Niebieski szlak Czernichów – Alwernia (Szlak Czernichowski)
Dziś dość łatwy spacer po nizinach. W ramach eksploracji okolic Krakowa, udaję się kilkanaście kilometrów na zachód od miasta, by przejść szlak turystyczny poprowadzony pomiędzy Czernichowem a Alwernią. Ta oznaczona na niebiesko trasa liczy około 22 kilometry długości i jest również znana pod nazwą Szlak Czernichowski.
Prognozy pogody na nadchodzący weekend zapowiadały się bardzo optymistycznie. Były na tyle dobre, że pewnie dałbym radę zrobić wiele fajnych rzeczy w Tatrach. Tyle, że teraz niezbyt miałem ochotę na te góry. To, co chciałem tej zimy osiągnąć w Tatrach Wysokich już zrobiłem, a w Zachodnich… no cóż, w Zachodnich to tej zimy za wiele nie ma. Stwierdziłem więc, że poczekam aż znów porządnie sypnie śniegiem, a najbliższy weekend zagospodaruję jakoś na łatwiejszych trasach. W sobotę wybór padł na Szlak Czernichowski.
Szlak Czernichowski – informacje
Ta oznaczona kolorem niebieskim trasa jest jednym z trzech pieszych szlaków, które mają swój początek w znajdującej się w pobliżu Krakowa miejscowości Czernichów. Zaczyna się w okolicach niewielkiego rynku i prowadzi do znajdującego się kawałek dalej miasta Alwernia. Drugi kraniec trasy również znajduje się na rynku, który w tym przypadku pełni również funkcję małego parku.
Szlak Czernichowski mierzy trochę ponad 22 kilometry długości. Podczas przejście pokonuje się 490 metrów pod górę i 380 w dół (albo na odwrót, jeśli wędruje się z Alwerni do Czernichowa). Przejście trasy, bez uwzględniania czasu na ewentualne przerwy, powinno zająć około 6 godzin.
Główną atrakcją szlaku jest przyroda. Przez większość czasu turysta przebywa na terenie Rudniańskiego Parku Krajobrazowego, odwiedzając wiele lasów i otwartych terenów z ciekawymi widokami. Wędrując tą trasą, można również trafić na kilka zabytków oraz architektonicznych ciekawostek o charakterze historycznym i religijnym.
Na szlaku znajduje się również parę odcinków prowadzących przez wsie lub obrzeża miast. Te nie są zbyt ciekawe, ale na szczęście nie ma ich zbyt wiele. Pod względem nawierzchni, przeważają głównie szerokie leśne drogi, choć czasem trafiają się też wąskie ścieżki wśród zarośli, drogi szutrowe, a także pobocza ulic z umiarkowanym ruchem samochodowym.
Ze względu na przebieg szlaku (od punktu A do B), dojazd tam własnym samochodem nie będzie dobrym pomysłem. Rozsądniej będzie się pewnie wybrać komunikacją zbiorową. Oba krańce szlaku znajdują się bowiem w miejscach dość dobrze skomunikowanych z Krakowem. Czernichów jest jeszcze w zasięgu sieci podmiejskich autobusów, natomiast Alwernia leży na popularnej trasie Kraków – Oświęcim. Codziennie, mniej więcej co pół godziny, jeździ tamtędy sporo prywatnych busów.
Relacja z przejścia niebieskiego szlaku Czernichów – Alwernia
Do Czernichowa docieram krakowskim autobusem startującym z Salwatora. Wysiadam parę minut po 8-mej, na ostatnim przystanku przy rynku miejscowości. Początek szlaku znajduje się niecałe 100 metrów na północ stąd.
Spod drogowskazów kontynuuję marsz na północ. Po paru minutach docieram do skrzyżowania, gdzie szlaki rozdzielają się. Czerwony skręca lekko w prawo, natomiast „mój” niebieski idzie mniej więcej prosto.
Zabudowania miejscowości towarzyszą mi jeszcze tylko krótką chwilę. Mijam parę domków, następnie dość sporych rozmiarów cmentarz i w końcu trafiam na granicę lasu.
Pierwszy kontakt z naturą nie jest jednak długi. Poruszam się po południowych zboczach niewielkiego wzniesienia o nazwie Chełm. Początkowo idę szeroką drogą, później szlak skręca w lewo na mniejszą, ledwie widoczną ścieżkę. Tu niestety oznaczenia szlaku były wybrakowane. Przegapiłem skręt i później musiałem wracać się jakieś 100-200 metrów. Nie dużo, ale i tak trochę wnerwia. Od tej pory nawigację miałem już w gotowości – później zresztą przydała się jeszcze kilka razy.
W lesie podchodzę kawałek do góry, a następnie stopniowo wytracam wysokość. Powoli zbliżam się do wyjścia na przebiegającą w pobliżu drogę. Przed nią zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy kilku skałkach otaczających niewielkie zagłębienie terenu.
Na szosie skręcam w lewo i ruszam poboczem wzdłuż jezdni. Na skrzyżowaniu kawałek dalej odbijam w prawo i przez kilka minut maszeruję przy umiarkowanie ruchliwej ulicy. Po drodze mijam średnich rozmiarów staw z zamarzniętą taflą.
Za mostkiem nad potokiem Rudno szlak kieruje mnie w jedną z bocznych uliczek. Tam asfalt ciągnie się jeszcze przez kilkaset metrów, a później kończy wraz z zabudowaniami. Trafiam na szeroką drogę o szutrowej nawierzchni, która prowadzi mnie w stronę Lasu Bojarowicza – jednego z największych, jakie dziś odwiedzę.
Ne terenie lasu przez dłuższy czas poruszam się wygodnymi, dobrze utwardzonymi drogami. Są zaskakująco równe, pozbawione dziur i błota. Mimo środka zimy i ujemnych temperatur, nie ma również prawie w ogóle śniegu.
We wschodniej części Lasu Bojarowicza mijam skrzyżowanie z żółtym szlakiem, prowadzącym w stronę Przegini Duchownej, a kawałek dalej kolejny zamarznięty staw. Dość szybko zauważam, że na jednym z jego brzegów parę osób z quadami urządziło sobie ognisko.
Przez kolejne kilkanaście minut niewiele się zmienia, choć muszę przyznać, że marsz tym lasem jest całkiem przyjemny. Uważam go za jeden z fajniejszych odcinków tego szlaku.
W pewnym momencie docieram do jeszcze większej i jeszcze lepiej utrzymanej drogi. Ta wprowadza mnie na teren Rudniańskiego Parku Krajobrazowego, który obejmuje sporą część (właściwie to większość) Szlaku Czernichowskiego.
Po chwili marszu drogą szlak kieruje mnie w bok, na nieco węższą i już nie ma tak płaską ścieżkę. Przy jej początku znajduję tak zwany Kochbunkier – mały, jednoosobowy schron w czasów II wojny światowej. Na terenie gminy Czernichów powstawały one w roku 1944, jako część niemieckich fortyfikacji obronnych.
Na następnym, około kilometrowej długości odcinku, czeka mnie parę niedługich podejść. Droga nadal jest wygodna, a tutejsze oznaczenie szlaku raczej nie budzi żadnych wątpliwości.
Na końcu podejścia trafiam na kolejne skrzyżowanie szlaków. Startuje stąd kolor czarny, który również prowadzi do Przegini Duchownej. Ja oczywiście nadal trzymam się koloru niebieskiego. Skręcam w lewo i zaczynam trwające parę minut zejście.
Na dole mijam kolejną, nawet nie wiem już którą, kapliczkę i zaczynam ponownie nabierać wysokości. Łagodnie, po standardowej dla tej okolicy, wygodnej drodze.
Później coś się jednak zmienia. Szlak zbacza z głównych dróg i kieruje mnie na wąską ścieżkę prowadzącą blisko umiarkowanie stromego zbocza. Robi się ciekawiej, choć muszę przyznać, że przez zalegające na ziemi liście, dróżka nie jest zbyt dobrze widoczna. Trzeba naprawdę uważnie obserwować kolorowe symbole na drzewach, by utrzymać prawidłowy kierunek marszu.
Później sytuacja robi się jeszcze trudniejsza. Ścieżka znika na dobre, a niebieskie symbole zdają się prowadzić na przełaj. Na szczęście, tutejszy teren pozwala na chodzenie po całym lesie praktycznie bez żadnych przeszkód.
Później sytuacja wraca do normy. Trafiam na szeroką, wyraźną drogę i idąc nią przez kilka minut zbliżam się do granicy lasu. Po chwili trafiam w otwarty teren, gdzie wśród pól maszeruję w kierunku zabudowań miejscowości Kamień.
W okolicach centrum trafiam na mały, zadaszony punkt wypoczynkowy z mapą okolicznych szlaków i tablicą informacyjną, opisującą miejscowe atrakcje. Zgodnie z przeznaczeniem, urządzam sobie tutaj krótką chwilę na przegryzienie czegoś.
Później ruszam dalej. Mijam sporych rozmiarów kościół, po czym wchodzę w boczną drogę, którą będę opuszczał tę wieś. Na tym krótkim odcinku niebieski szlak ma wspólny przebieg z bardzo popularną wśród kolarzy Wiślaną Trasą Rowerową, którą opisywałem jakiś czas temu na blogu.
Na widocznym powyżej zakręcie idę prosto, wchodząc na teren kolejnego lasu. Ten nie jest jednak tak duży, jak odwiedzony wcześniej. Przejście trwa kilkanaście minut i odbywa się po prostej, dobrze oznaczonej drodze. W trakcie marszu, w jednym z obniżeń terenu, muszę przekroczyć niewielki, płynący w poprzek szlaku strumień.
Za lasem docieram do jednej z ulic miejscowości Podłęże. Przechodzę na drugą stronę, gdzie trafiam na lekkie podejście wśród pojedynczych drzew wymieszanych z gęstymi zaroślami. Po chwili to wszystko znika, a ja błądzę jakąś starą drogą wśród pól i łąk. Całkiem ładny teren, ale niestety, oznaczenie szlaku nieco tu kuleje. Znów pobłądziłem i musiałem ratować się nawigacją.
Po dotarciu do niewielkiego lasu, który widać w oddali na powyższym zdjęciu, zaczynam okrążać go od północnego-zachodu. Pomiędzy drzewa wchodzę tylko na moment, po którym docieram do zabudowań miejscowości.
Dochodzę do jakiejś ważniejszej ulicy, skręcam w prawo i zaczynam dość długi, niezbyt ciekawy fragment, na którym poruszam się poboczem asfaltowej ulicy prowadzącej przez umiarkowanie zabudowany teren. Ten fragment jest z kolei wspólny z inną trasą rowerową, którą jechałem jakiś czas temu (szlak Wołowice – Podłęże). Cóż, na dwóch kółkach było ciekawiej.
W końcu jednak asfalt się kończy i wchodzę na obszar kolejnego z terenów zielonych. Mijam składy ściętego niedawno drewna, po czym zaczynam delikatne podejście na jakiś lokalny pagórek. Po drodze zauważam kilkudziesięciometrowy maszt oraz pozostałości po starym, mocno już zarośniętym kamieniołomie.
Po dłuższej chwili marszu prosto, szlak odbija lekko w prawo i zaczyna się wyraźnie obniżać. Potem dość ostro skręca w lewo i już łagodniej prowadzi mnie dalej w dół. Gdzieś w pobliżu słyszę odgłosy ulicy oraz wiejskich gospodarstw.
Po kolejnych kilku minutach schodzę wreszcie do słyszanej od jakiegoś czasu drogi, przekraczam ją, a później ponownie ląduje w lesie. Tutejsza ścieżka jest jednak o wiele mniej wyraźna niż wcześniejsza. Przez leżące wszędzie liście czasem ledwo ją widać, a ponadto muszę się też przeciskać przez jakieś drobne zarośla. Trochę zaniedbany odcinek.
W takich warunkach idę jednak tylko przez krótką chwilę. Potem trafiam na lepszą ścieżkę, którą z kolei prowadzi mnie do kolejnej asfaltowej drogi. Na niej skręcam w prawo i przez moment maszeruję poboczem.
Przy drodze znajduje się Zalew Skowronek – sztuczny zbiornik utworzony na potoku Brodło. Powstał jako rezerwuar wody dla pobliskich zakładów chemicznych, lecz od jakiegoś czasu jest też udostępniony jako teren rekreacyjny dla mieszkańców Alwerni. O tej porze roku ciężko jednak liczyć na tłumy.
Korzystając z ładnej okolicy i panującego tu spokoju, schodzę na chwilę nad zamarzniętą taflę zalewu i robię krótką przerwę. Dopiero później wracam na drogę i kontynuuję marsz na północ.
W pewnej chwili szlak schodzi z drogi i kieruje mnie na wąską, leśną ścieżkę. Ta też jest częściowo zarośnięta, co dla mnie kończy się przedzieraniem przez trochę wyższych traw i zarośli. Choć i tym razem nie był to zbyt długi fragment.
Od najbliższego skrzyżowania mam już pod nogami naprawdę dobrej jakości, szutrową drogę. Stąd ciągnie się ona w linii prostej aż do wyjścia z lasu kilometr dalej. Na tym odcinku po raz pierwszy spotykam też innych ludzi – do tej pory wędrowałem w samotności. Choć ci tutaj nie są raczej zainteresowani całym szlakiem. Chcą porostu pospacerować po tym bliskim Alwerni terenie rekreacyjnym.
Wychodząc na otwarty teren opuszczam obszar Rudniańskiego Parku Krajobrazowego. Stąd do Alwerni mam już tylko kawałek. Idę chwilę wzdłuż lasu, na następnie powoli wchodzę między zabudowania. Mija parę minut i mam już wokół siebie tętniącą życiem miejscowość.
Szlak prowadzi mnie jeszcze chwilę przez miejskie osiedla. Na ostatnim etapie skręcam w jakąś boczną uliczkę, która kończy się schodkami wyprowadzającymi mnie na miejski rynek. Tam znajduje się niewielki park, na skraju którego stoi kilka drogowskazów z przebiegającymi tędy trasami turystycznymi. Wśród nich odnajduję tabliczkę końcową Szlaku Czernichowskiego.
Skończyłem swoje przejście, jednak to nie jest miejsce skąd mógłbym wrócić do domu. Cofam się więc jakiś kilometr na południe, do drogi wojewódzkiej z numerem 780, a później podchodzę na najbliższy przystanek. Po kilkunastu minutach czekania zgarnia mnie jeden z jadących w stronę Krakowa busów.
Szlak Czernichowski (Czernichów – Alwernia) – podsumowanie wycieczki
Cóż, dziś nie były to takie wrażenia, jakie miałem jeszcze parę dni temu w Tatrach Wysokich. Ale i tak jestem bardzo zadowolony z tej wycieczki. Lokalne szlaki też mają swój urok i myślę, że jak ktoś interesuje się choć trochę swoją okolicą, to nic nie straci na próbie ich eksploracji.
Szlak Czernichowski to niezbyt długa oraz całkiem prosta trasa, dająca okazję do paru godzin dobrej zabawy (dopisałbym „na świeżym powietrzu”, ale niestety, w zimie południowa Polska nie codziennie go gwarantuje…). Można zwiedzić parę ciekawych miejsc, z których wiele leży na terenie ładnego parku krajobrazowego.
Co prawda, są też mniej ciekawe odcinki na terenie miast i wiosek, ale nie ma ich ani szczególnie dużo, ani nie są zbyt uciążliwe. Większym problemem jest czasem oznaczenie szlaku. Mi parę razy zdarzyło się tu pobłądzić, więc wszystkim potencjalnie zainteresowanym tą trasą, polecam zabrać ze sobą nawigację bądź chociaż papierową mapę, która pomoże na tych kilku słabo oznaczonych zakrętach.
Mapa i profil wysokościowy Szlaku Czernichowskiego: