Niebieski szlak Mników – Zabierzów (Szlak Mnikowski)
Kolejny dzień włóczenia się po szlakach w bliskiej okolicy Krakowa. Tym razem startuję z Mnikowa, by przejść oznaczony niebieskim kolorem szlak prowadzący do Zabierzowa. Trasa ta nosi nazwę Szlak Mnikowski i na swojej drodze odwiedza kilka naprawdę ciekawych przyrodniczo miejsc. Zapraszam na relację!
Wczoraj był wypad na zachód od Krakowa i chodzenie po niebieskim szlaku, więc dziś… też będzie zachód Krakowa i niebieski szlak. Ale bez obaw, nie będziemy nic powtarzać. Szlak jest inny, różne będą też napotykane po drodze atrakcje. Po prostu w tym regionie jest całkiem dużo wartych uwagi tras.
Szlak Mnikowski – informacje
Jak można się domyślić już z samej nazwy, jeden z końców szlaków znajduje się w Mnikowie. To taka niewielka wieś położona kawałek od małopolskiej stolicy, na skraju Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego. Drugi kraniec leży w Zabierzowie – innej z podkrakowskich wsi, choć ta jest zauważanie większa i nieco bardziej rozwinięta.
Oznaczony kolorem niebieskim szlak ma około 18 kilometrów długości. Niezależnie od wybranego kierunku przejścia, do pokonania będzie nieco ponad 400 metrów pod górę i praktycznie tyle same w dół. Przejście trasy wyliczone jest na około 5 godzin, choć ze względu na to, że czasem warto trochę zejść ze szlaku i podejść do jakiejś znajdującej się w pobliżu atrakcji, faktyczny czas może być nieco dłuższy.
Na szlaku znajdują się aż cztery ciekawe pod względem przyrody miejsca: Dolina Mnikowska, Wąwóz Półrzeczki, Dolina Brzoskwinki oraz Las Zabierzowski. Są również jaskinie, skalne malowidła i masa wapiennych skałek. Jest więc co oglądać i gdzie odpoczywać, choć oczywiście, trafi się też kilka mniej ciekawych fragmentów. W tak gęsto zaludnionym terenie jak Małopolska, ciężko byłoby wytyczyć szlak całkowicie omijający wioski czy hałaśliwe drogi.
Dojazd: jako, że szlak nie jest pętlą, a oba jego krańce są mocno oddalone od siebie, najlepszym wyborem dla chcących przejść całość będzie pewnie komunikacja zbiorowa. O transport nie jest jednak ciężko. Nawet w weekendy do Mnikowa i Zabierzowa jeździ sporo autobusów krakowskiego MPK oraz busów prywatnych przewoźników.
Relacja z przejścia niebieskiego szlaku Mników – Zabierzów
Mój dojazd na początek szlaku miał w sumie podobny przebieg, jak wczoraj. Wstaję rano, idę na Salwator i tam łapię miejski autobus do Mnikowa. Na miejscu jestem parę minut po 8-mej, po niecałej pół godzinie jazdy.
Znalezienie początku szlaku nie sprawia problemów. Tabliczka wisi na metalowym słupku kilkadziesiąt metrów od przystanku, pod strażacką remizą. Tuż przy niej jest niebiesko-biała krotka oraz strzałka wskazująca kierunek wędrówki.
Idę krótką chwilę w stronę skrzyżowania, na którym skręcam w prawo. Tam czeka mnie kilkaset metrów spaceru chodnikiem, lekko pod górkę. Nic ciekawego, a w dodatku dzisiejsza pogoda okazała się o wiele bardziej ponura niż sugerowały to prognozy. Jest chłodno, pochmurno i bardzo wilgotno. Ale cóż, może się coś jeszcze zmieni na lepsze w ciągu dnia.
Docieram do kolejnego skrzyżowania. Tam odbijam w lewo, na jakąś mniejszą drogę, która stopniowo oddala się od zabudowań wsi. Wkrótce przy szosie pojawia się niewielki potok – Sanka. Idę przy nim jeszcze przez parę minut, aż do miejsca, gdzie asfalt dobiega końca.
Tu szlak kieruje mnie na mały mostek nad potokiem. Po jego drugiej stronie mam wąską ścieżkę przy strumieniu oraz nieco zniszczoną już tablicę, informującą o wejściu na teren Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego (na jego terenie spędzę większość tej wycieczki). I tu zaczyna się jeden z pierwszym ciekawych terenów, przez które prowadzi niniejsza trasa – Dolina Mnikowska. Na jej terenie w 1963 roku utworzono niewielki rezerwat.
Wzdłuż ścieżki zaczyna pojawiać się coraz więcej wapiennych skałek. Początkowo niewielkich i niespecjalnie rzucających się w oczy, jednak z czasem rosną i przybierają ciekawsze kształty. Po kilku minutach docieram do najciekawszego miejsca doliny. Niewielka, częściowo zrośnięta polana jest tu z obu stron otoczona wysokimi wapieniami.
Po lewej stronie szlaku, na jednej z położonych wysoko skał, znajduje się ołtarz oraz duży obraz Matki Boskiej Skalskiej. Pochodzi z roku 1863, choć na przestrzeni lat był kilka razy odnawiany. Pod obraz prowadzą schodki, przy których postawiono kilka drogi krzyżowej (reszta jest porozrzucana po dolinie), a na polanie poniżej znajdują się także ławki dla uczestników odbywających się tu czasem nabożeństw.
Po wdrapaniu się pod malowidło oraz spędzeniu tam chwili, wracam na dno doliny i ruszam w dalszą drogę. Przez chwilę idę jeszcze wśród masy ciekawych skałek. Później jednak stopniowo znikają. Po paru kolejnych minutach marszu skrajem lasu docieram na parking znajdujący się przy północnym wylocie doliny.
Spod parkingu startuje również krótki, czarny szlak w stronę innego rezerwatu (Zimny Dół). Na kolejnym, wiodącym wśród wiejskich zabudowań odcinku, będzie przez moment szedł razem z „moim” niebieskim.
Po opuszczeniu Doliny Mnikowskiej wchodzę na chwilę na główną drogę. Spędzam na niej minutę lub dwie, po czym skręcam w boczną uliczkę, gdzie w pewnym momencie szlak zdaje się wchodzić na czyjeś podwórko. Choć pewnie to tylko tak wygląda i ktoś po prostu ma swoją posiadłość po obu stronach drogi.
Przechodzę przez ten nieco dziwny fragment i znów trafiam do lasu, którym idę aż do momentu, gdy przy ścieżce pojawi się niewielki strumień. Kawałek dalej od szlaku odbija w prawo wyraźna ścieżka, prowadząca w stronę skałek. I zdecydowanie warto w tą ścieżkę skręcić. Na jej końcu znajduje się bowiem niewielka, choć bardzo ciekawa Jaskinia na Łopiankach.
Po wejściu do jaskini trafiam do średniej wielkości, dobrze oświetlonej komory. Z początku wydaje mi się, że nie ma tu wiele więcej, ale w pewnym momencie zauważam niewielki otwór w tylnej ścianie. Jest zacieniony, więc wyciągam z plecaka czołówkę. Po zaświeceniu latarki dociera do mnie, że mógłbym tam spokojnie wejść.
Ciekawe dokąd to prowadzi? – zastanawiam się i bez większego namysłu zaczynam zagłębiać w korytarz. Jego szerokość pozwala na w miarę swobodne poruszanie się w lekko przygarbionej pozycji. Po kilku metrach docieram do skrętu. Patrzę w prawo i widzę, że to jeszcze nie koniec. Po pokonaniu niewielkiego przewężania idę dalej i tam trafiam na kolejny zakręt. Potem tunel zaczyna się obniżać i zwężać. Kucając, schodzę jeszcze parę metrów, ale później musiałbym się już pewnie czołgać. A więc na dziś dość, pora wracać. I tak nie spodziewałem się aż tyle fajnego po tym niepozornym miejscu.
Po powrocie do głównej sali robię chwilę przerwy na posiłek, a później ruszam dalej – najpierw w stronę szlaku, a następnie kontynuując wędrówkę przez Wąwóz Półrzeczki. Stopniowo faktycznie przybiera on kształt wąwozu. Ścieżka prowadzi parę metrów nad jego dnem, a co jakiś czas, po bokach pojawiają się wapienne skałki. Fajne, ale nie aż tak okazałe, jak w Dolinie Mnikowskiej. Aha, na dnie wąwozu jest jeszcze strumień, choć dziś występuje głównie pod postacią ledwie zauważalnego błota przysypanego liśćmi.
Na końcu wąwozu szlak wznosi się ku górze i po krętej ścieżce doprowadza mnie w okolice autostrady. Skręcam na wschód i zaczynam iść wzdłuż ogrodzenia tej niezwykle ruchliwej drogi. Później na szczęście trochę się od niej oddalam i znów robi się spokojniej.
Ten fragment to nieco ponad kilometr marszu przez w otwartym terenie, wśród pół uprawnych. Nic nadzwyczaj ciekawego, szczególnie, że pogodę nadal mam dość ponurą.
Po kilkunastu minutach trafiam na asfalt. Tam odbijam na północ i przechodzę tunelem pod autostradą. Następnie kluczę chwilę uliczkami na granicy Chrosnej i Morawicy, aż do momentu dotarcia do rzeki Brzoskwinki. Schodzę z głównej drogi i zaczynam iść w stronę kolejnej z atrakcji tego szlaku – Dolny Brzoskwinki.
Po krótkiej chwili marszu dnem doliny, szlak schodzi z wygodnej gruntówki i kieruje mnie na stromą ścieżkę po boku. Podejście w lekko błotnistym terenie jest trochę męczące, ale wysiłek wkrótce zostaje wynagrodzony. Znów jestem pod wapiennymi skałkami. Niektóre mają całkiem ciekawe kształty i aż proszą, by na chwilę się zatrzymać i dokładniej im przyjrzeć.
Mi w pamięci utkwiło szczególnie jedno takie miejsce, oznaczone niewielką, żółtą strzałką przyczepioną do drzewa. Schodząc nieco ze szlaku można wspiąć się do wąskiego przejścia między dwoma skałami. Coś, jakby jaskinia, ale krótka i dwoma przeciwległymi otworami.
Na tym etapie poruszam się wąską, często dość krętą ścieżką. Odcinek jest krótki, ale dostarcza mi trochę godnych zapamiętania widoków. To już kolejne z bardzo fajnych miejsc na tym szlaku.
Po paru minutach ścieżka schodzi ze zbocza i wraca blisko dna wąwozu. Idąc dalej na północ widzę, że atrakcje stopniowo rzedną, choć wciąż okolica jest dość przyjemna.
Na skraju lasu mijam jeszcze parę tablic informacyjnych i drewnianą wiatę. Później mam do pokonania kolejny odcinek wśród zabudowań. Po nieco krętej, około kilometrowej długości drodze schodzę do centrum miejscowości Brzoskwinia. Tam, pod rozdrożem szlaków (stąd również startuje krótki czarny, tym razem w stromę pobliskich Nielepic) skręcam w prawo i kontynuuję przemarsz przez wieś.
Kawałek dalej przechodzę przez większą drogę, a za nią zaczynam podchodzić na jakiś okoliczny pagórek. Zabudowania ciągnąć się jeszcze przez moment, później kończą wraz asfaltem. Dalszy teren zdominowany jest przez stadniny konne. Udało się dostrzec kilka chodzących po wybiegach zwierząt, a każde dwójkę osób jeżdżących po okolicy w towarzystwie (chyba) instruktora.
Wyprzedzam widoczną na powyższym zdjęciu ekipę i ruszam dalej szlakiem wśród pól uprawnych. Po kilkunastu minutach ponownie docieram w okolice domków, tym razem leżących na terenie miejscowości Kleszczów. Schodzę do tutejszej głównej drogi, a następnie przechodzę wzdłuż niej kawałek na północny-wschód.
Za zakrętem, który dobrze kojarzę z jednego z najciekawszych podjazdów rowerowych w okolicy Krakowa, szlak schodzi z drogi i zaczyna piąć się w górę Lasu Zabierzowskiego. W ten sposób wkraczam na teren ostatniego z zielonych terenów na trasie Szlaku Mnikowskiego.
Szeroka, wygodna droga wyprowadza mnie na najwyżej połączoną część lasu. Później robi się płasko, a ja poruszam w ciekawym, zdominowanym przez różne odcienie brązu krajobrazie.
Po chwili szlak kieruje mnie w prawo, na wąską, zaśnieżoną ścieżkę. Przez chwilę jest jeszcze płasko, później ruszam w dół Wąwozu Zbrza. Ciekawy odcinek, choć ze względu na śliską nawierzchnię, muszę nieco przy tym zejściu uważać. W ogóle, w tym lesie jest dość ciekawa sytuacja ze śniegiem. Raz leży go dość sporo, a parę minut później może nie być wcale.
Na dole trafiam na niewielkie, zamarznięte jeziorko, które szlak obchodzi z prawej strony. Później idę jeszcze chwilę dnem wąwozu, aż w końcu trafiam na rozdroże szlaków. I po raz trzeci z rzędu jest to skrzyżowanie ze szlakiem czarnym. Tutejszy również jest krótki, a prowadzi stąd do położnych parę kilometrów dalej Aleksandrowic.
Później odzyskuje nieco wysokości i zaczynam dalszy fragment przemarszu przez las. Okolica jest ładna, ale jakichś szczególnych, godnych opisania urozmaiceń brakuje.
Do niebieskiego szlaku stopniową dołączają inne, lokalne trasy. Jakieś ścieżki przyrodnicze, szlaki konne, pętle dla fanów Nordic Walking. Jest tu tego trochę, choć niestety każdą z tras zarządza ktoś inny i ciężko trafić w sieci na jakąś spójną mapkę pokazującą wszystko razem.
Po jakichś 20 minutach docieram na coś w rodzaju polanki, gdzie krzyżuje się wiele z prowadzących przez las dróg. To tu kręci się najwięcej ze spotkanych do tej pory osób. Na wcześniejszych etapach szlaku nie było praktycznie nikogo. Te lokalne trasy nie cieszą się zbyt dużą popularnością, choć poniekąd rozumiem powód – jeśli trasa nie jest w formie pętli, a ktoś nie mieszka w miejscu skąd łatwo dostać się na oba krańce trasy, to taka wycieczka jest po prostu niemal nie do ogarnięcia pod względem logistycznym.
Za skrzyżowaniem idę jeszcze kawałek na północ. Najpierw wzdłuż jakiejś ogrodzonej instalacji radarowej, a później w coraz rzadszym lesie. W końcu docieram do szlabanu na granicy kompleksu i wychodzę spomiędzy drzew.
To jednak nie koniec atrakcji. W pobliżu, jakieś może 100 metrów od szlaku znajduje się niewielki zalew utworzony na terenie starego kamieniołomu w Zabierzowie. Gdy byłem tu ostatnio, teren był dość dziki. Jakiś czas temu postanowiono go jednak zrewitalizować i obecnie jest tutaj niewielki park ze sztucznym oświetleniem, plażą, alejkami, ławkami i miejscami na ognisko. Myślę, że warto podejść i przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska.
Po chwili eksploracji tego miejsca wracam na szlak i kontynuuję marsz w stronę centrum Zabierzowa. Choć szczerze mówiąc, dalej nie dzieje się wiele ciekawego. Jest tylko zejście do drogi krajowej 79, kilka minut spaceru po chodniku wzdłuż niej, a następnie przejście uliczkami miejscowości aż do dworca kolejowego. Szlak kończy się po północnej stronie stacji, kawałek za wyjściem z podziemnego tunelu prowadzącego pod torami.
Do Krakowa mogę wrócić pociągiem albo którymś z autobusów komunikacji publicznej bądź prywatnej. Decyduję się na MPK. Kupuję bilet w pobliskim automacie, a następnie udaję na przystanek przy wspomnianej wyżej krajówce. Tam czekam chwilę na pojazd, po czym z jedną przesiadką po drodze, w ciągu niecałej godziny dostaję w okolice swojego osiedla.
Szlak Mnikowski (Mników – Zabierzów) – podsumowanie
Przyznam, że ten szlak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Spodziewałem się takiej przeciętnej trasy ze spacerem przez wioski i parę niczym nie wyróżniających się lasów. Dostałem jednak o wiele więcej. Były rezerwaty przyrody, ładne wąwozy, mnóstwo ciekawych skałek, trochę zabytków i parę innych atrakcji. Łącznie z dojazdami i czekaniem na autobusy, wycieczka zajęła mi około 7 godzin (sam marsz to jakieś 4,5). Myślę, że był to całkiem nieźle zainwestowany czas.
Jeśli ktoś ma ochotę i możliwości, by taką wycieczkę sobie zorganizować, to mogę śmiało polecić, zaznaczając, że nie trzeba przecież przechodzić całości. Również dobrze, można wybrać się na krótszy spacer po jednym ze znajdujących się na trasie miejsc. Las Zabierzowski, Doliny Mnikowska i Brzoskwinki oraz Wąwóz Półrzeczki – to te lokalizacje zapadły mi w pamięć najbardziej i myślę, że w przyszłości będę do nich jeszcze chętnie wracał.
Szlak Mnikowski – mapa trasy oraz profil wysokościowy:
Sympatyczna trasa. Tak na pol dnia…. Mnie najbardziej podobala sie pierwsza czesc: Mnikowska, Polrzeczki i Brzoskwinka. W Lesie Zabierzowskim troche balagan ze znakami i, jak dla mnie, niezbyt czytelne oznaczenia zakretow.
Polecam:)