Leskowiec – czerwony i żółty szlak z Krzeszowa
Leskowiec to jeden z najładniejszych i najczęściej odwiedzanych szczytów na terenie Beskidu Małego. Sam wchodziłem tam już kilkukrotnie – wieloma szlakami, o różnych porach roku. Dziś robię to po raz kolejny, tym razem od południa, po żółtej i czerwonej trasie prowadzącej z miejscowości Krzeszów.
To przejście jest kontynuacją porannej wycieczki na Madohorę, Łamaną Skałę oraz Gibasów Groń. Po zejściu z tamtej trasy wracam do auta, przebieram parę rzeczy na suche i ruszam w dalszą drogę, by dobrze wykorzystać resztę dnia i zboczyć jeszcze jedną górę.
Leskowiec – podstawowe informacje o szczycie
Leskowiec jest trzecią pod względem wysokości górą Beskidu Małego. Leży w południowo-wschodniej części pasma i wznosi się na wysokość 922 metrów n.p.m. W przeciwieństwie do wielu innych szczytów tego pasma, jego wierzchołek nie jest w całości zalesiony, co czyni go atrakcyjnym punktem widokowym. Kiedyś wypasano tu owce, obecnie ta tradycja zdążyła już zaniknąć.
W pobliżu szczytu znajduje popularne schronisko oferujące turystom noclegi oraz możliwość zjedzenia ciepłego posiłku. Dzięki temu, a także licznym szlakom ciągnącym w to miejsce niemal ze wszystkich kierunków świata, Leskowiec cieszy się ogromną popularnością. W pogodne, weekendowe dni można wręcz mówić o prawdziwych tłumach.
Okolice Leskowca są mocno związane z kultem Jana Pawła II. Pełno tu krzyży, kapliczek, zdjęć, figurek i innych pamiątek. Nawet miejsce, gdzie stoi schronisko przemianowano kiedyś z Jaworzyny na Groń Jana Pawła II. Były polski papież był zresztą częstym gościem na tym szczycie oraz na innych, leżących w pobliżu wierzchołkach.
Szlaków prowadzących na Leskowiec jest, delikatnie mówiąc, dość dużo, a jeśli weźmiemy też pod uwagę okoliczne węzły, to wyjdzie kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt opcji dojścia na ten szczyt. Ja sam byłem na Leskowcu już parę razy, a dziś poznaję i opisuję kolejne szlaki: żółty oraz czerwony prowadzący z miejscowości Krzeszów. Wycieczka będzie mieć formę pętli, której pokonanie zajmuje około 4,5 godziny oraz wiąże się z przejściem nieco ponad 14 kilometrów. Mapę oraz profil wysokościowy trasy można zobaczyć poniżej:
Wejście na Leskowiec z Krzeszowa – relacja z wycieczki
Dojazd i parking
Jak już zdążyłem wspomnieć, na Leskowiec wyruszam niedługo po powrocie na parking w Koconiu. Tam robię chwilę przerwy, a potem kieruję się na wschód, po głównej drodze między Żywcem a Suchą Beskidzką (droga wojewódzka 946). Po kilku kilometrach opuszczam jednak tę trasę, odbijając ku miejscowości Krzeszów. Samochód zostawiam niedaleko centrum, na darmowym parkingu koło wysokiego, charakterystycznego kościoła.
Czerwony szlak Krzeszów – Leskowiec
Z parkingu ruszam na północ i schodzę przez chwilę do głównej drogi. Tam, przy wiszących na słupie szlakowskazach skręcam w lewo i zaczynam trwający około 10 minut marsz wzdłuż średnio ruchliwej szosy. Dopiero później wchodzę w jedną z bocznych uliczek i kieruję się w stronę otwartego terenu. Nim to jednak nastąpi, czeka mnie jeszcze trochę chodzenia wśród typowo wiejskiej zabudowy.
Po kilku minutach domki się kończą, a ja idę okolicą zdominowaną przez łąki i pola, a także wszechobecną wodę. Ze względu na roztopy, niektórych odcinków nie da się przejść normalnie i trzeba kombinować z obejściami bokiem.
Idę kawałek wzdłuż tej zalanej drogi, po czym jakoś przedostaję się na jej drugą stronę i odbijam na zachód. Tam czeka mnie już nieco łatwiejszy, wciąż w miarę płaski teren, którym zmierzam w stronę lasu. Odcinek jest całkiem ładny, choć dziś pełen resztek śniegu i uciążliwego błota.
Gdy trafiam między drzewa, ścieżka robi się trochę bardziej stroma. Zwiększa się też ilość śniegu, choć ze względu na liczne ślady innych turystów, tu raczej nie grodzi mi prędkie przemoczenie butów.
Po pewnym czasie, do czerwonego szlaku dołącza ścieżka dydaktyczna o tym samym kolorze. Od teraz, aż do szczytu Leskowca, obie trasy będą prowadzić wspólnie.
Na dalszym odcinku wciąż poruszam się głównie lasem. Widoków przeważnie nie ma, choć zdarzają się miłe wyjątki, gdzie da się poobserwować trochę okolicy. Co to ruchu na szlaku, nie jest on duży, choć innych turystów spotykam dość regularnie.
Za pokazaną na powyższym zdjęciu polaną trafiam na utwardzaną drogę i maszeruję nią parę minut. To trasa, którą można dojechać pod schronisko na Leskowcu z miejscowości Targoszów. Teraz widzę ją przy wędrówce czerwonym szlakiem, później zobaczę też fragment na żółtym, podczas drogi powrotnej.
W końcu jednak żegnam się z drogą i wracam na mniejszą, leśną ścieżkę. Prowadzi mnie ona wzdłuż pełnego drzew zbocza, nie wymagając wkładania zbyt wielu sił w podchodzenie. Wysokość nabieram powoli, ciesząc się przyjemnym spacerem oraz pojawiającymi się od czasu do czasu widokami.
Gdzieś po drodze mijam dwa ogrodzone budynki, a potem źródło, które jest dobrą okazją do uzupełnienia płynów. Robię tu chwilę przerwy, po czym kontynuuję podejście, powoli zbliżając się do głównego grzbietu Beskidu Małego.
Po paru kolejnych minutach docieram do skrzyżowania szlaków na Przełęczy Włodzimierza Midowicza. By dostać się na szczyt, powinienem skręcić w lewo, droga w prawo prowadzi natomiast pod schronisko. W tej chwili wybieram tę drugą opcję, przechodzę około 300 metrów i jestem przy charakterystycznym, piętrowym budynku z czerwonych desek.
Dziś, ze względu na epidemiczne obostrzenia (schronisko jest nieczynne, choć wydaje jedzenie na wynos) oraz dalekie od ideału warunki na szlakach, pod budynkiem nie ma dużego ruchu. Dostrzegam tylko parę osób, głownie na zadaszonym tarasie. Sam kręcę się chwilę po okolicy, po czym wracam na pobliską przełęcz i ruszam w kierunku wierzchołka.
Na szczyt idę kilkanaście minut, początkowo szeroką drogą z ładnym widokiem na południe, później węższą ścieżką między drzewami. Wkrótce docieram na rozłożysty wierzchołek, gdzie znajduje się duża polana, a także wysoki krzyż, polska flaga, zdjęcie z opisem panoramy oraz zadaszona wiata z dwoma ławkami. Obok jest również drewniany słupek ze szczytową tabliczką oraz mnóstwem drogowskazów dla przebiegających tędy szlaków.
Żółty szlak Leskowiec – Krzeszów
Na Leskowcu robię sobie krótką przerwę, po czym przeskakuję na żółtym szlak i zaczynam powrót do Krzeszowa. Początek wiedzie przez widoczną na powyższych fotografiach polanę, później trafiam na lasu, którym przebiega wspomniana wcześniej droga z Targoszowa do schroniska.
Po utwardzanej nawierzchni idę niecały kilometr, później wracam na leśną ścieżkę i kontynuuję zejście. Ten szlak jest nieco bardziej stromy niż czerwony, po jakim wchodziłem do góry. Wytracanie wysokości idzie sprawniej, samo zejście też powinno zająć znacznie mniej czasu.
Krajobraz, w którym się poruszam, jest w sumie podobny do tego na czerwonym szlaku. Wędruję głownie lasem, otwarty teren pojawia się sporadycznie. Idzie się całkiem przyjemnie, popołudniowa pogoda dopisuje, a oznaczenie szlaku jest praktycznie bezbłędne. Nie mam więc żadnych powodów do narzekań.
Wkrótce pod moimi nogami pojawiają się betonowe płyty, a chwilę później wychodzę z lasu i poruszam się w pobliżu jakiegoś niewielkiego osiedla. Teren jest otwarty, a ja mam całkiem niezły widok na kilka szczytów położonych na południu.
Minąwszy pierwsze z osiedli, przez pewien czas schodzę gruntową drogą przy łąkach i terenach uprawnych, po czym trafiam na jeszcze jeden obszar zabudowany. Tu pod nogami mam już asfalt, który prowadzi mnie w kierunku jakiejś większej drogi.
Do tej ostatniej jednak nie docieram. W pewnej chwili szlak kieruje mnie w lewo, gdzie muszę jakoś przedostać się przez potok Targoszówka. Dziś, w porze intensywnych roztopów ma on prawie dwa metry szerokości, przeważnie jest pewnie węższy. Mam więc dwie opcje: albo obejść go gdzieś dalej, albo przejść po wystających z wody kamieniach. To drugie nie wygląda na zbyt trudne, więc decyduję się spróbować. Udaje się bez problemu – chwilę później stoję już na drugim brzegu, w pobliżu przydrożnej kapliczki.
W tym miejscu, do żółtego szlaku dołącza trasa zielona. Dalej, do Krzeszowa prowadzą już wspólnie. Miejscowość nie jest już w sumie daleko, choć teraz czeka mnie jeszcze krótkie podejście na lokalny pagórek noszący nazwę Gronik.
Idę chwilę lasem, później przestrzeń się otwiera, a ja mijam wierzchołek, gdzie znajduje standardowa, żółto-czarna tabliczka oraz kolejna, bogato przystrojona kapliczka. Szlak nie prowadzi jednak bezpośrednio przez tamto miejsce, lecz w pewnej odległości od niego.
W dalszą drogę ruszam po polnej, pełnej błota drodze, którą można zobaczyć na powyższym zdjęciu. Docieram pod las, przechodzę jego skrajem, a następnie trafiam między domy na obrzeżach Krzeszowa. Od teraz czeka mnie już tylko chodzenie po asfalcie.
Powrót na parking i do domu
Po chwili marszu bocznymi uliczkami miejscowości dochodzę do skrzyżowania z główną drogą. Tu żółtym szlak się kończy. Dalej, w stronę parkingu pod kościołem, prowadzi już tylko zielona trasa.
Przechodzę na drugą stronę, gdzie zaczyna się podejście na pagórek, na którym znajduje się wspomniany kościół. Początek prowadzi jeszcze chwilę prosto, później odbijam w lewo i zaczynam długie, niezbyt ciekawe przejście wśród jednorodzinnej zabudowy. Krzeszowską świątynię mijam dopiero kilometr dalej.
Kawałek za kościołem, po lewej stronie drogi znajduje się wejście na parking, gdzie stoi mój samochód. Wchodzę do środka, robię chwilę przerwy na ogarnięcie kilku spraw po skończonym marszu, po czym ruszam w stronę Krakowa. W domu jestem jakieś półtorej godziny później.
Leskowiec od Krzeszowa – podsumowanie
Szczerze mówiąc, nie pamiętam już ile razy wchodziłem na Leskowiec. Pięć? Sześć? Może nawet więcej. W sumie nieważne. Lubię tę górkę i chętnie tu wracam, najczęściej nowymi szlakami lub o innej porze roku. Jak wiemy ze wstępu, opcji dotarcia na szczyt jest całe mnóstwo i wciąż daleko mi do ich wyczerpania. Kolejny powrót na trzeci najwyższy szczyt Beskidu Małego jest więc pewnie tylko kwestią czasu.
A co sądzę o przebytych dziś trasach? Myślę, że obie są dość ciekawe, choć pewnie nie wybijają się niczym szczególnym na tle innych opcji. Tu mamy sporo chodzenia przez las oraz niewiele widoków, ale i mało terenu zabudowanego, a także trochę atrakcji po drodze. Duża zaletą jest na pewno fakt, że obie trasy da się połączyć w pętlę, co pozwala wracać innym szlakiem i nie powtarzać żadnego z poznanych już odcinków.
Musimy sprawdzić trasę z Krzeszowa bo faktycznie wygląda ciekawie. Czarny szlak z Rzyk Jagódek też pozwala na pętle – za sprawą szlaku białych serc da się przejść właściwie bez powtarzania tam i powrót. Polecamy.