Tyniec – zielony szlak okrężny

Tyniec to niewielka, malowniczo położona miejscowość po zachodniej stronie Krakowa. Otoczona lasami i pagórkami, posiada wiele terenów rekreacyjnych, chętnie odwiedzanych przez miłośników wypoczynku na świeżym powietrzu. Jedną z tamtejszych atrakcji jest zielony szlak turystyczny, zataczający około 11-kilometrową pętlę odwiedzającą najciekawsze miejsca w okolicy.

Jako, że do Tyńca mam od siebie jakieś 10 km, jestem tam niemal stałym bywalcem. Często przejeżdżam rowerem, czasem zawitam pobiegać lub pospacerować, a 2 lata temu, trenując do maratonu, regularnie robiłem biegi na zasadzie „do Tyńca i z powrotem”. Dzięki pieszo-rowerowej ścieżce na wałach wzdłuż Wisły, miejscowość jest łatwo dostępna z Krakowa i przez to licznie odwiedzana przez mieszkańców miasta.

Dziś miałem ochotę ponownie przejść się zielonym szlakiem turystycznym. Co prawda jest środek tygodnia, ale ponieważ taka wycieczka, nawet razem z dojazdem, nie powinna zająć wiele czasu, musiałem tylko lekko zmodyfikować rozkład dnia. Korzystając z elastycznych godzin pracy, zacząłem nieco wcześniej, a od razu po zakończeniu „dniówki”, spakowałem plecak i poszedłem na autobus.

Tyniec – dojazd z Krakowa

Miejscowość leży w zasięgu krakowskiej komunikacji autobusowej. Co więcej, jest nawet w obrębie tak zwanej „pierwszej strefy”, więc można jeździć na tych samych biletach, co poruszając się w granicach miasta.

Na dzień dzisiejszy, z Krakowa do Tyńca jeżdżą 2 linie dzienne i 1 nocna. Kursy odbywają się od wczesnego poranka do późnego wieczoru. Częstotliwość zależy od linii: 203 jeździ co około 1,5 godziny, 112 – nawet co 20 minut.

Inne opcje dojazdu to samochód lub rower (po wspomnianych już wałach wiślanych). Auto można bez problemu, za darmo zaparkować w wielu miejscach w pobliżu przebiegu szlaku, natomiast rower najbezpieczniej zostawić w okolicach Klasztoru Benedyktynów (na parkingu na dole, bądź jeszcze lepiej – na terenie samego opactwa).

Zielony szlak wokół Tyńca – relacja z przejścia

Z autobusu wysiadam na przystanku „Bolesława Śmiałego”, tuż przy szlaku. Następnie ruszam przed siebie, decydując się pokonywać trasę w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Niestety, w takiej opcji, pierwszy odcinek jest kompletnie nieciekawy. Idę niemal kilometr przez wiejskie zabudowania, przy ruchliwej drodze, gdzie czasem nie ma nawet porządnego chodnika.

Po dotarciu do centrum miejscowości, skręcam w prawo, gdzie boczną uliczką ruszam ku najbardziej znanej atrakcji Tyńca: Opactwu Benedyktynów, którego historia sięga aż połowy XI wieku. Znajdujący się na wzgórzu klasztor można zwiedzić schodząc lekko ze szlaku. Wejście do niektórych obiektów wymagać będzie jednak wykupienia wycieczki z przewodnikiem.

Ja poprzestaję na wejściu na dziedziniec i zrobieniu tam krótkiej chwili odpoczynku. Po placu kręci się sporo ludzi, z których większość po prostu zdecydowała się zajrzeć będąc w pobliżu. To dość ładne miejsce, w dodatku w niezłym widokiem na Wisłę i tynieckie okolice, więc często o nie zahaczam będąc na spacerze czy rowerowej przejażdżce.

Figurka przy wejściu na teren klasztoru. Szlak biegnie drogą widoczną po prawej stronie.
Kościół św. Piotra i Pawła widziany z dziedzińca klasztoru.

Opuszczam teren opactwa i kieruję się drogą w dół, ku brzegowi Wisły. Znajduje się tu parking, drobna gastronomia, a także przystanek wodnego „tramwaju”, który w sezonie letnim kursuje pomiędzy Tyńcem a centrum Krakowa.

Skręcam w lewo i idę chwilę brzegiem rzeki. Mijam klasztor, wchodzę na wały przeciwpowodziowe i gruntową ścieżką zmierzam w stronę widocznego w oddali lasu.

Zielony szlak nad brzegiem Wisły.
Przejście pod wapiennym wzgórzem, na którym zbudowano klasztor.
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu.
Fragment szlaku na wałach wiślanych. Na horyzoncie góra Grodzisko.

Odcinek na wałach ma niemal kilometr. Gdy się kończy, szlak skręca w lewo do lasu (uwaga, by nie przegapić zejścia – oznaczenia trasy nie wszędzie są odnowione). Podejście jest dość stromę, często nawet w górach nie spotyka się podobnego nachylenia. Błyskawicznie zyskuję pionowe metry i po chwili spoglądam już na Wisłę ze sporej wysokości.

Wzgórze, na które wszedłem nosi nazwę Grodzisko. Według mapy, szlak nie przechodzi co prawda jego szczytem, ale ten raczej nie znajduje się wiele wyżej.

Strome podejście na Grodzisko.

Kolejny odcinek jest już dość płaski. Ścieżka robi się szeroka i wygodna, a wiosenne kolory lasu mogą zachwycić. To bardzo ładny odcinek. Niestety, nie trwa długo. Po dosłownie paru minutach marszu, szlak skręca i rozpoczyna się zejście z pagórka.

Las na wzgórzu Grodzisko.

Wychodząc z lasu, trafiam najpierw na szutrową ścieżkę, a później, już asfaltem, znów idę wśród tynieckich zabudowań. Kolejny nieciekawy odcinek, który najlepiej mieć jak najszybciej za sobą.

Później jest jeszcze mniej przyjemnie. Docieram do głównej drogi, skręcam w prawo i muszę przez chwilę iść poboczem, wśród niemałego o tej porze ruchu. Na szczęście tylko przez kilkaset metrów, bo potem trasa znów odbija w boczną, spokojniejszą uliczkę. Tam czeka mnie lekkie podejście. Najpierw po asfalcie, lecz ten wkrótce się kończy i zmienia w szeroką szutrową drogę. Zaczyna się las, zabudowania stają coraz rzadsze. Znów jestem blisko natury.

Początek kolejnego leśnego odcinka.

Gdy szeroka droga staje się wąską ścieżką i na dobre skręca do lasu, zaczyna się najciekawsza część całego szlaku. Od teraz przez dłuższą chwilę będę poruszał się pięknymi, leśnymi dróżkami, pełnymi niewielkich podejść i zejść.

Ponieważ jest środek tygodnia, nie ma tu chyba nikogo poza mną. Żadnych spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów, okolicznych mieszkańców w psami. Cisza, spokój i jeden z najładniejszych podkrakowskich lasów, pełny budzącej się do życia roślinności. Warto było przyjechać.

Oprócz szlaku turystycznego, są tu też ścieżki dydaktyczne, tablice informacyjne, ławki i kosze na śmieci.

W pewnym momencie, ścieżka schodzi do gruntowej drogi łączącej Tyniec z obrzeżami Krakowa. Ruch tu niewielki, ale i tak warto nieco uważać, bo czasem zdarzy się trafić na jadący przez las samochód.

Po przecięciu drogi, wchodzę na teren rezerwatu przyrody Skołczanka. Kolejne świetne i warte uwagi miejsce. Jest to rezerwat stepowy, obejmujący wzgórze Duża Kowodza, w wielu miejscach cechujący się piaszczystym podłożem.

Oprócz atutów przyrodniczych, warto zwrócić uwagę na dwie wzniesione przy szlaku, zbiorowe mogiły, gdzie pochowano około 500 Żydów zamordowanych podczas II Wojny Światowej. W pobliżu grobów jest też sporych rozmiarów kapliczka z ołtarzem i paroma ławkami. Nie znajduje się co prawda bezpośrednio na zielonej pętli, ale jest dobrze widoczna ze ścieżki. Bliższe podejście będzie jednak wymagać pokonania kilkudziesięciu drewnianych stopni.

Kapliczka z ołtarzem przy szlaku.
Zbiorowe mogiły żydowskie z okresu II Wojny Światowej.

Idę dalej. Kolejne kilkaset metrów to jeszcze marsz teren rezerwatu, jednak dość szybko docieram na jego skraj. Las rzednie, pojawia się więcej traw i zarośli, a w oddali całkiem dobrze słychać już odgłosy pobliskiej autostrady.

Obrzeża rezerwatu Skołczanka.

Chwila marszu i znów zahaczam o jakąś drogę przy tynieckich domostwach. Na szczęście, zbliżam się do niej tylko na moment. Zaraz później szlak ponownie znika w lesie, a ja zaczynam marsz w stronę niewielkiego uroczyska na wzgórzu Kowadza. Najpierw jest dość stromo, później szlak łagodnieje, a w końcu nawet schodzę lekko w dół. Przed samym wierzchołkiem znów muszę jednak podejść parę metrów.

Ścieżka w stronę Uroczyska Kowadza.

Na szczycie znajduje się niewielka polana z paroma drewnianymi ławkami. Warto na chwilę usiąść, bo widoki są naprawdę niezłe. Za sobą mam porośnięte lasami, tynieckie wzgórza, które niedawno odwiedziłem. Przede mną, niżej, znajdują się natomiast uliczki i zabudowania tej malowniczo położonej miejscowości.

Uroczysko Kowadza – polana na szczycie.

Zejście z Kowadzy jest szybkie, strome i wymagające odrobiny ostrożności ze względu na sypką, pokrytą luźnymi kamieniami ścieżkę. Poziom ulicy osiągam po paru minutach, a następnie… gubię szlak. Skręciłem w prawo, podczas, gdy należało iść prosto, w niepozorną ścieżkę pomiędzy dwoma ogrodzeniami. Na szczęście, dość szybko się zorientowałem, włączyłem nawigację i wróciłem na właściwą trasę.

Słabo oznakowany odcinek pomiędzy ogrodzeniami tynieckich domów.

I znów asfalt. Kilkaset metrów nudy, zakończone ostrym skrętem w prawo i podejściem, które wygląda jak wejście na teren czyjegoś ogrodu. Szlak chyba serio prowadzi przez jakąś działkę, bo po obu jego stronach znajdują się skalniaki i grządki z kwiatami.

Później ponownie wkraczam do lasu. Kolejne uroczysko na wzgórzu, tym razem o nazwie Wielkanoc. Jest dość podobnie jak poprzednio. Chwila podejścia, miejscami dość stromego, a następnie niewielka polana z ławkami i ciekawym widokiem na okolicę.

Widoki ze wzgórza Wielkanoc.

Za polaną mam równie szybkie zejście. Parę minut leśnego spaceru, który urozmaica jeszcze przejście przy wapiennych skałkach i docieram do kolejnej asfaltowej ulicy. Tu ruszam w dół i pokonuję ostatnie kilkaset metrów szlaku, kończąc wycieczkę pod przystankiem na ulicy Bolesława Śmiałego.

Wapienne skałki na terenie Uroczyska Wielkanoc.

Podsumowanie

Cóż, nie jest to na pewno najpiękniejszy szlak, jaki znam. Nie stawia wielu wyzwań, nie oferuje zapierających dech widoków, a w dodatku wymaga pokonania kilku nudnych, asfaltowych odcinków. Ma jednak w sobie coś wartego uwagi. Wizyta w tynieckim Klasztorze, spacer na Wisłą, atrakcje rezerwatu Skołczanka oraz uroczyska Kowadza i Wielkanoc – te rzeczy na pewno będę miło wspominał.

I pewnie kiedyś wrócę. Bo dziś, na dobrą sprawę, to też był powrót. Parę lat temu już tędy spacerowałem, kiedy indziej robiłem na tym szlaku trening biegowy. Ze względu na bliskość miasta, podobnie jak wielu innych Krakowian, Tyniec odwiedzam dość często. Jeśli ktoś jeszcze nie tu był, serdecznie ku temu zachęcam, a przejście zielonym szlakiem może być dobrą okazją do poznania jego największych atrakcji.

Mapa szlaku:

4 komentarze

Skomentuj Ivona Silburn Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *