Beskid Wyspowy – Zembalowa i Kalwaria Tokarska
Leżący niedaleko Krakowa Beskid Wyspowy pełen jest krótkich tras i łatwych szczytów, na które można się wybrać w ramach niezbyt wymagającej wycieczki, w sam raz na aktywny wypoczynek po ciężkim tygodniu. Tym razem wybór padł na położoną po zachodniej stronie pasma Zembalową.
Podobnie, jak ostatnio, tydzień spędziłem szlifując formę pod zbliżający się półmaraton. Choć pierwotnie, jeden z weekendowych dni miałem przeznaczyć wyłącznie na regenerację, ostatecznie zmieniłem plany. Prognozy pogody zapowiadały wyjątkowo ładną niedzielę, więc postawiłem co prawda też na wypoczynek, ale aktywny – w górach.
I tak samo, jak wcześniej, również teraz wybraliśmy Beskid Wyspowy. Bo blisko, bo wygodny dojazd, bo łatwe trasy. Mieszkając w Krakowie i chcą zrobić krótki wypad, ciężko o lepsze tereny. Choć nie są to najpiękniejsze z naszych gór, mają tyle zalet, że w efekcie jesteśmy tam dość częstymi gośćmi.
Zembalowa – dojazd do szlaków
Na szczyt Zembalowej prowadzą 3 trasy: czarny szlak z Tokarni, żółty z Lubnia oraz (ten sam) żółty z Naprawy / Krzeczowa. Dojazd do każdego z nich nie powinien stanowić większego problemu – każdą z tras obsługuje co najmniej kilku przewoźników, a kursy są co kilkadziesiąt minut.
- Czarny szlak z Tokarni – busy na Jordanów.
- Żółty szlak z Lubnia – busy na Zakopane, Nowy Targ, Szczawnicę, Rabkę Zdrój, Mszanę Dolną.
- Żółty szlak z Naprawy / Krzeczowa – busy na Zakopany, Nowy Targ, Rabkę Zdrój (konieczność dojścia z przystanku na Zakopiance do szlaku – około 1 km marszu).
Żadna z tras nie należy do wymagających i powinna być do przejścia w mniej więcej 2 godziny. My postanowiliśmy wystartować z Lubnia i zejść do Tokarni, oprócz szczytu odwiedzając też Kalwarię Tokarską, znajdującą się u podnóża masywu Zembalowej, po jego północno-zachodniej stronie.
Zembalowa – żółty szlak od Lubnia
W Lubniu wysiadamy parę minut po 9-tej. Bez problemu odnajdujemy żółte oznaczenia trasy i rozpoczynamy wędrówkę. Za kościołem w centrum skręcamy w prawo i od tej pory kierujemy się głównie na zachód. Najpierw mijamy cmentarz, następnie przekraczamy niewielki most na potokiem Lubieńka, a później rozpoczynamy pierwsze podejście stromą ulicą na skaju miejscowości.
Dość szybko opuszczamy zabudowania i trafiamy między pola uprawne. Początkowo trasa jest utwardzana betonowymi płytami, później jest już typowo polną drogą. Przed sobą widzimy cel naszej wycieczki, jednak o wiele ciekawsze widoki mamy za sobą. Nabierając wysokości coraz łatwiej rozpoznać inne szczyty Beskidu Wyspowego: Szczebel, Luboń Wielki, czy odwiedzony niedawno Lubogoszcz. Rozległej panoramie uroku dodaje poranna mgła.
Mija trochę czasu zanim docieramy do granicy lasu. Odcinek wśród pól był dość długi, jednak ze względu na ładną pogodę i fajną panoramę na wschodzie, nie mieliśmy powodów do marudzenia. Teraz jednak zmieniamy otoczenie – do szczytu będziemy iść już niemal wyłącznie wśród drzew.
Szlak od razu robi się bardziej kamienisty, a czasami wzrasta też jego nachylenie. Nie sprawia to jednak większych problemów. Tak, jak wspominałem wcześniej, trasa jest łatwa i nawet osoba z przeciętną kondycją nie powinna być zmuszona do postojów.
W pewnym momencie docieramy na skraj niewielkiej polany oferującej ciekawe widoki. Stąd mamy podgląd nie tylko na nasz szczyt, ale też parę innych gór w okolicy. Chłodne powietrze zapewnia dziś świetną widoczność, więc w oddali widzimy nawet niewielki fragment tatrzańskiej grani.
Potem znów wchodzimy do lasu i kontynuujemy nabieranie wysokości. Nie trwa to jednak długo. Wkrótce ścieżka robi się płaska i szeroką drogą pełną mniejszych i większych kałuż idziemy w kierunku szczytu. Po kilkunastu minutach osiągamy cel.
Wierzchołek nie należy do szczególnie ciekawych. Albo ujmę to nawet tak: nie ma tam zupełnie nic ciekawego. Skrzyżowanie trzech dróg, parę starych drogowskazów, kilka metrów kwadratowych trawy i pozostałości po niedawnym ognisku. Las przesłania wszystkie widoki. Nie ma nawet tabliczki z nazwą szczytu. Nic więc dziwnego, że po ledwie dwóch czy trzech spędzonych tu minutach postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę.
Zejście z Zembalowej w stronę Tokarni
Skręcamy w prawo i rozpoczynamy schodzenie czarnym szlakiem. Ten jest nieco bardziej stromy niż żółty, którym wcześniej podchodziliśmy. Miejscami musimy uważać, aby nie pośliznąć się na drobnych kamieniach. Tych trudniejszych odcinków nie ma jednak wiele, a one same nigdy nie należą do długich. Trasę nadal bez wahania określiłbym przymiotnikiem „łatwa”.
Zejście początkowo jest dość monotonne. Szeroka, choć nierówna i kamienista ścieżka, a dookoła przesłaniający wszystko las. Jest ładnie, spokojnie, ale po dłuższym czasie pewnie zaczęłoby się dłużyć. Na szczęście, zanim to następuje, trafiamy na stanowiącą ciekawy punkt widokowy polanę. Tatr stąd co prawda nie damy rady zobaczyć, ale Babią Górą i parę innych, bliżej położonych pagórków, jak najbardziej.
Chwilę później znów znikamy w lesie. Łagodnym zejściem powoli wytracamy wysokość, aż w końcu trafiamy na zespół kapliczek i stacji drogi krzyżowej prowadzącej z Tokarni na szczyt Urbaniej Góry, która znajduje się kilkaset metrów na północ od czarnego szlaku.
Idąc prosto, po kilku – kilkunastu minutach zeszlibyśmy z góry i udali na przystanek. Mamy jednak sporo wolnego czasu i zapas sił, więc postanawiamy przyjrzeć się bliżej tym okazom lokalnej architektury sakralnej.
Kalwaria Tokarska
Mianem Kalwarii Tokarskiej określa się zespół 14 rzeźb o tematyce religijnej rozsianych po zboczach Urbaniej Góry. Wszystkie one są dziełem lokalnego artysty – Józefa Wrony, który stworzył je w latach od 1982 do 2003. Oprócz nich, postawiono tu także 14 stacji drogi krzyżowej prowadzących na szczyt, gdzie znajduje się sporych rozmiarów krzyż.
Do stacji VI droga przebiega zgodnie z czarnym szlakiem. Potem skręca na północ, następnie północny – wschód i kończy na szczycie wzniesienia. Ostatnie stacje to już całkiem konkretne podejście. Ale cóż, nikt nie mówił, że ma być łatwo.
Docieramy na samą górę i robimy chwilę przerwy oglądając wszystko to, co zbudowano na wierzchołku. Do krzyża podłączono parę kabli i otoczono diodami, więc jest szansa, że w nocy jest podświetlony i dobrze widoczny z całej okolicy.
Schodząc mamy widok na Tokarnię, pobliskie pagórki oraz ponownie Tatry. I to najlepszy podczas całej wycieczki. Warto było podejść ten dodatkowy, około półkilometrowy odcinek.
Na drodze powrotnej do szlaku odwiedzamy jeszcze wmurowaną w zbocze kamienną bramę z niewielkim placem, rzeźbą i ławkami, a niżej – już przy szlaku – kapliczkę z księgą gości i Grotę Marki Boskiej z bijącym ze skał źródełkiem.
Po kilkunastu minutach zwiedzania okolicy udajemy się ostatnią prostą w dół zbocza Zembalowej. Idziemy chwilę przez ciasne uliczki Tokarni, a gdy docieramy do głównej drogi, skręcamy w prawo i kierujemy na przystanek, skąd po niedługiej chwili oczekiwania zgarnia nas autobus do Krakowa.
Mapa wycieczki (trasa bez podejścia na Urbanią Górę – na zwiedzanie Kalwarii Tokarskiej warto założyć dodatkowe 30 – 40 minut).
Witam. Z fotki (tej z pozostałością po ognisku) wynika że nie dotarliście do wierzchołka Zębalowej. To jest miejsce skrzyżowania szlaku Czarnego z Żółtym. Na szczyt trzeba podejść, idąc od Lubnia dalej w stronę Naprawy (żółtym) jakieś 250-300 metrów i w prawo na wzniesienie. Znajduje się tam punkt wysokościowy, chyba jeszcze z czasów austriackich (o ile dobrze pamiętam).
Faktycznie, wygląda na to, że masz rację. Chyba błędnie powtórzyłem za mapą-turystyczną, która miejsce skrzyżowania szlaków opisuje nazwą szczytu.
Dzięki za uwagę, pozdrawiam!