Rowerem po Małopolsce – Szlak Bocianich Gniazd

Rowerowy Szlak Bocianich Gniazd to ciekawa propozycja dla tych, którzy chcą przejechać jakiś znakowany szlak w pobliżu Krakowa, a nie mają zbyt wiele czasu na taką wycieczkę. W poniedziałek 30 kwietnia, oprócz czasu, ograniczał mnie również upał i ubytek sił po kilku dniach mocniejszych treningów, więc postanowiłem odwiedzić gminę Czernichów w poszukiwaniu bocianów i ich okazałych mieszkań.

Uwaga, zdjęcia w tekście będą niestety średniej jakości. Podczas pływania kajakiem po Wiśle dzień wcześniej utopiłem aparat fotograficzny i podczas tej wycieczki byłem zmuszony robić zdjęcia telefonem komórkowym.

Dojazd do szlaku

Szlak Bocianich Gniazd leży na zachód od Krakowa. Od granicy miasta jest do niego zaledwie kilka kilometrów. Mieszkańcy dzielnic po lewej stronie miasta mają tam więc przysłowiowy rzut kamieniem. Inni nieco dalej, choć ciągle są to całkiem małe odległości. Ja mieszkam mniej więcej w centrum, więc aby wjechać na szlak będę potrzebował pokonać około 15 kilometrów.

Wyruszam dość późno, bo w okolicach 11-stej. Jest już gorąco, lecz biorąc pod uwagę poranny, półtoragodzinny trening biegowy, miało to sens – trzeba przecież chwilę odpocząć i coś zjeść. Choć wycieczka nie zapowiada się na szczególnie długą, pakuję 2,5 litra picia, 2 banany, batonik i trochę pieczywa.

Aby wydostać się z miasta, wjeżdżam na wały wiślane i jadę ich północną stroną w stronę Piekar. To łatwa i przyjemna droga, którą często wykorzystuję, aby uciec na zachód. Dalej czeka mnie lekko pofałdowana droga na Rączną, tam skręt na południe w stronę miejscowości Jeziorzany, a chwilę później w prawo na Podlas. I tym sposobem po około godzinie spokojnej jazdy jestem na szlaku.

Droga w okolicy miejscowości Rączna

Przejazd przez rowerowy Szlak Bocianich Gniazd

Szlak jest pętlą, którą można przejechać zgodnie z ruchem wskazówek zegara lub przeciwnie. Decyduję się na tą drugą opcję. Bez szczególnych powodów, właściwie to wybrałem w ostatniej chwili decydując się na skrzyżowaniu jechać prosto, zamiast skręcić w prawo. Może zachęciła mnie droga wśród zieleni na zdjęciu poniżej.

Początek szlaku (dla mnie, bo w sumie ciężko mówić o początku szlaku w kształcie pętli)

Na trasie są ponoć cztery bocianie gniazda (stąd też jego nazwa). Nie znam dokładnych lokalizacji, ale gdzieś kiedyś przeczytałem, że powinny być przy drodze. Więc jadę i się rozglądam, zwracając szczególną uwagę na wszelkiego rodzaju słupy i inne konstrukcje, których bociany lubią używać jako podstawę swoich konstrukcji.

Pierwsze kilometry, szczerze mówiąc, nie są zbyt atrakcyjne. Trasa prowadzi przez centra wsi, wśród zabudowań, nie zawsze z resztą należycie zadbanych. Widoki średnie albo wcale, nawierzchnia różnej jakości, ale przeważnie najlepsze lata ma już za sobą. Do tego czasem mam wrażenie, że zaraz wyleci na mnie jakiś wielki pies (na szczęście wyleciały tylko dwa małe, ale skończyło się na obszczekaniu tylnego koła).

Typowy klimat pierwszej części trasy (tu akurat z fajnym, świeżo położonym asfaltem)
Na niektórych fragmentach jedzie się polnymi drogami

Patrząc na powyższe zdjęcie, można się zastanawiać, czy da się wybierać w tę trasę rowerem szosowym. Moim zdaniem tak, choć wiadomo, szosą najfajniej jeździ się po szosie. Odcinków bez asfaltu nie ma jednak aż tak dużo, a nawet jak się zdarzą, to nie powinno być problemów z ich pokonaniem. Wyjątkiem może być czas po mocniejszych opadach, gdzie na pewnych odcinkach na pewno pojawi się trochę błota. Powyższe oczywiście nie zmienia faktu, że przyjemniej byłoby na MTB albo czymś pośrednim. Ale szosą też można, choć będzie odrobinę trzęsło na tych szutrach lub popękanym asfalcie.

Na pierwsze gniazdo trafiam w okolicach miejscowości Zagacie. Znajduje się po prawej stronie drogi, na słupie energetycznym. Raczej łatwo go dostrzec. Ponieważ pora roku taka, że bociany akurat niedawno wróciły, gniazdo okazało się zamieszkane.

Myślę, że pora wspomnieć o oznaczeniach na szlaku. Po pierwszą, są czerwone – warto wiedzieć, ale to szczegół. Druga sprawa, miejscami sporo im brakuje do ideału. Trzeba jechać uważnie i dobrze się rozglądać, żeby nie pobłądzić. Mi i tak się zdarzyło, choć to nie pierwszy raz, kiedy pokonuję tę pętlę. Przyda się GPS z zapisaną mapą trasy, bo inaczej może zajść konieczność zawracania i szukania czerwonych symboli po okolicy.

Kolejne gniazdo spotykam w Wołowicach. Również stoi na słupie, choć tym razem po lewej stronie. I także jest zamieszkane, nawet podwójnie. Jednego bociana widać było bardzo dobrze, drugiemu wystawała tylko głowa, ale też dawał oznaki życia. Kto wie, może w środku oprócz nich były też kolejne, z młodszego pokolenia?

Dalej szlak staje się moim zdaniem nieco ładniejszy. Mniej jest wiejskich zabudowań, więcej jazdy wśród otwartych przestrzeni, przy lasach, łąkach, porośniętych rzepakiem polach i niewielkich stawach. Pogoda sprzyja, więc podróż od razu robi się przyjemniejsza.

Jeden z fajniejszych widoków na trasie
Sezon na rzepak w pełni

Trochę na południe od Dąbrowy Szlacheckiej trafiam na następne gniazdo. Tym razem jest zbudowane na drzewie, kawałek od szosy. Żeby przyjrzeć się bliżej, muszę wjechać na jakąś ślepą, gruntową dróżkę, która prawdopodobnie jest czyimś dojazdem do domu. Na szczęście, nikt nie próbował mnie przeganiać.

To gniazdo wygląda jednak na puste. Choć może być oczywiście tak, że bocian jest w środku i siedzi, bądź leży, ale tego już nie mogę potwierdzić, więc po krótkiej obserwacji ruszam w dalszą drogę.

Szlak jest pagórkowaty. Nie ma na nim jakichś wymagających podjazdów czy długich zjazdów, ale czuć, że często jedzie się albo lekko pod górkę, albo w dół. Nie jest to wielki problem, ale dobrze mieć na uwadze, że przyda się odrobina kondycji. Warto także założyć, że przejechanie tego 15-kilometrowego szlaku może zająć trochę więcej niż się wydaje. Są wspomniane pagórki, drogi gruntowe lub z kiepskim asfaltem, a do tego nietrudno się zgubić. Myślę, że czas 1 – 1,5 godziny wydaje się realnym oszacowaniem.

Końcowy odcinek to przejazdy wśród pól i lasów dających trochę przyjemnego cienia. To również nieco lepsze drogi, gdzie można trochę przyspieszyć. Wydaje mi się, że dobrze wybrałem robiąc tę pętlę przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Dzięki temu atrakcyjność trasy z czasem stawała się coraz większa.

Pokonując ostatnie kilometry uważnie rozglądam się za czwartym gniazdem, ale nie udaje mi się go odnaleźć. Powodów może być oczywiście kilka:

  • Przegapiłem – jak najbardziej możliwe, choć jechałem powoli i dokładnie skanowałem okolicę. Do tego, pokonywałem ten szlak już drugi raz i wcześniej też znalazłem jedynie trzy gniazda.
  • Liczba cztery jest nieaktualna i któreś z tych gniazd już nie istnieje.
  • Za bocianie gniazdo można uznać takie małe coś jak na zdjęciu poniżej. Wtedy faktycznie byłyby cztery.
Potencjalne czwarte bocianie gniazdo (gdzieś w Wołowicach)
A może kiedyś było tutaj?

Powrót do Krakowa

W końcu trafiam na miejsce, z którego rozpoczynałem jazdę. Całość, z licznymi przerwami na zdjęcia, jedzenie i szukanie drogi faktycznie zajęła mi około półtorej godziny. Ale tak to jest ze znakowanymi szlakami – nimi zawsze jedzie się wolniej niż na przykład drogą krajową pomiędzy dwoma miastami.

Ok, pora wracać. Kieruję się z powrotem na Rączną, a później odbijam na północ chcąc wracać przez Liszki. Pomyliłem jednak któryś z zakrętów i zanim się zorientowałem, byłem już niemal w Piekarach. No trudno, wracam kawałek podobną drogą, co wcześniej. Ciągle mam jednak trochę sił, więc postanawiam odwiedzić Las Wolski. Robię podjazd pod ZOO, potem chwilę przerwy pod Kopcem Piłsudskiego i zjeżdżam w dół. Na koniec jeszcze pętla wokół Błoń (bo w sumie po drodze) i do domu.

Razem wyszło lekko powyżej 65 km. Prędkości bardzo małe, więc nawet licząc z porannym bieganiem, nie czułem jakiegoś szczególnego zmęczenia. Miło widzieć, że forma rowerowa idzie w górę po zimowej przerwie.

I jeszcze standardowo mapki: szlaku oraz całej przejechanej trasy:

Przebieg Szlaku Bocianich Gniazd według mapy cycling.waymarkedtrails.org (oznaczenie skrótem SBG)
Przejechana trasa

Szlak Bocianich Gniazd – ocena trasy

Na koniec wypadałoby jakoś ocenić ten szlak. Myślę, że jest jednak dość przeciętny. W ponad połowie prowadzi przez lekko zaniedbane wioski. Ma parę ładnych fragmentów, ale też w sumie nic nadzwyczajnego, czego nie byłoby w innych miejscach. Zaletą są na pewno tytułowe bocianie gniazda. Faktycznie trochę ich tu jest, a jak ktoś lubi ptaki, to może sobie trochę pooglądać. Ponoć można nawet trafić jak spacerują po okolicznych łąkach.

Jest trochę problemów z nawierzchnią. Niby da się przejechać każdym rowerem, ale na szosowym trochę człowieka wytrzęsie. Z kolei mając MTB chyba lepiej pobawić się w lasach, których jest parę w okolicy. No i w końcu oznaczenie trasy – w kilku miejscach przydałyby się dodatkowych znaki, bo jednak błądzenie czy jazda z non-stop włączonym GPS-em nie jest szczytem przyjemności.

Plusem jest natomiast mały ruch. Niby ciągle jest się bardzo blisko Krakowa, a są odcinki (i to asfaltowe odcinki), po których przez parę minut potrafi nie przejechać żaden samochód. Ja generalnie uważam, że i tak miło spędziłem czas na tym szlaku. Lubię zwiedzać swoją okolicę, a że gminę Czernichów mam niedaleko, to pewnie i tak za jakiś czas znów zawitam na tamtejszych drogach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *