Czerwonym szlakiem przez Ojcowski Park Narodowy
Ze wszystkich polskich parków narodowych, to Ojcowski znajduje się najbliżej Krakowa. Chętnie odwiedzają go fani spokojnych spacerów, biegacze, rowerzyści oraz miłośnicy pieszej turystyki. Sam też jestem tam częstym bywalcem, a w ramach dzisiejszej wycieczki chcę przejść przez niego w całości, z południa na północ, po oznaczonym na czerwono fragmencie Szlaku Orlich Gniazd.
Szukając pomysłu na kolejną wycieczkę, przypomniałem sobie, że choć w Ojcowskim Parku Narodowym byłem parę miesięcy temu, to upłynęło już trochę czasu, od kiedy zwiedzałem go na piechotę.
Wziąłem mapę i szybko zauważyłem, że przez wiele z najciekawszych atrakcji parku przebiega czerwony szlak turystyczny. W dodatku przecinał on park wzdłuż jego najdłuższej osi, z południa na północ (albo na odwrót, jak kto woli). Plan był więc gotowy: przejście całego OPN naraz, po jednym szlaku, który w dodatku fajnie pokaże wiele z rzeczy, które warto zwiedzić na jego terenie.
Ojcowski Park Narodowy – atrakcje, szlaki i inne przydatne informacje
Mający powierzchnię nieco ponad 21 kilometrów kwadratowych OPN, jest najmniejszym z wytyczonych na terenie Polski parków narodowych. Powstał w 1956 roku i obejmuje kawałek dolin Prądnika oraz Sąspowskiej.
Park położony jest po północnej stronie Krakowa, a jego krańce od granic miasta dzieli tylko kilka kilometrów. Stąd też duże zainteresowanie terenami parku wśród Krakowian, a także mieszkańców innych, znajdujących się w pobliżu miejscowości.
Atrakcje Pienińskiego Parku Narodowego można podzielić na naturalne oraz stworzone przez człowieka. Do tych pierwszych należy na pewno mnóstwo unikalnych, robiących wrażenie wapiennych skałek. Na terenie parku znajdują się ich setki, jak nie tysiące. Są również liczne jaskinie. Dwie z nich: Jaskinię Ciemną oraz Jaskinię Łokietka, udostępniono do zwiedzania (płatne, w ramach grupy z przewodnikiem).
Dobrze znane są również tutejsze zamki. Ten w Pieskowej Skale jest w świetnym stanie i przyciąga mnóstwo turystów, natomiast w Ojcowie, niestety, ostały się tylko ruiny. Zwiedzić można również Kaplicę na Wodzie, muzeum parku oraz parę kościołów.
Dla fanów wypoczynku na świeżym powietrzu przygotowano sporo pieszych i rowerowych szlaków turystycznych. Do najważniejszych należy z pewnością oznaczony na czerwono Szlak Orlich Gniazd, którego fragment opiszę w tym tekście. Jest to długodystansowa, wytyczona pomiędzy Krakowem a Częstochową trasa, prowadząca po okolicach jurajskich zamków. Mierzy 163 km, z czego w granicach OPN jest około 14.
Poza tym, przez teren parku przebiegają następujące szlaki piesze:
- niebieski, prowadzący z Rudawy do Mstowa. To kolejna z długodystansowych tras, nosząca nazwę Szlaku Warowni Jurajskich.
- żółty, wytyczony z Chrzanowa do Pieskowej Skały.
- czarny, spod Jaskini Łokietka do zamku w Pieskowej Skale.
- zielony, położony w całości na terenie OPN i ciągnący się od Prądnika Czajkowskiego do Doliny Sąspowskiej.
Wstęp do Ojcowskiego Parku Narodowego jest darmowy. Do niektórych rejonów można wjechać samochodem, jednak należy liczyć się z tym, że parkingi w pobliżu najciekawszych atrakcji nie należą do tanich. Dobrą alternatywą może być więc dojazd komunikacją publiczną albo rowerem. Miejsc do zostawienia jednośladu na czas zwiedzania nie brakuje.
Czerwonym szlakiem przez Ojcowski Park Narodowy – relacja
Dojazd Kraków – Wielka Wieś
Południowy kraniec parku znajduje się we wsi Prądnik Korzkiewski. O wiele łatwiej będzie mi jednak dotrzeć do sąsiedniej Wielkiej Wsi, a następnie podejść kawałek do docelowego szlaku. Wielka Wieś leży bowiem na ruchliwej drodze krajowej 94, łączącej między innymi Olkusz i Kraków.
Na dworzec autobusowy w centrum Krakowa docieram kilkanaście minut po 7-mej. Wiem, że busów jeżdżących przez Olkusz jest sporo, więc nie powinienem musieć długo czekać.
Znajduje pierwszy, startujący o 7:30, jednak szybko okazuje się, iż jest to jakiś bardziej długodystansowy kurs, niezatrzymujący się na wielu pośrednich przystankach. Czekam więc jeszcze chwilę na kolejny busik i ostatecznie ruszam około 7:40. Podróż jest krótka, więc na przystanku w Wielkiej Wsi wysiadam już parę minut po 8-mej.
Dojście do szlaku
Do czerwonego szlaku mam stąd około 1,5 kilometra. Z przystanku cofam się kawałek do najbliższej przecznicy, a następnie skręcam w ulicę Szkolną i rozpoczynam zejście nią w stronę dna Doliny Prądnika.
W pewnym momencie wydaje mi się, że ulica kończy się ślepo, bramą do czyjegoś domu. Już mam zawracać i sięgać po nawigację, jednak moją uwagę przyciąga ścieżka wydeptana wzdłuż płotu tej posesji. I faktycznie, to nią należy iść dalej.
Mijam ogrodzenie i trafiam na dużą, pochyłą łąkę. Przechodzę przez nią w poprzek, a następnie ścieżka kieruje mnie do lasu, którym po chwili docieram do asfaltu na dnie doliny. To tam po raz pierwszy trafiam na czerwone oznaczenia Szlaku Orlich Gniazd.
Przejście fragmentu Szlaku Orlich Gniazd
Skręcam w lewo i ruszam na północ. Tu, oprócz czerwonego szlaku, jest jeszcze lokalny niebieski. Nie jest to jednak ten sam długodystansowy niebieski, o którym wspominałem parę akapitów temu. Ten ma tylko parę kilometrów długości i zaraz zresztą skręca na wschód, biegnąć dalej własnym torem.
Droga prowadzi przez teren lekko zabudowany. Są pojedyncze domki (raczej dość stare), parę pól oraz sporo łąk i lasów dookoła. Pojawiają się też pierwsze wapienne skałki, bardzo charakterystyczne dla okolic Ojcowa.
Chwilę później mijam tablicę witającą mnie na terenie parku. A właściwie to tylko drewnianą konstrukcję, na której tablica być powinna. Kiedyś była, teraz ktoś ją zabrał albo uległa zniszczeniu. W każdym razie, jestem już oficjalnie w OPN.
Przechodząc pod jednym z domów mijam na drodze psa. Takiego niewielkiego, jasnobrązowego kundla. W sumie nic nadzwyczajnego, na wsiach pełno psów, a część lata sobie luzem po ulicach. Tyle, że ten postanowił za mną iść. I to nie kilka metrów. Nawet nie parę minut. Nie kilometr, nie dwa, nie pięć. Nic mu nie dałem, nie zrobiłem, a ten lazł za mną przez ponad połowę wycieczki. Znudził się dopiero kawałek za Ojcowem. Tam wdał się w „szczekaninę” z innymi psami i już postanowił zostać. Gdyby nie to, pewnie przeszedłby ze mną cały park.
Czasem asfalt na chwilę znika, by zamienić się w szuter. Później jednak znów się pojawia. Drogi są tu generalnie znośnej jakości. Kiedyś jechałem przez Ojcowski Park Narodowy rowerem szosowym i sprzęt przetrwał to bez problemu.
Po bokach pojawia się coraz więcej skałek. Robią się większe, nabierają ciekawszych kształtów. Przy szlaku często mam też spokojnie płynący strumień. To właśnie Prądnik, od którego pochodzi nazwa tutejszej doliny.
Gdzieś pod drodze do mojej trasy dołącza żółty szlak. Chwilę później, po prawej stronie startuje zielony, którym można dojść do Jaskini Ciemnej (by kupić bilet należy jednak wejść od strony Ojcowa). Ja tymczasem idę po wygodnej, płaskiej drodze podziwiając coraz ładniejsze widoki dookoła.
Po jakimś czasie docieram do jednego z najbardziej charakterystycznych miejsc na terenie parku. Z lewej strony mam tak zwaną Bramę Krakowską, która składa się z dwóch pionowych skał wznoszących się po obu stronach ścieżki. Za nią znajduje się Wąwóz Ciasne Skałki, przez który prowadzi szlak koloru niebieskiego (tym razem chodzi o ten długodystansowy niebieski).
Po prawej stronie mam z kolei dobry widok na bogato rzeźbioną formację skalną pełną wapiennych igieł. Kilka z nich jest podobnych do palców wyprostowanej dłoni. Stąd też, ich nazwa brzmi Rękawica.
W pobliżu jest też parę ławek do odpoczynku, bijące z ziemi źródło (Źródełko Miłości) oraz kilkumetrowa, skalna jama nazwana Jaskinią Krowią. Aha, w szczycie sezonu są też tłumy, konne dorożki oraz masa sprzedawców drobnej gastronomii i badziewnych pamiątek. Dziś, w drugiej połowie grudnia, jestem tu wyłącznie ja i „mój” pies-przybłęda.
Przez kolejne 100 metrów szlak biegnie jeszcze po asfaltowej drodze, lecz późnij z niej zbacza i prowadzi mnie co prawda równolegle do niej, tyle że po drugiej stronie potoku.
Od czasu do czasu trafiam na co ciekawsze skałki, a później zaczynam zbliżaj do Ojcowa – miejscowości uznawanej za centrum parku. Najpierw przechodzę przy dużej hodowli tutejszych pstrągów, następnie maszeruję już ulicą pełną domków, pensjonatów i restauracji.
W ścisłym centrum, oprócz jeszcze większej liczby lokali, noclegów i rozmaitych wypożyczali, znajduje się też park, muzeum oraz oczywiście zamek. Ten ostatni jest na wzgórzu, które osiąga się wspinając na parę sekcji kamiennych schodków.
Zwiedzanie ruin zamku jest płatne. W sezonie 2019 ceny wynoszą 4 zł za bilet normalny i połowę z tego za ulgowy. Kiedyś tu byłem, ale szczerze mówiąc nie ma nic nadzwyczajnego. No ale: raz, że to ruiny, dwa – ja nie jestem szczególnym miłośnikiem zwiedzania takich rzeczy. Dziś zresztą i tak nie miałbym ku temu okazji, bo otwierają od 10-tej, a jestem tu nieco wcześniej.
Po wejściu na zamkowe wzgórze szlak zakręca i zaczyna schodzić w stronę parkingów (tych przy drodze, bo główny potrafi zapełnić się bardzo szybko). Nim jednak do nich dotrze, skręca w lewo i znika w lesie. Choć tak na dobrą sprawę, to znika tylko na kilkaset metrów. Później znów dociera do poziomu ulicy.
Tu jednak warto się na chwilę zatrzymać. Po prawej stronie znajduje się tak zwana Kaplica na Wodzie. Jest to niewielka kaplica, zbudowana… no, tu bez zaskoczenia – na wodze. A konkretnie, to niewiele ponad poziomem strumienia Prądnik, rozciągając się z jednego brzegu na drugi. Ciekawa budowla.
W dalszej części szlak odchodzi trochę od szosy, kierując się na niewielkie wzgórze po jej lewej stronie. Najpierw czeka mnie chwila leśnego podejścia, następnie droga w dół, a później całkiem przyjemny odcinek wśród niewielkich skałek.
Docieram do paru zabudowań. Z daleka słyszę szczekające psy. Idący ze mną kundel również zaczyna szczekać i rusza w ich stronę. Tu widzę go po raz ostatni.
Przed budynkami skręcam w prawo i idę chwilę przy jakichś uprawach. Później znów w las i parę minut delikatnego wytracania zdobytej niedawno wysokości. Na końcu czeka jeszcze kilka budynków, a później znów wchodzę na główną drogę przebiegającą przez park.
Drogę otaczają skałki. Nic nadzwyczajnego, przez poprzednie godziny zdołałem się już przyzwyczaić i teraz nie robią już wielkiego wrażenia. Ale w tych coś jednak przykuwa moją uwagę. W skale jest wąskie pęknięcie, w które prowadzi ścieżka. Jakaś jaskinia? Pójdę sprawdzić.
Przechodzę na drugą stronę drogi i zaczynam badać znalezisko. Faktycznie, w skałach jest szczelina, w sam raz na szerokość szczupłego człowieka. A że do grubych się nie zaliczam, to ściągam plecak i próbuję wejść. Da się kilka wcisnąć na kilka metrów, dalej dziura kończy się ślepo. Ot, przydrożna ciekawostka – jak ktoś lubi takie rzeczy, to też może przy okazji zajrzeć.
Idąc dalej, docieram do skrzyżowania z drogą 773, na którym szlak skręca w lewo. Kontynuuję więc marsz poboczem przez kolejne kilkaset metrów. Średnio przyjemny odcinek, ale na szczęście niezbyt długi. Po pewnym czasie ścieżka zbacza z szosy i kieruje mnie na prowadzące do góry schodki.
Podejście ciągnie się przez chwilę, a ja dostaję coraz lepsze widoki na dolinę poniżej. W końcu znów robi się płasko i docieram pod skupisko zabudowań. Tym razem o tematyce religijnej: jest tu kościół, ośrodek rekolekcyjny oraz zabytkowa pustelnia. Kawałek dalej stoi też kilka ławek dających niezłą okazję do zrobienia sobie przerwy.
Ruszam dalej. Na chwilę szlak wiedzie mnie szeroką, leśną ścieżką. Później jednak wychodzi w otwarty teren i prowadzi drogą przy paru domkach jednorodzinnych. To jednak też nie trwa długo. Parę minut później wraca las, a ja zaczynam zejście do poziomu ulicy.
I znów mało ciekawy odcinek na poboczu. Na szczęście, do krajobrazu wracają wapienne skałki, przypominając mi, że wciąż znajduję się na terenie parku narodowego.
Uliczny kawałek kończy się na następnym zakręcie. Znakowana na czerwono trasa odbija w prawo i ładnym lasem wyprowadza na kolejne wzniesienie. Na początku podejścia warto spojrzeć za siebie – jest fajny widok na minięte niedawno skałki.
Po chwili między drzewami trafiam na dużą polanę. Idę nią kawałek prosto, po czym skręcam w lewo. Kawałek dalej pojawia się asfalt i kolejne, niewielkie skupisko zabudowań.
Asfaltowy odcinek ciągnie się niemal kilometr. Później znów zagłębiam się w o wiele przyjemniejszym, leśnym otoczeniu. Ścieżka jest wygodna i szeroka, ale ze względu na brak wapieni, można tu zupełnie zapomnieć o fakcie, że przebywa się na terenie OPN.
Gdzieś po drodze mijam niewielki stawek. Kawałek za nim gruntowa ścieżka się kończy i trafiam na prowadzący w okolice zamku asfalt. Zanim jednak ruszę w kierunku budowli, mam zamiar na chwilę zejść na chwilę ze szlaku i podejść do Maczugi Herkulesa. To przecież jedna z najbardziej znanych atrakcji Ojcowskiego Parku Narodowego. Nie leży niestety bezpośrednio przy czerwonym szlaku, więc by do niej dotrzeć, trzeba zboczyć jakieś 150 – 200 metrów. Zapewniam jednak, że warto.
Po obejściu Maczugi wspinam się pochyłym zboczem z powrotem na szlak i ruszam w stronę zamku. W przeciwieństwie do tego w Ojcowe, tutejszy jest w znakomitym stanie. Można go zwiedzać, koszt biletu wynosi 18 zł. W cenie jest oglądanie wnętrz oraz stałych i czasowych ekspozycji muzealnych. Niestety, wymagany jest przewodnik, a w niektóre dni również wcześniejsza rezerwacja dla całej grupy.
Myślałem, że dziś będę mógł jedynie obejść budowlę dookoła, ale po podejściu do głównej bramy zauważyłem, że jest otwarta. Zajrzałem więc na główny dziedziniec, na sąsiedni, mniejszy plac, a także pooglądałem z góry zamkowe ogrody. Wygląda na to, że ta część jest otwarta dla wszystkich.
Po obejrzeniu zamku, ruszam dalej za symbolami czerwonego szlaku. Przez moment zaczyna on obchodzić mury zamku, lecz chwilę później prowadzi mnie już w dół zamkowego wzgórza po kamienno – betonowych schodach. Następnie odbija na północ i po kilkuset metrach opuszcza teren Ojcowskiego Parku Narodowego.
Po dojściu do granicy uznaję wycieczkę za zakończoną. Przeszedłem całą długość OPN, dalsza część szlaku prowadzi już główną drogą przez zabudowania okolicznych miejscowości.
Powrót z Pieskowej Skały do Krakowa
Postanawiam wrócić się na przystanek pod zamkiem. Początkowo nie wiem jednak na który, bo dość blisko siebie są dwa: jeden na drodze 773, drugi na spokojniejszej ulicy Wąwozowej. Nie jestem pewny skąd przyjedzie autobus, jednak większy sens wydaje się mieć czekanie na tym przy bardziej ruchliwej drodze (później decyzja okazuje się być trafiona). No i tutaj wisi przynajmniej jakiś rozkład.
Niestety, pokazuje on, że poprzedni kurs odjechał dosłownie parę minut temu, a następny będzie dopiero za ponad 2 godziny. Poważnie, aż tyle? Przecież w internecie trafiłem na dane, że nawet w weekendy jeździ coś o wiele częściej. Początkowo nie dowierzam, licząc, że rozkład jest stary albo nie uwzględnia wszystkich przewoźników. Ale z upływem czasu powoli godzę się z faktem, że trochę to sobie posiedzę.
I faktycznie, minęły te nieco ponad 2 godziny zanim pojawił się busik. Gdybym wiedział, że tak się to skończy, to pewnie podszedłbym te 5 kilometrów, które dzielą mnie stąd do krajowej 94-ki i złapał tam coś kursującego między Olkuszem i Krakowem. Tu tylko się wynudziłem i trochę zmarzłem. Ale cóż, w końcu wsiadłem i do domu wróciłem już bez większych problemów.
Podsumowanie
Myślę, że Ojcowskiego Parku Narodowego nie trzeba komukolwiek dodatkowo polecać. To piękne miejsce, pełne różnorodnych atrakcji. Jak ktoś nie był i mieszka niedaleko, to prędzej czy później powinien zajrzeć. A jak ktoś zna i lubi spędzać czas na świeżym powietrzu, to pewnie i tak od czasu do czasu tam zagląda.
Ja sam nawet nie wiem, która to była wizyta. OPN odwiedzałem już wiele razy i pewnie nieraz jeszcze tam wrócę. Choć park jest mały, oferuje naprawdę sporo. Dziś okazało się również, że przejście przez niego czerwonym Szlakiem Orlich Gniazd jest całkiem dobrym sposobem na poznanie wielu z jego największych atrakcji.
Mapa trasy z tej wycieczki: