka w rejon Dolinek Podkrakowskich. Jej celem były Dolina Kobylańska oraz Wąwóz Bolechowicki. Obie nieźle nadają się na spacer, rowerową przejażdżkę lub fragment dłuższego trekkingu po okolicy. Co to za miejsca i na jakie atrakcje można tam trafić?
Obie destynacje już od jakiegoś czasu były na mojej liście wartych odwiedzenia miejsc. Na terenie paru Dolinek Podkrakowskich spędziłem już w przeszłości trochę czasu i pieszo, i na rowerze, więc domyślałem się, że warto zobaczyć też kolejne.
W końcu, z jakiegoś powodu stwierdziłem, że odpowiedni dzień nadszedł. Wziąłem rower i pojechałem pozwiedzać, choć od razu zaznaczam, że środek transportu nie ma tu większego znaczenia. Oba cele można też łatwo obejść na własnych nogach.
Dolina Kobylańska i Wąwóz Bolechowicki – informacje praktyczne
Atrakcje
Opisywanie miejsce leżą na terenie Parku Krajobrazowego Dolinki Krakowskie (często zwanego po prostu Dolinki Krakowskie lub Dolinki Podkrakowskie). Leżą kilkanaście kilometrów na północny – zachód od małopolskiej stolicy. Ich atuty są głównie związane z przyrodą. Zarówno na terenie Doliny Kobylańskiej, jak i Wąwozu Bolechowickiego trafimy na sporo wapiennych skałek o imponujących kształtach. Są również jaskinie i niewielkie potoki, a także mnóstwo zieleni i miejsc do odpoczywania w formie wiat i ławek.
Szlaki turystyczne
Przez Dolinę Kobylańską przebiegają zarówno szlaki rowerowe, jak i piesze. Wśród tych pierwszych znajdują się oznaczony na czerwono szlak „Po Dolinkach Podkrakowskich” oraz niebieski „Szlak Brzozowy”. Oba są pętlami o długościach 20-parę kilometrów. Droga przez Dolinę Kobylańską cechuje się miękką nawierzchnią, więc wygodniej będzie jechać tamtędy na choć trochę uterenowionym rowerze.
Dla pieszych turystów przygotowano oznaczony żółtymi symbolami Szlak Dolinek Jurajskich. Jest to jednak trasa dość długą, mierząca prawie 90 kilometrów. Na terenie Doliny Kobylańskiej znajdziemy więc tylko jej krótki, choć bardzo ciekawy fragment.
Ten sam żółty szlak przebiega również przez Wąwóz Bolechowicki. Znakowanych tras rowerowych tam jednak nie znajdziemy. Przejazd na dwóch kółkach jest oczywiście możliwy, ale teren jest trudniejszy, o większej liczbie stromych zjazdów i podjazdów, a także kamienistym podłożu. Najlepszym wyborem na taką przejażdżkę będzie pewnie rower górski.
Dojazd
Widzę tu parę dostępnych opcji, w zasadzie wspólnych dla obu opisywanych miejsc:
- własny samochód – wersja na pewno najwygodniejsza, choć zmuszająca do powrotu w to samo miejsce. Nie powinno być problemów z parkowaniem przy wylocie którejkolwiek z dolinek.
- krakowska komunikacja miejska – w kierunku położonych na terenie parku krajobrazowego miejscowości regularnie jeździ kilka autobusów krakowskiego MZK. Najdogodniejszym punktem startu będzie pewnie przystanek Bronowice Wiadukt, położony w północno – zachodniej części miasta.
- pociąg – z Krakowa łatwo można dostać się nim na dworzec w Zabierzowie. Jednak stamtąd trzeba by już iść na piechotę, dokładając do wycieczki sporo kilometrów (z 5 – 7 w jedną stronę)
- prywatne busy – podobnie jak z pociągami. Dojechać do jakiegoś miejsca na większego drodze, a resztę przejść na własnych nogach. Dobrymi (choć i tak leżącymi dość daleko) punktami startowymi wydają się Zabierzów lub Biały Kościół.
- rower – czyli opcja, którą wybrałem ja. Można nim zresztą nie tylko do dolinek dojechać, ale i wykorzystać jednoślad do ich zwiedzania.
Dla chcących skorzystać z transportu publicznego, jak zawsze polecam strony jakdojade.pl i e-podroznik.pl.
Dolina Kobylańska, Wąwóz Bolechowicki – relacja z wycieczki
Dojazd z Krakowa do Doliny Kobylańskiej
Ponieważ zwiedzając różne ładne miejsca nie lubię mieć dookoła tłumów, w tę trasę wyruszyłem dość wcześnie. Na tyle wcześnie, że mieszkanie opuszczam jeszcze przez 6-tą rano.
Ze swojego osiedla udaję się wprost na Most Grunwaldzki, którym przemieszczam się na północny brzeg Wisły. Tam odbijam na północny – zachód i jadę brzegiem rzeki aż do końca bulwarów. Później wjeżdżam na poziom ulicy i po jakichś bocznych drogach dostaję w okolice Błoń. Poruszam się chwilę ich skrajem, po czym włączam do ruchu pod koniec ulicy Focha. Ta przechodzi później w Królowej Jadwigi, a jeszcze dalej w Junacką i Chełmską.
Parę kilometrów dalej trafiam na rondo, gdzie odbijam na północ, w zauważalnie spokojniejszą ulicę Podłużną. Jadąc chwilę prosto docieram do Mydlników, gdzie z kolei obieram kurs na leżącą już poza granicami Krakowa wieś Rząska.
W Rząsce kontynuuję jazdę na północ. Później, trzymając się głównej drogi, odbijam nieco na zachód ku miejscowości Brzezie. Tu ruch trochę się wzmaga, ale i cała logistyka dojazdu znacznie upraszcza. Przez jakiś czas muszę jechać wyłącznie przez siebie, wypatrując skrętu na Kobylany.
Na ten ostatni trafiam w Więckowicach. Skręcam w prawo i kilometr dalej jestem już w centrum miejscowości. Tam jeszcze raz w prawo, na ulicę Krakowską, na później od razu w lewo, na Turystyczną, która doprowadza mnie do południowego krańca doliny.
Dolina Kobylańska – przejazd rowerem
Przy wejściu wita mnie kilka wiat i informacyjnych tablic, a także niewielki potok Kobylanka, przez który muszę się przedostać. Do wyboru mam kładkę z betonowej płyty albo bezpośredni przejazd przez płytkie koryto. Stawiam na pierwszą opcję.
Zaraz później, przy pierwszych skałkach po prawej stronie drogi, czeka mnie zjazd z asfaltu. Dalsza część przejazdu będzie się odbywać już po miękkiej nawierzchni.
Po wjeździe na gruntówkę, jadę przez krótki moment prosto, po czym trafiam na rozdroże: główny ciąg doliny prosto oraz coś opisanego drogowskazem „Juraski Raj” po lewej. Kieruję się najpierw w lewo. Kawałek dalej docieram do kolejnych wiat i tablic. Widzę także parę węższych ścieżek, które odchodzą w różne strony. Gdzieś wśród drzew jest tu również schowanych trochę skałek. Parę udało mi się odnaleźć, jednak niewiele dalej zawróciłem, gdy ścieżka robiła się coraz węższa i trudniejsza.
Wracam na dół i kontynuuję już zgodnie z przebiegiem szlaków po dnie Doliny Kobylańskiej. Może minutę później trafiam w przepiękny teren, bez wątpienia najładniejszy w całej okolicy. Niemal ze wszystkich stron otaczają mnie wysokie skały, na czele z Bramą Kobylańską – skalną bramą o szerokości około 40-metrów. To świetne miejsce na odpoczynek, ale i na… nocleg. Na terenie dolinki trafiam bowiem na parę namiotów porozrzucanych w różnych, co ładniejszych miejscach.
Po prawej (poruszając się od południa) stronie znajdują się schodki. Z ciekawości wchodzę na nie i wdrapuję wielkich, stromych stopniach aż pod wciętą głęboko w skały kapliczkę. Z tego miejsca mam również niezły widok na dno doliny.
Cieszę się chwilę fajnymi widokami, po czym schodzę, wsiadam na rower i ruszam dalej. Na późniejszym fragmencie krajobrazy nie są już tak spektakularne. Parę minut spędzam na lekko utwardzonej ścieżce pomiędzy zalesionymi zboczami. Od czasu do czasu pojawiają się jakieś mniejsze skałki.
Na dalszym odcinku znów mijam parę fajnych, większych wapieni. Na niektóre pewnie dałoby się wejść, nawet bez posiadania umiejętności wspinaczkowych. Z dna doliny, na boki odchodzi zresztą dość sporo wąskich dróżek.
Potem ponownie w las. Ścieżka, po której jadę staje się nieco węższa i bardziej wymagająca. Parę razy muszę też pokonywać płytkie koryto Kobylanki. Czasem lepiej przenieść rower, kiedy indziej można po prostu przejechać.
W północnej części doliny atrakcyjność okolicy spada. To znaczy, nadal jest ładnie, tyle że te najfajniejsze rzeczy są już za mną. Tutejsze skały są nieco mniejsze i pochowane gdzieś głębiej wśród drzew.
W pewnej chwili czerwony szlak rowerowy skręca w prawo. Ja wybieram drogę prosto, która prowadzi do wyjścia z doliny w miejscowości Będkowice. I faktycznie, niedługo później ścieżka zaczyna się podnosić i prowadzić mnie ku górze. Niestety, zmienia się też nawierzchnia. To coś w stylu starego, mocno pokruszonego asfaltu. Jechać po tym na tyle ciężko, że po prostu zsiadam z roweru i prowadzę go aż do poprawy podłoża kawałek dalej.
Przejazd do Wąwozu Bolechowickiego
Wkrótce pojawiają się zabudowania Będkowic. Jadę wśród nich przez moment, aż docieram do skrzyżowania w centrum. Tam skręcam w prawo, po czym zaczynam długi i przyjemny zjazd w stronę Kobylan.
Albo nie, stop! W pewnej chwili mijam drogowskaz „Kopiec Bzowskich – 400 metrów”. Początkowo go lekceważę, ale później dociera do mnie, że przecież mam mnóstwo czasu i co mi szkodzi zajrzeć? Pewnie trochę czasu upłynie, zanim będę tu po raz kolejny.
Wracam się więc kawałek, skręcam w boczną uliczkę i docieram do kopca. Końcówka drogi jest nieco stroma i niepokryta asfaltem, jednak jakoś się tam wdrapuję. Przed oczami mam około 5-metrowe usypisko z krzyżem na życie. Stoi na niewielkiej polance z ładnym widokiem na okolicę. Na szczyt prowadzą schodki, po wejściu na które znajduję też tablicę informacyjną. Okazuje się, że kopiec jest miejscem spoczynku dwóch członków rodu Bzowskich, uchodzących za założycieli Będkowic.
Pod kopcem urządzam sobie też chwilę przerwy na posiłek. Dla mnie to również dobra okazja, by przypomnieć sobie wycieczkę po wszystkich krakowskich kopcach, którą robiłem jakiś czas temu. Tam też miałem okazję odwiedzić kilka z mniej znanych obiektów.
Później wracam na główną drogę i kontynuuję zjazd. Przez dłuższą chwilę poruszam się w dół po niezłej jakości, mało ruchliwej drodze z naprawdę fajnymi widokami.
W Kobylanach odbijam na wschód i zaczynam przejazd do Bolechowic. Mam tam jakieś 3 – 4 kilometry po pagórkowatej, ładnie położonej drodze. Po dotarciu do skrzyżowania z ulicą Leśną skręcam w lewo i trzymam się jej aż do końca asfaltu.
Wąwóz Bolechowicki – zwiedzanie
Po chwili spędzonej na przyzwoitej szutrówce docieram do rozdroża. Na dno wąwozu prowadzi prawa odnoga, więc skręcam w nią i kawałek dalej trafiam w piękne, pewnie najbardziej znane miejsce tego rezerwatu. Nazywa się Brama Bolechowicka i składa z dwóch niemal pionowych filarów skalnych. Kawałek przed bramą znajduje się też zadaszona ławka i ładnie położona polanka.
Przez bramę prowadzi wąska, lecz wyraźnie wydeptana ścieżka. Początkowo jadę po niej bez problemu, lecz później robi się trochę zbyt stroma i wyboista, jak na moje wąskie opony. To dlatego we wstępie pisałem, że najlepiej będą czuły się tu osoby na rowerach przystosowanych do jazdy w trudniejszym terenie.
Za bramą mam dobrą okazję spojrzeć na inne okoliczne skałki. Parę z nich jest udostępnionych do wspinaczki, z czego ochoczo korzysta dziś parę osób.
Na dalszym odcinku ścieżka wchodzi w las. Skałki pojawiają się rzadziej i są już skromniejsze. Dość często zbliżam się za to do płynącego tędy potoku Bolechówki. W paru miejscach muszę wręcz przechodzić przez jego koryto.
W pewnej chwili ścieżka zaczyna się mocno wznosić. Wjazd tędy byłby dość trudny, więc po raz kolejny zsiadam z roweru i decyduję się go poprowadzić. Później takich podejść będzie jeszcze kilka.
Za pagórkiem czeka na mnie kolejna atrakcja – niewielki, dwupiętrowy wodospad na Bolechówce. Mijam go, po czym kontynuuję podejścia, od czasu do czasu mając okazję oglądać kolejne ukryte między drzewami skałki.
Po wdrapaniu się na pewną wysokość, ścieżka schodzi nieco w dół, a później ostro skręca w prawo. Tam wiedzie jeszcze chwilę przez las, po czym wyprowadza mnie na asfaltową drogę w miejscowości Zelków. Tu kończy się moja przygoda z tym krótkim, choć pełnym uroku wąwozem.
Powrót do Krakowa
Skręcam w prawo i zaczynam zjazd. Jako, że w wąwozie głównie nabierałem wysokość, to teraz mam okazję ją w dość miły sposób wytracać. Chwilę później docieram do centrum Zelkowa, gdzie skręcam na Zabierzów. Ku temu ostatniemu jadę przez ładne drogi miejscowościach Bolechowice i Krzewiny.
Do samego Zabierzowa jednak nie docieram. Po przejeździe przez Krzewiny, na skrzyżowaniu z ulicą Zieloną skręcam w lewo i obieram kierunek na Rząskę. To już ta sama trasa, którą jechałem rano, więc nie będę jej zbyt szczegółowo opisywał. Ot, mój standardowy wjazd do Krakowa od północnego – zachodu przez Rząskę i Mydlniki, a następnie dość długa jazda ulicą Królowej Jadwigi, zakończona krótkim pobytem na Błoniach i wiślanych bulwarach. Widać ją zresztą dość dobrze na załączonej poniżej mapce.
Podsumowanie
Dla mnie to ciąg dalszy eksploracji Dolinek Podkrakowskich na rowerze. Kiedyś byłem już w Dolinie Będkowskiej, teraz przyszła pora na dwie kolejne. Kto wie, może w przyszłości zwiedzę tak również inne miejsca w tamtej okolicy?
Zresztą, dolinki można poznawać nie tylko z perspektywy rowerowego siodełka. Świetnie, a może nawet lepiej, nadają się też na spacer, bieganie albo dłuższy trekking. Parę z tych sposobów miałem zresztą okazję wypróbować i również uważam za bardzo atrakcyjne.
A co do odwiedzonych dziś miejsc – oba zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Najbardziej podobały mi się krajobrazy tworzone przez tamtejsze bramy skalne, jednak inne skałki, zalesione zbocza oraz szumiące w dolinach potoki też tworzyły świetny klimat. Cieszy mnie również, że na tę wycieczkę wybrałem się wcześnie rano. Bo choć wstać czasem niełatwo, to spokój i możliwość posiadania paru fajnych miejsc „na wyłączność” są tego zdecydowanie warte.
Marzy mi się taka wyprawa w nieznane, szczególnie teraz. Przydałby mi się urlop, chociaż na dłuższy weekend!