Plan był prosty. Krótkie, niezbyt wymagające przejście gdzieś blisko miasta. Tak, żeby wypocząć, nie zmęczyć się oraz zdążyć przed zapowiadanym na popołudnie deszczem. Padło na trasę z Tokarni do Pcimia, poprowadzoną przez pasmo Kotonia w Beskidzie Makowskim.