Kajakiem przez Kraków – miasto z perspektywy Wisły
Mieszkanie blisko rzeki ma tę zaletę, że można tam czasem popływać. Oczywiście bez zanurzania się samemu – w Krakowie nie byłby to najlepszy pomysł – ale jest wiele innych opcji. Na przykład kajak, który pozwala poznać swoje miasto z zupełnie nowej perspektywy.
Co jakiś czas, w cieplejszych okresach roku, chodzimy z Martyną do wypożyczalni, bierzemy kajak i spokojnie pływamy przez parę godzin po Wiśle. To bardzo fajny sposób na wspólne, aktywne spędzenie wolnego czasu. I wcale nie takie trudne, jak to się może wydawać osobom, które w kajaku nigdy nie siedziały.
Przeznaczony do turystyki sprzęt jest duży i stabilny, więc nie ma szans na wywrotkę, a samo wiosłowanie nie sprawia większej trudności nawet tym, którzy mają słabe ręce czy kiepską kondycję. Pływać też nie trzeba umieć (dostaje się kapok), choć akurat tu uważam, że ta umiejętność nigdy nie zaszkodzi.
Koszty i organizacja
W Krakowie, kajak można wypożyczyć w paru miejscach. Najpopularniejsze wydaje się to przy bulwarach niedaleko mostu Piłsudskiego. Tam ceny są jednak dość wysokie (o ile kojarzę, 25 zł za godzinę), więc my chodzimy gdzie indziej. W pobliżu mostu Zwierzynieckiego znajduje się Kolejowy Klub Wodny, który również prowadzi wypożyczalnię. Ma mnóstwo sprzętu, świetną obsługę i jest o wiele taniej.
Cały cennik w ich przypadku jest zbyt skomplikowany, żeby go tu przytaczać, więc napiszę jedynie, że w przy sprzęcie 2-osobowym jest to 20 zł za 1 godzinę, 25 za 2 godziny albo 25 + 10 za każdą godzinę, jeśli pływa się ponad 2h. Nie wiem, czy to jest regułą, ale gdy przekraczaliśmy kolejną godzinę tylko o parę minut, to zawsze zaokrąglali nam w dół – więc naprawdę miło.
Na tych dwóch opcjach się oczywiście nie kończy. Wiem też o wypożyczalniach w pobliżu Tyńca czy miejskiej plaży przy moście Kotlarskim. Jest więc w czym wybierać.
Z innych rzeczy, które warto wiedzieć:
- lepiej nie zawierać ze sobą rzeczy, które źle znoszą przemoczenie. Często po wyjściu z kajaka połowę ubrań ma się mokrych,
- uwaga na słońce, bo w bezchmurne dni potrafi szybko opalać. Kiedyś trochę przez nie wycierpieliśmy, więc teraz już zawsze smarujemy się kremem z filtrem,
- nie będąc pewnym swoich sił, najlepiej ustawić trasę tak, żeby nie musieć wracać pod prąd czy pod wiatr, bo tak wiosłuje się trochę ciężej.
Nasza trasa
Wypożyczamy sprzęt, znosimy na przystań i wodujemy. Trochę to jednak waży i jest nieporęczne – jednej osobie byłoby ciężko. Ok, kajak w wodzie, można ostrożnie wsiadać, brać wiosła i ruszać. Wybieramy trasę w stronę centrum, bo tam najwięcej się dzieje. Chcąc spokoju, warto jednak ruszyć w drugą stronę, czyli za zachód w kierunku Tyńca. Ale to może innych razem.
Spływamy do prawej krawędzi rzeki i chwilę później jesteśmy pod mostem Zwierzynieckim. Płyniemy z prądem (prąd w krakowskiej Wiśle przeważnie nie jest zbyt silny), ale za to pod wiatr, więc w tę stronę powinno być nieco trudniej niż z powrotem.
Rzeka niemal na całym przepływającym przez centrum odcinku jest regulowana. Mimo to, można trafić na płytsze miejsca, więc lepiej nie trzymać się samej krawędzi, lecz płynąć parę metrów od niej. Samo płynięcie prosto nie jest w sumie taki trywialne – często zdarza nam się skręcać w jedną lub drugą stronę i gdyby ktoś z nas miał ze sobą włączony GPS, ślad pewnie przypominałby miejscami slalom.
Właściwie, to nie ma zbyt wielu decyzji do podejmowania. Płyniemy tak, jak rzeka prowadzi, mijając kolejne mosty i atrakcje przy brzegach. Jest trochę zabytków, trochę sztuki, trochę nowoczesnej architektury. Do tego mnóstwo ludzi, jak pewnie w każde ładne, niedzielne popołudnie. Spacerują po bulwarach, biegają, jeżdżą na rowerach, siedzą na murach Wawelu, albo podobnie jak my, znajdują się na wodzie. Czasem również w kajakach, jednak przeważnie w mniejszych lub większych statkach wycieczkowych. Te ostatnie są od nas oczywiście szybsze, a przepływając zostawiają za sobą niewielkie fale. Ich uderzenie o kajak potrafi go nieco rozbujać, co uznajemy za dodatkową frajdę podczas wycieczki.
I do tej świnki dopłynęliśmy. Jakieś 4, może 4,5 kilometra od przystani w około godzinę. Robimy chwilę przerwy na jedzenie i picie, po czym zawracamy i przez kolejną godzinę płyniemy z powrotem. Różnica taka, że teraz jest lekko z wiatrem, ale niestety słońce na dobre wyszło zza chmur i zaczyna nieznośnie przysmażać. Aż wyjmuję z tego powodu krem z filtrem i jeszcze raz smaruję odsłonięte miejsca.
Po nieco ponad 2 godzinach ponownie przybijamy do przystani i wyciągamy sprzęt z wody, a następnie odnosimy na miejsce. Ręce trochę zmęczone od nieprzerwanego machania wiosłem, ale bez tragedii – zakwasów raczej z tego nie będzie. Odbieram zostawiony w zastaw dokument i żegnamy się z obsługą. Na pewno nie był to nasz ostatni kontakt z tym sportem, co jakiś czas chętnie tu wracamy.
Co pływa po krakowskiej Wiśle?
Rzeka w centrum jest dość ruchliwa. Właściwie cały czas ma się w zasięgu wzroku innych uczestników ruchu wodnego. Powiedziałbym nawet, że trzeba pływać uważnie i rozglądać się dookoła, aby przypadkiem nie znaleźć się z kimś (przeważnie większym) na kursie kolizyjnym.
Oprócz kajaków można natknąć się na:
Oprócz statków, łódek i kajaków jest też niestety coś innego – śmieci. Może nie aż tak dużo, jak na zdjęciach pokazujących rzeki w Chinach czy Indiach, ale Wisła też jest już zanieczyszczona. Przykro patrzeć, ale z roku na rok coraz mniej jest tu wodnego ptactwa (nawet łabędzi ostatniej zimy było bardzo mało), a coraz więcej unoszących się na wodzie szklanych czy plastikowych odpadów. W życiu był się w tej wodzie z własnej woli nie zanurzył. A przecież pamiętam jeszcze z dzieciństwa czasy, gdzie kompanie się w miejskich rzekach było czymś zupełnie normalnym…